
Dojazd do Agrigento był jak podróż Dantego w Boskiej Komedii. Zagubieni, na niedokończonych drogach południowej Sycylii, daliśmy się prowadzić nawigacji Google’a – naszemu Wergiliuszowi – przez kręgi Sycylii. By wznieść się do empireum – antycznej Doliny Świątyń w Agrigento, musieliśmy przeniknąć przez piekło (sycylijski interior zimą), czyściec (Morgantinę) i niebo (Villa Romane del Casale i Scala dei Turchi)…
O TYM PRZECZYTASZ W TYM WPISIE
Sycylijskie sceny dantejskie
Doświadczenie interioru południowej Sycylii zimą nie jest łatwe. Latem być może jest inaczej. Pola i sady uginają się wtedy pod darami ziemi, powietrze zatrzymuje w miejscu upał, ciszę zaburza śmiech turystów z wynajętych kabrioletów pędzących na jedną z pełnych już plaż. Rozgrzany krajobraz faluje, a lekko przykurzone i wymarłe stacje kolejowe nie rażą pustką, ale kuszą tajemnicą, jak portale między zatrzymanymi w czasie wioskami i miasteczkami.
Zimą w środkowej Sycylii jest jak w starych, dobrych piosenkach Kazika. Jest tak brzydko i brudno, że pękają oczy. Wszystko tarza się w błocie, drogi straszą dziurami, gdzieniegdzie ktoś udaje, że je remontuje, pracując w tym czasie nad willą na wybrzeżu finansowaną z unijnych przelewów za puste faktury. Budynki niewzruszone tym wszystkim dalej się rozpadają. Robią to już od wielu dekad, więc dlaczego miałyby nagle przestać.
Słońce tego wszystkiego nie ogląda, bo zamiast opalać pięknych i bogatych turystów, chowa się ze wstydu za chmurami. A te, wczuwają się w ten „sorry, taki mamy klimat”, co jakiś czas pochlipując smutno pseudodeszczem.
Takie był nasze dantejskie piekło, kiedy jechaliśmy do Doliny Świątyń, największej antycznej atrakcji południowo-wschodniej Sycylii. Droga z Katanii do Agrigento to 160 km przez interior na południowo-zachodnie wybrzeży wyspy. Mniej więcej połowę tej trasy można pokonać autostradą.
Ale można też wybrać boczne drogi i z wygodnej trasy zjechać po jakichś 50 kilometrach. Bo przecież autostrada to nudy, a interior kusi tajemnicą, przygodą, niespodziewanym. No i skusił, ale zamiast największą tajemnicą, jaką dla nas miał, było pytanie „czy dacie radę przejechać przez to błoto, które wam przygotowałem?”
Co nas czekało po drugiej stronie błotnych niby-dróżek? Za zjechanie z autostrady dostaliśmy w prezencie dwa ciekawe miejsca – poza sezonem puste, do zwiedzenia we własnym tempie. W naszym przypadku chłodne i deszczowe, ale czy to utrudnienie, czy też zaleta (latem potrafi tu być grubo ponad 30 stopni), to już każdy musi sobie sam odpowiedzieć.
Plan podróży przez sycylijski interior
Morgantina – dwa tysiące lat zapomnienia
Trudno powiedzieć, co przekonało nas do wyprawy do Morgantiny. Może opis w przewodniku, który mówił o antycznym mieście rozrzuconym na wzgórzach z cudownym widokiem na dolinę? Może ciekawa historia? W końcu Morgantina to dawna osada Sykulów – przedhelleńskich mieszkańców wyspy. Może wyszukana gdzieś informacja o dobrze zachowanym układzie osiedla sprzed ponad dwóch tysięcy lat?
Pewnie na naszą decyzję złożyło się wszystko po trochu. Ale za wyprawą do Morgantiny przeważyła… Villa Romana del Casale, którą opisaliśmy dla Was we wpisie Villa Romana del Casale: rzymski przepych. To tam chcieliśmy pojechać, by zobaczyć najlepiej zachowaną rzymską willę na Sycylii i najpiękniejsze sycylijskie mozaiki. A skoro Villa Romana del Casale znalazła się jako pozycja obowiązkowa na naszej liście, to leżąca na drodze do niej Morgantina dostała status szybkiego przystanku w drodze.
