
Duszniki-Zdrój to jedno z najbardziej popularnych uzdrowisk w Polsce. Nie dziwi więc ogromna liczba atrakcji, którymi spokojnie można zapełnić letni (i nie tylko) weekend. Co na Was czeka w Dusznikach-Zdroju? Zapraszamy do krótkiego przewodnika.
O TYM PRZECZYTASZ W TYM WPISIE
Duszniki-Zdrój na letni weekend: historia
Zaczynamy od rzeczy najbardziej fascynującej: historii! No dobra, dla niektórych pewnie straszne nudy, ale warto sobie Duszniki, czy też Bad Reinerz jakoś na skali czasu ułożyć. Historia Dusznik sięga IX-X wieku, kiedy rodzina Pannewitzów założyła tu warownię strzegącą szlaku handlowego. Gród z czasem zamienił się w murowany zamek, przy nim wyrosła osada, która w 1346 roku wraz z lokacją na prawie niemieckim nabyła prawa miejskie. W połowie XV wieku ten burzliwy rozwój, podobnie jak wielu innych miast, powstrzymali na jakiś czas husyci. Po ich najazdach miasto podupadło, a zamek na jakiś czas opanowały rabunkowe bandy. Na szczęście nie podzielił on losu pobliskiego zamku Karpień, ale podniósł się ze zniszczeń a Duszniki zaczęły się odradzać w oparciu o tkactwo i papiernictwo.
Jeszcze z czasów przedhusyckich pochodzą też pierwsze informacje o źródłach zdrojowych. Ale dla dynamicznie rozwijającego się handlowo-przemysłowego miasta źródła zdrojowe były bardziej miłym dodatkiem niż głównym magnesem. Nawet wizyta króla Jana Kazimierza, który zatrzymał się w Dusznikach na jakiś czas po abdykacji nie skłoniła włodarzy do pójścia drogą Lądka-Zdroju i organizacji uzdrowiska z prawdziwego zdarzenia. Pierwsze badania wód mineralnych źródła w „Zimnym Zdroju” to dopiero połowa XVIII wieku, a oficjalny początek uzdrowiska to rok 1769. Tylko, że za procedurami nie poszły żadne praktyczne kroki. Pierwszych kuracjuszy przyjęto dopiero prawie 30 lat później, a czekały na nich bardzo prymitywne warunki: drewniane baraki i kilka wanien.
Początek wieku XIX to już bardzo intensywny rozwój Dusznik. Odkryte zostają kolejne źródła, powstają domy zdrojowe. Jako, że uzdrowiska przyciągały bogate elity, obok domów zdrojowych powstają luksusowe hotele i cała infrastruktura dla bogatych gości. Kiedy do Dusznik przybywa w 1826 roku Fryderyk Chopin, jest to już jedno z bardziej znanych śląskich uzdrowisk. Kompozytor spędził tu lato, a z jego wspomnień wynika, że nie było to „jedno z najlepszych lat”:
Rano, najpóźniej o godzinie 6, już wszyscy Chorzy przy źródle; tu dopiero kiepska dęta muzyka – z kilkunastu karykatur w rozmaitym guście złożona, […] przygrywa wolno spacerującym Kur-gästom; […] Taka promenada po ślicznej alei łączącej Anstalt z miastem trwa zazwyczaj do ósmej, stosownie do kubków, ile kto ma rano wypić, potem udają się (każdy do siebie) na śniadanie. – Po śniadaniu idę zazwyczaj przejść się, chodzę do 12, o której obiad jeść trzeba dlatego, że znów po obiedzie idzie się do Brunu. Po obiedzie […] znów muzyka paskudzi, a tak chodzi się już do samego wieczora. Jak ja, ponieważ tylko dwie szklanki Lau-brun piję po obiedzie, więc wczas idę do domu na kolacją, po kolacji spać.
Co ciekawe, kuracja w Dusznikach, oparta na wchłanianiu dużych ilości płynów, prawdopodobnie Chopinowi nie pomogła, a raczej trochę zaszkodziła… Od szaleństwa z nudów w Dusznikach ratowały go dwie rzeczy. Z obiema był niestety problem. Jedna to wycieczki w góry, których mu zabraniano. Wyrywał się więc na wzgórza otaczające Duszniki, ale dalej w Sudety wędrować mu już nie wolno było. Druga to muzyka – tu jednak problemem był brak porządnego instrumentu. Chopin miał jednak dać słynny i wielokrotnie opisywany koncert (a może nawet, jak twierdzi część źródeł, dwa koncerty). Kurier Warszawski donosił:
gdy kilkoro dzieci przez śmierć ojca do wód na kurację przybyłego, sierotami stały się, P. Chopin, ośmielony przez osoby talent jego znające dał 2 koncerta na dochód tychże, co jemu wiele chwały, a tym nieszczęśliwym wsparcie przyniosło.
