Nasza przygoda z housesittingiem

Chcieliście kiedyś przez chwilę zamieszkać gdzie indziej? Budzić się w innym domu, w innym kraju, z innym widokiem z okna, witać się z innymi sąsiadami, kupować bułki w innym sklepie na rogu, a wieczorem popijać wino siedząc w wygodnym fotelu z kotem na kolanach. A wszystko to na tydzień, dwa, tyle ile macie urlopu i to prawie za darmo? To wszystko da Wam housesitting.

Post aktualizowany 4 lutego 2023 roku, napisany w czerwcu 2018 roku.

Marzycie, żeby zamieszkać w Nowym Jorku, Londynie albo Barcelonie, a może wolelibyście dom w Toskanii albo ranczo gdzieś w Patagonii? Albo, żeby żyć w Luizjanie i mieć na ganku bujane krzesła, tak jak na zdjęciu na początku tego wpisu, siadać sobie tak popołudniami i wystawiać się do słońca? Pobyć gdzieś dłużej niż weekendowy citybreak, chociaż ze 2-3 tygodnie, a może nawet kilka miesięcy? Tyle żeby „poczuć się jak lokales”, łyknąć klimatu miasta czy okolicy, pozastanawiać się przez chwilę, co by było gdyby… Pozwiedzać, albo wręcz przeciwnie, zwalczyć wewnętrzny imperatyw zobaczenia jak najwięcej za wszelką cenę, i dla odmiany posiedzieć na tyłku, przeczytać książkę i jednocześnie nie mieć poczucia, które mielibyśmy nic-nie-robiąc w domu, że skoro już nic nie robię to może posprzątam, ugotuję albo zrobię coś z długiej listy rzeczy zawsze odkładanych na później?

Czy uwierzycie jeśli Wam napiszemy, że wszystko to można mieć (prawie) za darmo?

Nasza przygoda z housesittingiem

A może kiedyś zamieszkamy na chwilę na Brooklynie?

Housesitting, czyli od kwiatka, przez kanarka aż po stado koni

Jakiś czas temu, pewnie w okoliach 2017 roku, klikając po internecie w poszukiwaniu nowych marzeń, odkryliśmy ideę housesittingu. Od tej chwili połowa naszych clickstreamów kończyła się na jednej z wielu stron oferujących tę usługę (druga połowa zwykle kończy się gdzieś w okolicach rvtrader.com😉 ). Oglądaliśmy apartament na Manhattanie, rezydencję byłego ambasadora z jednego z krajów afrykańskich w południowej Francji, farmę w Ekwadorze, i wiele innych miejsc, które mocno działały na naszą stęsknioną wyjazdów wyobraźnię. I zastanawialiśmy się, jakby to było „pomieszkać” chwilę w takim miejscu. Aż wreszcie ze zmianą pracy zyskaliśmy nieco czasowej elastyczności i podjęliśmy decyzję: próbujemy naszych sił w housesittingu!

Idea jest prosta: gdzieś na świecie mieszka sobie ktoś, kto ma psa, kota, rybki albo świnkę morską, a czasem nawet kury, konie i krowy, i ten ktoś chce wyjechać na wakacje, ale nie ma z kim zostawić zwierzyny. Czasem nawet nie ma zwierząt, ale trzeba się zaopiekować domem, podlać kwiatki i po prostu pomieszkać. Wtedy taka osoba rejestruje się na jednej z wielu stron housesittingowych, określa daty, opisuje swoje wymagania i… czeka na chętnych.

Nasza przygoda z housesittingiem

Chętna do zajęcia się kotkiem

Housesitting – ile to kosztuje?