Jak już pisaliśmy, do Morgantiny przejechaliśmy przez sycylijskie piekło. Rozpadające się stacje kolejowe i opuszczone gospodarstwa, błoto zalewające urywające się drogi, ciągnące się kilometrami remonty jezdni, wyboje… Morgantina była naszym czyśćcem. Przywitała nas mżawką i chłodem, ale też przyjemnymi widokami i pustką. Pozwoliła przejść się tymi samymi chodnikami, którymi chodzili jej mieszkańcy dwa tysiące lat temu. Dała zajrzeć do ruin ich domów, zejść z osiedla na agorę, rzucić okiem na scenę teatru. Dwiema niewielkimi mozaikami rozpaliła pragnienie na więcej. Stała się więc teaserem i rozgrzewką przed Villa Romana del Casale.
Morgantina była ciekawym przykładem współżycia Sykulów z helleńską kolonizacją. Przedhelleńscy mieszkańcy wyspy założyli tu osadę ok. IX w. p.n.e. W VI w. p.n.e. dołączyli do nich chalcydejscy osadnicy. Obie grupy żyły w zgodzie prawdopodobnie przez ok. 100 lat, kiedy to dawni gospodarze obrócili się przeciwko gościom i wzniecili rewoltę. W jej trakcie miasto zostało zniszczone.
Po odbudowie zyskało regularny plan z ulicami przecinającymi się pod kątem prostym, porządne mury miejskie i protekcję polityczną Syrakuz. To pozwoliło Morgantinie zająć ważne miejsce w strukturze administracyjnej interioru. Okres świetności potrwał do III w. p.n.e. Miasto wtedy stopniowo straciło na znaczeniu, aż w końcu zostało opuszczone i zapomniane na ponad 2000 lat.
Czy warto odwiedzić Morgantinę? Tak, ale raczej nie warto jechać do niej specjalnie kilkadziesiąt kilometrów z wybrzeża. To jednak ciekawy i przyjemny przystanek w drodze do Villa Romana del Casale, dający szersze spojrzenie na urbanistykę starożytnych miast, ich rozplanowanie i ułożenie budowli w przestrzeni.
Starożytna Morgantina
Godziny otwarcia: 9:00-17:00 (ostatnie wejście: 16:00).
Bilet normalny: 6 EUR, bilet ulgowy: 3 EUR (za nasze dzieci w wieku szkolnym nie płaciliśmy).
Scala dei Turchi – tureckie schody do nieba
Scala dei Turchi jest jedną z tych atrakcji, o których mówi się „instagramable” – jak tarasy Pamukkale i ta skała w Norwegii. Pewnie większość z Was, jak my, nie pamięta jej nazwy, ale wiecie, o którą chodzi. Podejrzewamy, że większość turystów trafia na tureckie schody, bo wrzuciło słowo „Sycylia” w wyszukiwanie na instagrami, albo „atrakcje Sycylii” w wyszukiwanie grafiki na Google’u. Zobaczyli wtedy między innymi śnieżnobiałe, wapienne klify schodzące do morza i już wiedzieli, że na ich instagram czy wallu na Fejsie też to musi być.
Scala dei Turchi znajdują się kilkanaście kilometrów na zachód od Agrigento. Swoją nazwę wzięły z jednej strony od wyglądu – wysoki brzeg schodzi łagodnie, schodkowymi tarasami do morza oraz z historii – tutejsze wybrzeże z zatokami osłaniającymi od wiatru było przez długi czas za panowania Imperium Osmańskiego bazą tureckich i berberskich piratów.
Miejsce ma rzeczywiście ogromny urok. I to zarówno na zdjęciach, jak i na żywo. Nawet w mało sprzyjających okolicznościach, w których akurat mieliśmy okazję je zobaczyć.
Czy można wejść na klif?
Scala dei Turchi można podziwiać z kilku miejsc. Dwa punkty widokowe znajdują się przy drodze. Napiszemy o nich więcej przy informacjach praktycznych trochę niżej. Najpiękniej klify ogląda się z dołu – z pobliskiej plaży. Do mniej więcej 2020 roku nie było też większych problemów z wejściem na klify.