Chopin nie był pierwszym wielkim kompozytorem, który wystąpił w dusznickim parku zdrojowym. Trzy lata wcześniej wystąpił tu Feliks Mendelssohn-Bartholdy. Jego wuj kupił w Dusznikach w 1822 roku dawną odlewnię żelaza w Dolnie Hutniczej (obecnie Strążyska), by pobudować hutę i na uroczystość wmurowania kamienia węgielnego zaprosił brata z synami. Dom, w którym zamieszkali był nadal stoi do tej pory – jest częścią ośrodka wczasowego Stalowy Zdrój. 14-letni Mendelssohn-Bartholdy zagrał koncert dla weteranów wojen napoleońskich, a z oczarowania Dusznikami miała powstać nie tylko uwertura do „Snu Nocy Letniej”, ale też pieśń „Pożegnanie myśliwych”. Chopin za to po pobycie w Dusznikach skomponował marsz żałobny. Mamy nadzieję, że powstał z wzruszenia po koncercie charytatywnym, a nie z rozpaczy po nudnym lecie.
Szczytem rozwoju Dusznik jest budowa linii kolejowej z Kłodzka, dzięki której miasto zalewają kolejne fale kuracjuszy. Wśród nich jest m.in. Czerwony Baron, czyli Manfred von Richthoffen – najsłynniejszy niemiecki pilot z czasów I wojny światowej. Manfred z kolegami wypoczywali w pensjonacie Prinzessin Charlotte, obecnym Domu Seniora Piastów Gród. Manfred z innymi słynnymi lotnikami – Hermannem Kohlem (urodzonym w pobliskiej Lasówce) i Ernstem Udetem spędził w Dusznikach urlop w 1916 roku. Kuracjusze zapamiętali ich z szalonych przelotów nad zdrojem, kiedy ich samoloty miały podrywać części damskiej garderoby. Lotnisko znajdowało się nieopodal stacji kolejowej.
II wojna światowa oszczędziła Duszniki, przynajmniej w sferze materialnej, bo radzieccy zdobywcy nie mieli chociażby litości dla własowców – czyli dezerterów rosyjskich wcielonych do Wehrmahtu, których rozstrzelano, a ciała porzucono przy zamku horodelskim na szlaku do Lewina Kłodzkiego. Miasto najbardziej ucierpiało… dwa dni po kapitulacji III Rzeszy. 10 maja 1945 roku do miasta weszła Armia Czerwona i tego samego dnia zdrojem wstrząsnęła ogromna eksplozja składowanej w pijalni i hali spacerowej amunicji. Wybuch zmiótł halę, stojący przy niej pawilon Ciepłego Źródła oraz pobliski pensjonat i restaurację. Ucierpiał też znacznie drzewostan w parku. Pijalnię i halę spacerową zrekonstruowano dość szybko, ale w uboższej niż oryginalnie wersji. Źródło za to otrzymało inną oprawę jak i nazwę – „Pieniawa Chopina”.
Największą tragedię Duszniki przeżyły w 1998 roku. Rok po powodzi tysiąclecia, która pozostała nam w pamięci po zniszczeniach dokonanych we Wrocławiu, wezbrana Bystrzyca Kłodzka przetoczyła się przez Duszniki, Polanicę, Szalejów i Szczytną. O ile rok wcześniej wielkie rzeki jak Odra przybierały stopniowo, tutaj górski strumień zaatakował znienacka w nocy. Kataklizm pochłonął siedem ofiar, a najbardziej ucierpiały zdrój oraz działające od końca lat 60-tych Muzeum Papiernictwa w dawnym młynie papierniczym.
Muzeum Papiernictwa
Przejdźmy więc do największej atrakcji Dusznik – Muzeum Papiernictwa. Dawny młyn papierniczy to budynek, obok którego trudno przejść obojętnie. Kiedy go zobaczyliśmy po raz pierwszy wydał nam się kościołem jakiegoś dziwnej, lokalnej wiary, która przetrwała tylko tu – w dolinie Bystrzycy Dusznickiej. I tak jak Zieleniec ma swój charakterystyczny kamienny kościół, tak mieszkańcy Dusznik swój postawili na wodzie i nazwali go młynem. Te skojarzenia są zapewne wynikiem unikalnej formy architektonicznej dusznickiego młyna – barokowego budownictwa przemysłowego. Podobno to jedyny taki obiekt w Europie. W dodatku to też jedyny nadal czynny młyn papierniczy.
Jego początki giną w mrokach przeszłości. Pierwszy młyn papierniczy na Dolnym Śląsku powstał już w 1490 roku we Wrocławiu. Papiernictwo rozwija się szybko i budowane są kolejne zakłady. Pierwsze wzmianki o papierni w Dusznikach to połowa XVI wieku. Wtedy w jej posiadanie wchodzi niejaki Nicolaus Kretschmer. I to rodzina Kretschmerów jest odpowiedzialna na obecny wygląd młyna.
W 1601 roku poprzednią budowlę niszczy powódź. Kretschmerowie odbudowując młyn przy wykorzystaniu dawnego przyziemia decydują się na stworzenie barokowej, przemysłowo-szlacheckiej hybrydy. W przyziemiu młyna zaplanowane są hale do czerpania papieru, parter jest reprezentacyjną rezydencją (Kretschmerowie zostają bowiem szlachcicami dzięki cesarzowi Rudolfowi II i przyjmują rodowe nazwisko von Schenkendorf), a poddasze służy do suszenia produkcji z przyziemia. W kolejnych latach budynek wzbogaca się o charakterystyczne ślimacznice, a od wschodu wyrasta nowa suszarnia.
Dusznicki papier ma już wtedy dobrą markę w naszej części Europy, a z czasem jego sława tylko rośnie. Być może dużą zasługę miała w tym bogata w składniki mineralne tutejsza woda. Papier z Dusznik był używany na dworach władców w Pradze, Wiedniu, Berlinie, a nawet w Warszawie. Kolejni po Kretschmerach właściciele młyna – Hellerowie zostali nadwornymi papiernikami królewskimi z nadania króla Prus Fryderyka II.
Pod koniec XIX wieku okazało się jednak, że nawet najwspanialsza historia nie wygra z nowoczesnością. Właściciele młyna długo trwali przy tradycyjnej produkcji papieru, podczas gdy rynek zaczęła zalewać znacznie tańsza maszynowa produkcja. Dusznicki młyn był trochę jak Nokia, która za późno wskoczyła do tramwaju ze smartfonem na dużym wyświetlaczu. Kiedy w 1905 roku w końcu przestawiono zakład na maszynową produkcję udało się go jeszcze utrzymać przy życiu ponad 30 lat. Produkcję papieru zakończono w 1937 roku, a dwa lata później ostatni właściciel Karl Wiehr przekazał budynki miastu w celu utworzenia w nich muzeum techniki.
Zanim do tego doszło to Bad Reinerz musiał się stać Dusznikami. Stało się tak, bo Komisji Nazewnictwa udało się znaleźć opracowanie geograficzne Dolnego Śląska, gdzie wspomniano o „duśnickich wodach”. Po wojnie początkowo planowano wznowić produkcję papieru w młynie, ale pod nadzorem papierni Młynowie k. Kłodzka, ale wraz ze śmiercią jej dyrektora, najwyraźniej jedynego napędowego tego pomysłu, projekt zarzucono. Budynek stał niewykorzystany przez kilka lat, a w mieście ścierały się koncepcje jak go wykorzystać i czy po prostu go nie zburzyć. Na szczęście do tego nie doszło. Najpierw znalazły się pieniądze na remont, a potem z błogosławieństwem najwyższych władz otwarto w nim w 1968 roku Muzeum Papiernictwa.
W 1998 roku dusznicki młyn spotkała największa tragedia – we wspomnianej już kilkugodzinnej, nocnej powodzi, stojący w końcu nad samą rzeką budynek ucierpiał bardzo mocno. Kompletnie zalane zostało przyziemie i wszystkie zgromadzone tam maszyny. Budynek miał podmyte fundamenty i poważnie liczono się z tym, że się częściowo zawali. Niezwykle przykre było też to, że powódź zniszczyła młyn w przeddzień obchodów 30-lecia muzeum, do których szykowano się przez długi czas. Na szczęście znalazły się pieniądze na remont i wkrótce muzeum wznowiło działalność. A to nie tylko udostępnianie budynku, jego wciąż odkrywanych tajemnic, ale przede wszystkim opowiadanie o papierze na wszystkie możliwe sposoby przez czasowe i okolicznościowe wystawy.