Wtedy jednak zaognił się spór między Ferdinando Sciabarrà – właścicielem terenu a regionalnymi władzami. Sciabarrà miał dosyć utrzymywania terenu i chciał go sprzedać. Państwo oraz samorząd nie były jego ofertą zainteresowane. Co więcej, zarzucono mu, że nie dba o swoją własność i nałożono mandat za niesprzątnięte śmieci i ogólny bałagan. Zamknięto też na jakiś czas dostęp do klifów.
Kiedy odwiedziliśmy je w styczniu 2022 roku, wejście na klify nie było możliwe. Zaledwie dzień przed naszym przyjazdem ktoś rozlał na klifach czerwoną substancję. Prawdopodobnie był to akt protestu przeciwko bezczynności państwa i samorządu. Zamiast oglądać klif w tłumie turystów, oglądaliśmy go z dziennikarzami i oficjelami, którzy przyszli na plażę dawać wywiady i obserwować postępy ekipy wolontariuszy, którzy czyścili skały.
Schody udało się posprzątać, sprawców nie wykryto. Sciabarra chwilę później wystosował apel do Elona Muska, że skoro państwo i władze regionalne nie biorą na siebie odpowiedzialności za ten niezwykły pomnik natury, to może on go odkupi. Elon nie odpowiedział. Odezwały się za to władze, twierdząc że pracują nad ugodą z właścicielem i wkrótce zarządzanie terenem się poprawi. Podtrzymany przez właściciela szum medialny może więc przyniesie jakiś skutek.
Jak jest więce teraz z wejściem na klif? Wydaje się, że oficjalnie na klify wejść nie można. Dostępu strzeże dziurawy płot, który jednak łatwo przeskoczyć. Na dostępnych zdjęciach z 2022 roku widać zresztą większe lub mniejsze ekipy chodzące po „schodach”. Historia więc trochę jak z Polski. Właściciel kłóci się z administracją, wejście jest zamknięte, a i tak ci odważniejsi przeskakują przez płot.
Największym minusem całej sytuacji jest to, że o miejsce właściwie nikt nie dba. W sieci obejrzycie piękne widoki w promieniach zachodzącego słońca. Ale gdyby nie odpowiednie kadrowanie i filtry, to z bliska Scala dei Turchi wyglądają również tak, jak na zdjęciu poniżej. Otaczają je śmieci, resztki tablic informacyjnych i dziurawe prowizoryczne ogrodzenie.
Czy Schody Turków są warte wycieczki? Naszym zdaniem tak. Nawet jeśli nie uda się wejść na klif i skorzystać z jednej z urokliwych plaż w jego cieniu, to sam widok tego niezwykłego dzieła natury robi ogromne wrażenie.
Scala dei Turchi – informacje praktyczne
Najłatwiej do Scala dei Turchi dojechać oczywiście samochodem. Tuż obok jest kilka prywatnych płatnych parkingów, które, jeśli wierzyć recenzjom na Tripadvisor, kosztują w sezonie od 5 EUR w górę. My nie musieliśmy płacić, bo poza sezonem było pusto i parkowanie na plaży nie stanowiło żadnego problemu. To oczywiście żart. Zaparkowaliśmy na poboczu, a samochód ze zdjęcia poniżej, to lokalne służby. Jak dojechali aż tak blisko Schodów – nie pytajcie. Ta plaża jest miejscami naprawdę wąska i kamienista.
Jeśli nie dysponujecie własnym środkiem transportu, to w sezonie dodatkową opcją jest autobus, który dojeżdża tutaj z Agrigento.
Na plażę prowadzącą do klifów można zejść tylko w jednym miejscu – przy Lounge Beach Scala dei Turchi. Na górze mamy za to dwa tarasy widokowe. Jeden bliżej zejścia, z którego jednak tak naprawdę nic (poza wielkim błękitem morza) nie widać oraz drugi – położony znacznie dalej, ale dający szansę na ładne ujęcie. Na dole schody robią już ogromne wrażenie przy okalającym je płocie, choć naprawdę pięknie robi się dalej (o ile uda się Wam wejść) – na klifie oraz skrywającymi się za nim plażami.
Agrigento – średniowieczne miast w cieniu Antyku
Do Agrigento przyjechaliśmy wyłącznie dla Doliny Świątyń oraz Muzeum Archeologicznego. Same miasto, na podstawie lektury przewodników znalezionych w sieci, nie zachęciło nas na tyle, by poświęcić mu choćby parę godzin. Stare, średniowieczne miasto zachowało kilka ciekawych zabytków, przede wszystkim XIII-wieczny klasztor Santo Spirito (Monastero Santo Spirito). Nie mieliśmy jednak ochoty na utknięcie po raz kolejny w ciemnych uliczkach sycylijskiego miasteczka, we wczesnowieczornych korkach i chaosie.