W 2011 roku Muzeum uzyskało status Pomnika Historii, co otworzyło mu drogę do wpisu na listę dziedzictwa UNESCO. Ponieważ w grupie siła, to starania połączono z trzema innymi młynami papierniczymi w Europie (w Czechach, Niemczech i Francji) i ubrano je w szaty papierniczego dziedzictwa Europy. W październiku 2019 roku młyn w Dusznikach-Zdroju został oficjalnie zgłoszony jako polski kandydat do wpisu na listę UNESCO.
Papier z… kupy słonia
Uff, to by było na tyle o historii, a teraz jeszcze dwa słowa o współczesności. Co na Was czeka w Muzeum? Przyziemie to miejsce ciężkiej pracy. To tam weźmiecie udział w warsztatach czerpania papieru. Na parterze czeka na Was wystawa maszyn związanych z produkcją papieru oraz eksponaty i informacje związane z historią Dusznik oraz młyna. W jednej z gablot zobaczycie na przykład wyjątkowe papiery… słoniowe. Wykonano je z oczyszczonej kupy słoni z wrocławskiego zoo, które było na tyle miłe, że nie zbunkrowało całej kupy dla siebie, ale podzieliło się nią z Dusznikami. Jeśli więc utkniecie w korku na „ósemce” za jakąś śmierdzącą ciężarówką, to zamiast pomstować na cały świat, pomyślcie sobie, że i z tego smrodku może powstać coś wyjątkowego.
Pierwsze piętro to dawne sale mieszkalne, w których odrestaurowano niezwykłe polichromie z XVII i XVIII wieku. W tak zwanej sali Józefa możecie obejrzeć drewniany żyrandol mistrza Aloisa Schmidta z Lądka-Zdroju. Żyrandol jest nie tylko piękny, ale ma też wartość kronikarską. Przedstawiono na nim poza młynem i figurą Najświętszej Maryi Panny z Dzieciątkiem z dusznickiego rynku, kilka nieistniejących już obiektów: budynek dla kóz, których mlekiem leczono kuracjuszy, zabudowania tkaczy lub sukienników oraz, a raczej przede wszystkim, dawny dusznicki ratusz z 1584 roku.
Ostatnie piętro, czyli dawna suszarnia, to duża sala na wystawy czasowe. Od 2017 roku muzealnicy opowiadają tu o papierowych pieniądzach w Polsce. Na wystawie można zobaczyć na przykład pierwsze polskie banknoty wyemitowane w czasie insurekcji kościuszkowskiej dla sfinansowania tego zrywu. Już po naszej wizycie, w październiku 2020 rok, duszniccy muzealnicy kupili na wystawę jeden z najrzadszych polskich banknotów – kościuszkowskiego „tysiaka”. Wydrukowano zaledwie 1000 sztuk takich banknotów (niestety na niderlandzkim, a nie dusznickim papierze), a ostatnie zachowane egzemplarze są wyceniane na ponad 200 tysięcy złotych.
Wycieczka przez historię papierowych pieniędzy to bardzo ciekawa lekcja designu, która pozwala zrozumieć co właściwie nosimy w kieszeni z artystycznego, a nie finansowego punktu widzenia. No i młodszym gościom (powiedzmy takim przed 40tką) pozwala zrozumieć po tych wszystkich latach, dlaczego jeszcze zdarza się im mówić 40 „koła” albo „patyków” zamiast 40 tysięcy. Tak ładny i niezwykły banknot po prostu musiał zostać w historii języka polskiego.
Muzeum Papiernictwa
ul. Kłodzka 42, 57-340 Duszniki-Zdrój
Godziny otwarcia:
- listopad-kwiecień: wtorek-piątek 9.00-15.00, sobota-niedziela 9.00-17.00
- maj-sierpień: poniedziałek-sobota 9:00-18:00, niedziela 9:00-16:00
- wrzesień-październik: poniedziałek-sobota 9:00-17:00, niedziela 9:00-16:00
Bilety: normalny – 22 zł, ulgowy – 17 zł. Dostępne są też bilety rodzinne od 55 zł za trzy osoby (pełny cennik Muzeum Papiernictwa).
Pamiętajcie, że od maja 2020 roku do odwołania z powodu pandemii obowiązuje rezerwacja na zwiedzanie muzeum pod numerem telefonu 748 627 424.
Spacerem ponad Dusznikami
Załóżmy, że lubicie spacerować i chcielibyście spędzić dzień łącząc kulturę, naturę i inne niedrogie, a ciekawe rozrywki. No to ruszamy. Nawet jeśli nie mieszkacie w Zdroju, to spacer po Parku Zdrojowym jest obowiązkowym punktem pobytu w Dusznikach-Zdroju. Krążąc między wiekowymi lipami, bukami i kasztanami zajrzyjcie do Pijalni Zdrojowej z XIX wieku (skorzystanie z dobrodziejstw wód mineralnych z tamtejszych źródeł jest płatne – 1,5 zł za 0,5 l), znajdźcie obudowane murkiem źródło Agata (bezpłatne).
Sprawdźcie, czy akurat nie ma koncertu albo innego wydarzenia w Dworku Chopina, który od ponad 200 lat pełni funkcję centrum kulturalnego Zdroju. To właśnie w tym urokliwym budynku powstałym w latach 1802-1805 Fryderyk Chopin dał swój koncert (albo i dwa). I właśnie tu co roku odbywa się Międzynarodowy Festiwal Chopinowski. W 2020 roku odbyła się jego 75. edycja. Do Parku Zdrojowego zajrzyjcie też wieczorem, kiedy parkowa fontanna zamienia się w multimedialną instalację prezentującą muzyczno-świetlne widowisko.
Ze Zdroju możecie do miasta dojść aleją Jana Pawła II. Długo i z problemami trwał jej remont i prawie doprowadził do zmiany władzy w mieście, ale w końcu rzutem na taśmę (przed Festiwalem’2020) się udało. Minusem tego spaceru jest to, że ominiecie Dom Seniora Piastów Gród, który jest po drugiej stronie Bystrzycy Dusznickiej. Idąc dalej przed wejściem na Rynek zajrzyjcie najpierw do kościoła św. Piotra i Pawła. Najlepiej to chyba zrobić tuż przed, albo tuż po mszy świętej, bo w pozostałych godzinach krata wejściowa jest zamykana. My niestety pojawialiśmy się tam regularnie w innych godzinach i nie weszliśmy, czego naprawdę żałujemy.
Gotycka świątynia po raz pierwszy pojawia się w dokumentach w 1324 roku. W XVIII wieku przebudowano go w stylu barokowym i z tamtego okresu pochodzi kilka ciekawych zabytków, dla których warto tę świątynię odwiedzić. Pierwsza to ambona w kształcie wieloryba z ogromną paszczą, z której ksiądz wygłasza kazania. To popularny motyw, który znajdziecie w co najmniej kilku dolnośląskich kościołach, ale żadna z tych ambon nie dorównuje dusznickiej. Warto też zwrócić uwagę na ołtarz 14 orędowników dłuta Michała Klahra (tego samego, który wykonał m.in. pomnik Świętej Trójcy na rynku w Lądku-Zdroju) oraz obraz „Pożegnanie Apostołów Piotra i Pawła” czeskiego malarza Piotr Brandla – postaci podobno bardzo barwnej, któremu zdarzyło się trafić za kratki czy długi, a wiele ze swoich dzieł stworzyć „pod wpływem”.
Tam, gdzie kat ściął kata
Wróćmy na dusznicki rynek. Wielu turystów pierwsze kroki kieruje na nim do pręgierza skuszeni możliwością zrobienia klimatycznego zdjęcia oraz osobliwą legendą. Opowiada się bowiem, że w tym miejscu kat ściął… kata. Powodem miała być jego kochliwość. Dusznicki kat uwodził bowiem zamężne mieszczanki, co uchodziło mu płazem, aż sięgnął po żonę jednego z radnych. Tego było za dużo. Rada Miejska skazała kochliwego kata na śmierć, a wyrok miał wykonać jego kolega po fachu z Wiednia.
Czy tak było naprawdę – trudno stwierdzić. Wiadomo za to, że pręgierz nie jest oryginalny. To kopia średniowiecznego miejsca kar, do stworzenia którego użyto fragment z XIX-wiecznego ogrodzenia Parku Zdrojowego. Dusznicki oryginał stoi najprawdopodobniej w Szczytnej.
Lekko nachylony rynek w Dusznikach-Zdroju, choć niewielki, to jednak ma swój urok. Poza pręgierzem nie przegapcie na nim kamienicy pod nr 1. To dawny zajazd „Pod Czarnym Niedźwiedziem”, w którym gościł król Jan Kazimierz. Pod nr 6, w kamienicy z 1585 roku, mieści się dusznicki ratusz ze swoimi niezwykle mocno skrzypiącymi podłogami. Kamienica pod nr 9 wybudowana w XVII wieku była za to własnością burmistrza Paula Denglera, dzięki któremu Bad Reinerz pod koniec XIX wieku znalazły się w I lidze europejskich uzdrowisk.