W dodatku Agrigento to jedno z najbiedniejszych miast Sycylii. Mimo setek tysięcy turystów przyjeżdżających tu corocznie dla Doliny Świątyń nie może wydobyć się z marazmu i upadku. Po przejażdżce po dość przygnębiającym interiorze, oglądanie kolejnego rozpadającego się miasteczka, które dawniej konkurowało o miano najpiękniejszego z helleńskich miast, wpędziłoby nas w depresję.
Ale żeby nie było – dorzuciliśmy się do lokalnej gospodarki, zajeżdżając na koniec dnia (jak już zostaliśmy delikatnie wyproszeni z Muzeum Archologicznego w związku z jego zamknięciem) do jednej z nielicznych otwartych pizzerii – Pizza Lampo da Ettore. Było miło, całkiem tanio i smacznie.
Dolina Świątyń
Dolina Świątyń w Agrigento (greckie Akragas, rzymskie Agrigentum) to najbardziej znane stanowisko archeologiczne na Sycylii. Swego czasu Akragas było jednym z największych miast Wielkiej Grecji – mniej lub bardziej niezależnych greckich kolonii zakładanych w basenie Morza Śródziemnego.
Dziś z miasta, które w V w. p.n.e. liczyło około 300 tysięcy mieszkańców, było otoczone 12-kilometrowymi murami z dziewięcioma bramami pozostał kompleks świątyń i nekropolii nazywany Doliną Świątyń. Miejsce to nie tylko znalazło się na liście UNESCO w 1997 roku, ale stało się symbolem tej organizacji. Napis UNESCO w logo instytucji jest wpisany w obrys fasady Świątyni Concordii. Każda z sześciu liter odpowiada jednej z kolumn.
Najcenniejsze eksponaty znalezione na terenie miasta umieszczono w Muzeum Archeologicznym. Jeśli do Agrigento przyjedziecie latem, to warto zaplanować sobie wizytę tak, by muzeum zwiedzić w czasie największego skwaru. Dolina Świątyń to bowiem w dużej mierze odkryty teren, który sycylijskie słońce nagrzewa do piekielnych temperatur.
My jednak zwiedzaliśmy ją pod koniec grudnia i uznaliśmy, że najpierw chcemy zobaczyć ogół, by przejść do szczegółu. Postanowiliśmy wyrobić sobie ogólne wrażenie na temat starożytnego miasta, a potem przejść do szczegółów pokazanych w muzeum. Nie chcieliśmy też zwiedzać Doliny po zmroku. Mimo, że według przewodników jest ona pięknie oświetlona, to po pierwsze zimą po zmroku potrafi być na Sycylii całkiem zimno, a po drugie poza sezonem z dbałością o takie szczegóły jak oświetlenie na Sycylii bywa różnie.
Krótka historia Akragas
Według legendy Akragas założył Dedal. Na Sycylię dotarł na wymyślonych przez siebie skrzydłach. Dotarł sam, ponieważ jego syn – Ikar, z którym wspólnie uciekli z rządzonej przez króla Minosa Krety, nie przeżył podróży. Wzniósł się zbyt blisko słońca, które stopiło łączące skrzydła wosk, i runął do morza. Jego zdruzgotany ojciec pochował go u wybrzeży Grecji i dotarł do Sycylii, gdzie w mieście Kamikos ugościł go Kokalos. Według Herodota Kamikos to późniejsze Akragas.