Na szlaku do Lewina Kłodzkiego
Celem naszej wyprawy był Lewin Kłodzki. Szlak do Lewina zaczyna się na ulicy Polnej odchodzącej od Dworcowej na tyłach Zakładu Elektrotechniki Motoryzacyjnej. Z rynku najłatwiej wyjść w tamtą stronę koło hotelu „Sonata”, ale jeśli pójdziecie trochę naokoło ulicą Słowackiego, to opuszczając rynek będziecie mieli okazję minąć jeden z najstarszych budynków w Dusznikach-Zdroju. To w tym miejscu stanął w 2. połowie XIV wieku pierwszy murowany budynek w mieście – dwór przy folwarku. W połowie XVI wieku budynek kupiło miasto i urządziło w nim gospodę. Obecnie dom mieszkalny pod adresem Słowackiego 2. Podobno w sieni i na parterze zachowały się XVI-wieczne sklepienia.
Skąd decyzja, by przejść właśnie szlak do Lewina Kłodzkiego? Trochę z lenistwa, a trochę z naszej zasady, by nie wracać ze szlaku tą samą drogą. Lewin Kłodzki ma bowiem tę zaletę, że jest w nim stacja kolejowa, z której można wrócić pociągiem do Dusznik-Zdroju. Trasę kolejową Kłodzko-Kudowa-Zdrój i dalej do Czech wybudowano na przełomie XIX i XX wieku. Była to ogromna inwestycja wymagająca wielu inżynieryjnych rozwiązań w tym budowy malowniczych wiaduktów. Ten w Lewinie Kłodzkim jest jednym z większych i piękniejszych i bardzo chcieliśmy się nim przejechać. Zbudowali go chorwaccy i włoscy budowniczowie. Ma 120 metrów długości i 17 metrów wysokości i powstał z radkowskiego piaskowca.
Między stacjami w Dusznikach i Kulinie jest też 577-metrowy tunel pod górą Grodczyn. To też najwyższy punkt tej linii kolejowej – 634,7 m n.p.m. Niestety, niespodziewanie dla nas okazało się, że właśnie trwa kolejny etap modernizacji linii i w wakacje zamiast pociągów jeżdżą autobusy. I tak, zamiast malowniczą trasą kolejową, przejechaliśmy się autobusem po znajomej i niezbyt kochanej przez nas „ósemce”.
Wróćmy jednak na czerwony szlak. Początkowo od ulicy Polnej w Dusznikach wiedzie on wąską i dość błotnistą drogą przez las z głębokimi koleinami. Ładniej robi się po kilkuset metrach, przed wsią Ludowe, gdzie szlak prowadzi po odsłoniętym wzniesieniu nad dusznickim zdrojem. Za Ludowem warto odbić na krótką ścieżkę prowadzącą do Zamku Homole.
W stolicy państwa homolskiego – Zamek Homole
Pierwsza warownia na górze Gomoła (733 m n.p.m.) miała stanąć w XI wieku. Broniła przebiegającego u stóp góry szlaku łączącego Śląsk z Czechami. Ten zresztą biegł tędy „od zawsze”. Była to jedna z odnóg szlaku bursztynowego, którym bałtyckie złoto trafiało do południowej Europy już za czasów rzymskich. W XIII wieku na miejscu homolskiego gródka staje zamek. Jest to wtedy centrum feudalnego państewka homolskiego obejmującego Duszniki, Lewin Kłodzki i jeszcze 21 wsi. Złoty homolski wiek kończy się z najazdem husytów w 1428 roku. W kolejnych dekadach zamek Homole zasiedlają bandy rabusiów, aż w końcu w 1560 roku zamek zostaje ostatecznie porzucony i z czasem zamienia się w ruinę. W takim stanie jest widoczny na przykład na litografii Dusznik autorstwa drukarza z Kłodzka – Franza Pompejusa z 1737 roku.
Pod koniec XVIII wieku zamek „odkryto” na nowo i postanowiono z niego zrobić romantyczną atrakcję turystyczną. Doprowadzono alejkę z Dusznik, ustawiono ławki i pobudowano pustelnię, by zamek miał swojego opiekuna. Na rycinach z tego czasu widać odsłonięte wzgórze z poprowadzoną ścieżką i dwa małe domki oraz znacznie wyższą niż obecnie okrągłą wieżę.