Dedal za gościnę miał wybudować w Kamikos wiele olśniewających budynków oraz otoczyć je murami. Te przydały się bardzo szybko, bo Minos odkrył, gdzie skrywa się Dedal. Przybył do Kamikos i zażądał wydania Dedala. Kokalos nie tylko odmówił, ale wydał rozkaz zgładzenia króla Krety przez nalanie do jego kąpieli wrzątku. Kreteńczyków poinformowano o nieszczęśliwym wypadku, ale ci nie uwierzyli w te zapewnienia i zaatakowali Kamikos. Mury zdały egzamin i wytrzymały długie oblężenie:
Po jakimś czasie z bożego nakazu mieli wszyscy Kreteńczycy, prócz mieszkańców Polichne i Prajsos, z wielką flotą przybyć na Sykanię i przez pięć lat oblegać miasto Kamikos, które aż do moich czasów zamieszkiwali Akragantyjczycy. W końcu nie mogąc ani go zdobyć, ani pozostać, bo musieli walczyć z głodem, poniechali go i ustąpili. („Dzieje”, Herodot)
Ciało króla miało wrócić do pałacu w Knossos wiele wieków później, kiedy jeden z tyranów Akragas zdecydował się je odesłać dla poprawy stosunków z Kreteńczykami.
Jeśli Herodot dobrze opisuje historię, momentu założenia Kamikos/Akragas należy szukać gdzieś przed XIII w p.n.e. Jego pierwszymi mieszkańcami byliby Sykulowie – przedhelleńscy gospodarze Sycylii. Powszechnie przyjmuje się jednak, że miasto jest znacznie młodsze. Mieli je założyć ok. 580 r. p.n.e. osadnicy z Rodos i Krety, którzy mniej więcej 100 lat wcześniej założyli również pobliską Gelę. Potężne mury Akragas to efekt rozbudowy miasta przez tyrana Phalarisa (ok. 570-549 r. p.n.e.).
Okres największej świetności miasta przypadł 100 lat później. To wtedy powstają ogromne doryckie budynki w Dolinie Świątyń. Poeta Pinda pisze o Akragas jako o „najwspanialszym mieście zbudowanym przez śmiertelników”. Empedokles, ten sam, co miał rzucić się do Etny, opisał jego mieszkańców, że „ucztują, jakby mieli umrzeć następnego dnia, a budują, jakby mieli żyć wiecznie”.
Ten złoty wiek zakończyły wojny z Atenami i Kartagińczykami. Miasto nadal było jednak ważnym lokalnym ośrodkiem aż do upadku Cesarstwa Rzymskiego. Dopiero wraz z jego końcem straciło na znaczeniu i popadło w ruinę. Dawne budynki i świątynie, niszczone przez czas i trzęsienia ziemi stały się co najwyżej źrodłem budulca dla kolejnych wersji kurczącego się pobliskiego miasta.
Najwięcej szczęścia miała w tej całej historii miała Świątynia Concordii (Zgody). Przetrwała, bo dzięki przekształceniu w chrześcijańską bazylikę uniknęła losu wielu innych świątyń zburzonych pod koniec VI w. na fali walki z pogaństwem. W nowej formie przetrwała aż do połowy XVIII w. Wtedy rozebrano chrześcijańskie dodatki, przeprowadzając swoistą rehellenizację i stała się zabytkiem oraz symbolem wielkiej przeszłościwyspy i Agrigento.
Jakby wyglądała, gdyby tego nie zrobiono? Możecie to zobaczyć w Syrakuzach na Piazza del Duomo, gdzie katedra Narodzenia Najświętszej Maryi Panny gości sobie od ponad 1500 lat w murach Świątyni Ateny.
Co zobaczyć w Dolinie Świątyń
Świątynia Concordii
Wspomniana już Świątynia Zgody (Concordii) to edna z najlepiej zachowanych świątyń doryckich na świecie. Nazywana jest nawet Partenonem Wielkiej Grecji (Magna Graecia). Ma 40 metrów długości, 17 metrów szerokości i prawie 9 metrów wysokości. Zbudowano ją między 450 a 430 r. p.n.e.
Była prawdopodobnie poświęcona Kastorowi i Polluksowi, braciom przyrodnim obecnym zarówno w greckiej i rzymskiej mitologii. Współczesna nazwa została zaczerpnięta z inskrypcji odnalezionej w pobliżu świątyni w XVI wieku. Przed świątynią leży „Ikar upadły” – najsłynniejsza (choć zdecydowanie niejedyna) sycylijska rzeźba Igora Mitoraja.
Świątynia Junony
Zbudowano ją w tym samym czasie, co Świątynię Concordii i poświęcono Herze. Miała też podobne wymiary: 41 na 20 metrów i podobny układ kolumnowy co większość innych świątyń (6 na szczytach i 13 na bokach – łącznie 34). Większość z tych kolumn zachowała się do dzisiaj. Niektóre z nich nadal noszą ślady wielkiego pożaru wywołanego przez Kartagińczyków w 406 r. p.n.e.