Do niedawna na homolskie wzgórze docierali tylko najwięksi pasjonaci. Do zamku prowadziła ledwie widoczna stroma ścieżka, a ruiny skrywał gęsty las. W 2020 roku za kilkaset tysięcy złotych przywrócono wzgórze turystom. Doprowadzono od szlaku drewnianą ścieżkę, wytyczono schody na szczyt, na którym wokół wieży powstał taras ze stołami i porządnymi ławami. W trakcie naszej wizyty, niewiele miesiąc po otwarciu, wyglądało to naprawdę dobrze i mamy nadzieję, że jeszcze trochę tak będzie. I choć jesteśmy przeciwnikami wycinania drzew, tak tutaj trochę szkoda, że nie udało się małą wycinką otworzyć widoku na okolicę.
A sam zamek? Z dawnej warowni pozostały wysokie na kilka metrów resztki okrągłej wieży i zarysy murów. Historycznie zresztą było tu niewiele więcej zabudowań z kamienia. Wolnostojącą wieżę i budynek mieszkalny otaczał mur. Dodatkowo na dziedzińcu stały prawdopodobnie zabudowania gospodarcze z drewna. To tylko przypuszczenia, bo nie zachowały się żadne rysunki zamku z okresu jego świetności.
Dalsza część naszej trasy prowadziła przez malownicze pola i lasy powyżej „ósemki”. Przed wsią Leśna skręciliśmy z czerwonego szlaku na zielony, żeby do Lewina Kłodzkiego wejść od północnego-zachodu. Przez dawne miasto, a obecnie wieś Lewin, jedynie przebiegliśmy spiesząc się na pociąg, który okazał się autobusem. Minęliśmy naszą ulubioną lewińską barokową kamienicę (pl. Kościuszki 20), by przez łąki i pola dotarliśmy na dworzec. Sam dworzec to niestety smutny widok. Niewielki, ale urokliwy drewniany budynek sprzedano i przerobiono na dom mieszkalny. Na ganku suszy się pranie, przed wejściem stoją jakieś stare fotele. Fakt, że kolej nie bierze żadnej odpowiedzialności za zabytkowe dworce na tak pięknej trasie jest bardzo przykry.
Masarykowa Chata i miniwyprawy wokół Zieleńca
Innym pomysłem na spacer po górach, który mieliśmy w planach, ale znacznie skróciliśmy był spacer z Zieleńca do Masarykowej Chaty połączony z przejażdżką kolejką linową. Plan był taki: parkujemy pod wyciągiem, wjeżdżamy na górę Nartoramą lub Ryglówką (w lato wyciągi Zieleniec Ski Arena działają codziennie, ale naprzemiennie – jednego dnia jeden, drugiego dnia drugi: tu znajdziecie letni rozkład Skyway Express), idziemy kawałek czerwonym szlakiem nad Zieleńcem, robimy przerwę na obiad w Masarykowej Chacie, a potem schodzimy niebieskim szlakiem z powrotem do Zieleńca. W idealnym scenariuszu mamy jeszcze tyle czasu, żeby zjechać samochodem do Torfowiska na Zieleńcu i przejść od parkingu zielonym szlakiem do wieży widokowej i kilku ścieżek.
Niestety, czasu starczyło nam wyłącznie na wizytę wybudowanej w 1925 roku Masarykowej Chacie. Zbudowano ją staraniem Klubu Czeskich Turystów z Hradca Kralove dla uczczenia 75. rocznicy urodzin pierwszego prezydenta Czechosłowacji Tomasa Masaryka. Tak politycznie zaangażowany budynek na samej granicy Niemcy odebrali jako polityczną prowokację i w „odwecie” postawili swoje schronisko na wschodnim stoku Zielonego Garbu w Zieleńcu. Prace przy nim wsparł ówczesny prezydent Rzeszy Niemieckiej Paul von Hindenburg i pozwolił przy okazji nadać mu swoje imię. I tak Hindenburg stanął naprzeciwko Masarykowej Chaty. Szkoda tylko, że Niemcy nie poprzestali wtedy na wojnie na schroniska… Hindenburg skończył jak słynny sterowiec i spłonął w 1948 roku.