Świątynia przetrwała tamten atak i była później używana w czasach rzymskich, gdy Rzymianie przejęli do swej mitologii Herę jako Junonę. Przed świątynią zachowały się ruiny ołtarza, na którym dokonywano obrzędów, zapewne głównie zawierania małżeństw, których opiekunką była Junona.
Świątynia Zeusa
Otwarta przed dwiema powyższymi – ok. 480 r. p.n.e. dla uczczenia zwycięstwa nad Kartagińczykami, ale tak naprawdę nigdy nie ukończona. Była jedną z największych świątyń Antyku. Miała 113 metrów długości, 56 metrów szerokości i 33 metry wysokości. To ponad dwa razy więcej niż Świątynia Junony i ponad trzy razy więcej niż Świątynia Concordii! Takie wymiary wymagały ogromnych kolumn, których dodatkowo ustawiono więcej niż w innych świątyniach: 7×14.
W kolumnadzie ustawiono dodatkowo 38 telemonów – ogromnych, prawie 9-metrowe postaci, służących podtrzymaniu belek. Umieszczono je prawdopodobnie między kolumnami na murach, ale ich dokładne położenie jest ciągle przedmiotem debat i dyskusji. Można o nich poczytać więcej w Muzeum Archeologicznym, gdzie w jednej z sal ustawiono w pionie dobrze zachowanego telemona, co pozwala docenić ich rozmiar.
Świątynię również zniszczyli żołnierze Kartaginy w 406 r. p.n.e., Nie jest to zaskakujące zważywszy, że upamiętniała ich upokarzającą porażkę 74 lata wcześniej.
Świątynia Heraklesa
Najstarsza świątynia w kompleksie – zbudowana ok. 510 r. p.n.e. ku czci boga, który miał w Agrigento szczególne uwielbienie. Ona również była przykładem miejscowej gigantomanii: miała prawie 74 metry długości, prawie 28 metrów szerokości i 16 metrów wysokości. Na szczytach umieszczono 6 kolumn, z boków -15. Te dziewięć z nich, które możemy oglądać dzisiaj, postawiono na nowo w 1922 roku. Kolumny miały ozdobne głowice, z których jedną wystawiono w Muzeum Archeologicznym.
Villa Aurea
Dom i miejsce pracy Alexandra Hardcastle, Anglika który prowadził prawie 100 lat temu prace w Dolinie Świątyń. Ogrody dookoła willi mogą być doskonałym przystankiem i miejscem ucieczki przed palącym słońcem w lato. My, mając ledwie kilka godzin na zwiedzenie Doliny, przemknęliśmy przez nie szybkim krokiem.
Katakumby w Grotta Fragapane
Wczesnochrześcijańskie katakumby w dawnych cysternach z czasów greckich. Z jakiegoś powodu je ominęliśmy, być może były zamknięte poza sezonem. Znajdziecie je w każdym razie nieopodal Villa Aurea. Wejście znajduje się na wysokości krańca ogrodów willowych od wschodu po drugiej stronie drogi.
Świątynia Kastora i Polluksa (Tempio dei Dioscuri)
Podobnie jak w przypadku Świątyni Concordii tu również nazwa jest umowna, bo wotum świątyni nie jest ustalone. Zajmowała teren 34 na 16 metrów. Została zniszczona w czasie zdobycia miasta przez Kartagińczyków w 406 r. p.n.e. Jej ruiny odkryto w XIX w. Wtedy też postawiono na nowo cztery kolumny z fryzem, które można oglądać dzisiaj.
Ogród Kolymberta
To kolejne miejsce, do którego nie zajrzeliśmy, ale wiedza o jego istnieniu może być szczególnie ważna w upalne lato. W V w. p.n.e była to część systemu irygacyjnego miasta, teraz zielona oaza w niewielkiej dolinie.
W tym ogrodzie botanicznym możecie schronić się w cieniu bananowców, drzew migdałowych czy granatu. Znajdziecie w nim też ruiny sztucznego zbiornika, wybudowanego za rządów tyrana Terona przez pojmanych kartagińskich jeńców. Basen miał ponad kilometr długości i służył za miejsce odpoczynku dla mieszkańców.
Muzeum Archeologiczne
Wizytę w Dolinie Świątyń zakończyliśmy w Muzeum Archeologicznym. I, jak to z nami bywa, byliśmy z niego delikatnie wypraszani tuż po godzinach zamknięcia. Muzeum zrobiło na nas ogromne wrażenie. Największe – wspomniany już powyżej, ustawiony pionowo telemon i towarzyszące mu makiety Świątyni Zeusa. Równie fascynujące okazały się jednak drobniejsze elementy – bogata wystawa waz, których detale można studiować godzinami, marmurowy posąg Efebe, czy złote sygnety z czasów przedhelleńskich.
Naprzeciwko muzeum, po drugiej stronie drogi, można jeszcze zwiedzić ruiny rzymskiej dzielnicy mieszkalnej. My, z racji później pory, już nie zdążyliśmy. A obok budynku muzeum warto spróbować wejść do często zamkniętego XII-wiecznego kościoła św. Mikołaja. Nam się oczywiście nie udało.
Agrigento – informacje praktyczne
Ceny biletów
- Bilet dla osoby dorosłej – 10 EUR (Dolina Świątyń), 8 EUR (Muzeum Archeologiczne), 13,5 EUR (łączony Dolina+Muzeum), 15 EUR (Dolina+Ogród Kolymberta);
- Bilet dla osób 18-25 lat (obywateli UE) – 5 EUR (Dolina Świątyń), 4 EUR (Muzeum Archeologiczne), 7 EUR (łączony Dolina+Muzeum), 9 EUR (Dolina+Ogród Kolymberta);
- Bilet dla osób poniżej 18 roku życia (obywateli UE) – za darmo.
Dni i godziny otwarcia
Dolina Świątyń jest otwarta codziennie od 8:30 do 20:00. Wejście możliwe jest do godz. 19. W wakacje była możliwość zwiedzania wieczornego (w godz. 19:00-23:00 z możliwością wejścia do godz. 22:00), ale obecnie (w 2022 roku) nie o nim ma żadnej informacji. Być może zrezygnowano z dodatkowych godzin na fali covidowych obostrzeń i w tym sezonie jeszcze ich nie przywrócono.
Muzeum Archeologiczne otwarte jest od codziennie od 9:00 do 19:00.
Wejście, dojazd i parkowanie
Do Doliny Świątyń można wejść przez dwa wejścia: wschodnim przy Świątyni Junony oraz zachodnim przy Piątej Bramie. Przyjaźniejsze i bliższe wejścia jest to wschodnie i to stamtąd startowaliśmy. Z zachodniego do bramy jest prawie 2 km. Ponieważ jest ono położone niżej niż Dolina Świątyń, to dodatkowo trzeba iść pod górę. Wiele osób w tamtą stronę wybiera więc taksówkę (3 EUR).
Przy obu wejściach znajdują się parkingi, ale są one słabo zorganizowane – z koleinami, dziurami, niejasno wyznaczonymi miejscami. A przede wszystkim są dość niewielkie, jak na taką atrakcję, więc latem pewnie szybko się zapełniają. Oczywiście zakazami parkowania w okolicy mało kto się przejmuje, ale podejrzewamy, że latem okolice są często patrolowane i mandaty sypią się jak z rękawa. Koszt parkowania (w 2022 roku) to 2 EUR za pierwszą godzinę i 1 EUR za każdą kolejną.
Nieduży parking znajduje się również obok Muzeum Archeologicznego, ale zanim znaleźliśmy do niego wjazd, zobaczyliśmy możliwość zaparkowania na pobliskiej drodze i tam zostawiliśmy samochód. Nie chodziło nawet o okazję do zaoszczędzenia kilku euro. Po prostu tu też parking nie jest wyasfaltowany i po deszczu na wjeździe do niego straszyły ogromne kałuże…
Jeśli ktoś przyjechał do Agrigento publicznym transportem, to do Doliny Świątyń oraz Muzeum Archeologicznego może dojechać również autobusem – liniami nr 1 i nr 2. Trasę i godziny odjazdów można sprawdzić na stronie lokalnego przewoźnika autobusowego: Transporti Urbani Agrigento.
Sorry, the comment form is closed at this time.
Michał
Świetny wpis 🙂 Lubię wspominać te miejsca. wakacje last minute