Czeskie schronisko tymczasem przetrwało zakręty historii i nadal gości turystów. Zanim jednak dwa słowa o nim, to kilka słów o drodze. Do Masarykowej Chaty dotarliśmy z Dusznik samochodem, jadąc wcześniej Drogą Sudecką. Zbudowano ją w latach 30-tych. Oficjalnie miała być górską drogą widokową, ale poprowadzono ją wzdłuż sudeckich umocnień zbudowanych przez Czechów i od początku planowano, że częściowo będzie prowadziła przez Czechy. Miała więc znacznie szersze znaczenie niż tylko turystyczne. Udało się wybudować dwa fragmenty Drogi Sudeckiej: trasę do Szklarskiej Poręby oraz Drogę Orlicką i Autostradę Sudecką, zwaną przed wojną Autostradą Goeringa. Ten bowiem uwielbiał polowania w tej okolicy i był tu często gościem.
Droga Sudecka, czyli droga nr 389 to jedna z najpiękniejszych i najwyżej położony tras drogowych w Polsce. Ma ok. 42 km długości a w najwyższym punkcie wznosi się na 925 m n.p.m. w Zieleńcu. Fragment z Zieleńcem między przełęczą Wrota Polskie a odnogą Drogi Dusznickiej to właśnie Droga Orlicka. Dalsza część – aż do Międzylesia to już Autostrada. Za Zieleńcem trasa jest w dość marnej kondycji, ale może to dobrze, że nie pozwala się rozpędzić. Za to widoki wynagradzają wszelkie niedogodności. Z Autostrady Sudeckiej skręciliśmy do Czech w Mostowicach i zaparkowaliśmy na sporym parkingu na zakręcie drogi nr 311.
W Masarykowej Chacie jest dokładnie tak, jak można się tego spodziewać po czeskim schronisku. Ładnie, przestronnie, historycznie i spokojnie. Jest oczywiście smazeny syr, niezmotryzowani docenią czeskie piwo, a pasjonaci kofolę i różne utopence (w bardzo rozsądnych cenach). Z drewnianych ścian spogląda Masaryk, znad stolików niesie się polska mowa. Czechy pełną gębą. Oczywiście Masarykowa Chata to nie tylko restauracja, ale też… schronisko:) Ceny noclegów ze śniadaniem zaczynają się od 75 zł.
Jeśli będziecie mieli chwilę, której my już nie mieliśmy, to zajrzyjcie do rezerwatu przyrody Torfowisko pod Zieleńcem. Tak właśnie jakieś 8000 lat temu wyglądała ta okolica. Niektórzy porównują to miejsce do syberyjskiej tundry. Uroczysko o powierzchni ponad 270 ha tworzą Topielisko i Czarne Bagno, które niestety częściowo obumarło. Przez torfowisko poprowadzono drewniane ścieżki, które tak naprawdę są pływającymi pomostami po bagnie głębokim na 3,5-8,5 metrów, jest też drewniana wieża widokowa.
Całodzienna wersja dla piechurów:
Jeden letni weekend w Dusznikach-Zdroju to zdecydowanie za mało. W tym wcale przecież niekrótkim tekście nie opisaliśmy Wam chociażby:
- malowniczego szlaku z Dusznik do Schroniska pod Muflonem.
- jazdy rowerem elektrycznym z Dusznik po okolicznych górach.
- jazdy jakimkolwiek (najlepiej pod dobrym serwisie) rowerem po górskich singletrackach w Dusznikach.
- Czarnego Stawu z jego wypożyczalnią kajaków, rowerów wodnych i placem zabaw dla dzieci.
- …i wszystkich innych atrakcji, które z Dusznik są naprawdę na wyciągnięcie ręki, no może godzinę drogi samochodem, albo pociągiem przez góry.
Znajdź nocleg w Dusznikach-Zdroju
Sorry, the comment form is closed at this time.
Jola
Piękny artykuł, piękne zdjęcia. Dziękujemy, zostaniemy na dłużej 🙂
osiemstop
Dzięki, bardzo nam miło 🙂
Eliza
A gdzie warto iść z dzieckiem na obiad w Dusznikach? 🙂
osiemstop
My z tego co pamiętam jedliśmy w restauracji przy pensjonacie Matteo, co było wyborem podyktowanym urwaniem chmury, które nas złapało, jak koło niej przechodziliśmy, i bardzo pozytywnie ją wspominamy – smacznie i duże porcje. Natomiast w bardziej centralnych lokalizacjach sprawdziliśmy jakieś dwie knajpki, niestety nie pamiętam które, i zupełnie nie byliśmy zadowoleni.
Luiza
Bardzo zachęcające i pomocne informacje 🙂
osiemstop
Cieszę się, że się przydały 🙂
viacamp
Świetny artykuł, aż miło się czyta! 😉
osiemstop
Dzięki 🙂