A my? My najpierw musimy wybrać serwis, w którym się zarejestrujemy. Jest ich całkiem sporo, o czym możecie przekonać się wpisując „housesitting” w wyszukiwarkę. Zdecydowaliśmy się na MindMyHouse. Dlaczego? Powodów było kilka. Przede wszystkim akurat w dniu podejmowania decyzji właśnie tam znaleźliśmy najwięcej interesujących nas ofert. Przekonali nas też byciem „rodzinnym biznesem”. Wprawdzie nie jest to największa ze stron, a jednak inne tego typu portale zdają się być bezosobowymi wyszukiwarkami. Za MindMyHouse stoją Susan i Alan, którzy stworzyli stronę w 2004 roku i do tej pory nią zarządzają.

No i last but not least, jest to chyba najtańsza ze stron housesittingowych: roczny abonament kosztuje zaledwie 20$ (w 2023 roku cena wzrosła do 29$), podczas gdy na innych stronach tego typu opłaty sięgają nawet kilkuset dolarów. Oczywiście, jeśli skorzystamy z housesittingu kilka razy w ciągu roku i porównamy, ile wydalibyśmy w tym czasie na hotele, może się okazać, że nawet te 100$ czy 200$ to niezła okazja. Ale jak mamy do wyboru zapłacić 29$, to jednak wolimy tą mniejszą kwotę:)

Co dalej? Tworzymy swój profil, piszemy kim jesteśmy, czego oczekujemy, wrzucamy kilka fotek, a jeśli kiedyś już pilnowaliśmy komuś domu i/lub zwierząt to warto załączyć referencje i możemy zaczynać przeglądać oferty! Gdy znajdziemy coś, co nas zainteresuje, klikamy „Apply now” i piszemy do właścicieli dlaczego to właśnie nas powinni wybrać do opieki nad swoim domem.

Housesitting

Housesitting od podstaw. Nasz profil na MindMyHouse

Housesitting – czy trudno o ten pierwszy raz?

Housesitting jest wymianą barterową – w zamian za opiekę nad domem i zwierzętami dostajemy zakwaterowanie za darmo (choć czasem zdarza się, że musimy dorzucić się do kosztów prądu czy wody, jednak w takim przypadku zawsze będzie to jasno określone w ofercie). Oczywiście reszta, w tym dojazd i wyżywienie, pozostają już w naszym zakresie.

Obecnie na MindMyHouse zarejestrowanych jest około 4 500 „sitterów” (aktywnie poszukuje miejsca ponad 3 500) i ponad 35 500 właścicieli (z aktywnymi ponad 200 ogłoszeniami). Konkurencja jest spora, ale nawet świeżaki nie są bez szans. Najlepiej więc na początku porządnie przyłożyć się do swojego profilu. Im bardziej przekonująco zachęcimy właścicieli domów, żeby to właśnie nas wybrali, tym większe mamy szanse. Wielu właścicieli ma bardzo określone oczekiwania, co do tego jak należy zająć się ich psem czy kotem – niektórzy chcą po prostu, by je nakarmić i pogłaskać, inni wymagają niemalże stałej obecności w domu z ich pupilem, dlatego warto dokładnie przeczytać ofertę, na którą chcemy odpowiedzieć, żeby potem nie było nieporozumień.

Czasem właściciel pisze wprost, że „sitter” (wybaczcie użycie anglicyzmu, ale nie wymyśliliśmy żadnego zgrabnego tłumaczenia tego słowa na polski) będzie potrzebował własnego samochodu, a czasem samochód dostaje się „w pakiecie” z domem (trzeba pamiętać, by w takim przypadku ustalić kwestie ubezpieczenia). Niektórzy wymagają też zaświadczenia o niekaralności (które bez problemu można zamówić przez Internet za kilkadziesiąt złotych, a za drugie kilkadziesiąt przetłumaczyć je przysięgle), a przed przekazaniem kluczy podpisują formalną umowę (jej wzór można pobrać ze strony MindMyHouse).

Czy łatwo jest „złapać housesittingową fuchę”? Profil na MindMyHouse założyliśmy pod koniec listopada z nadzieją na znalezienie przyjemnego lokum na święta i na Sylwestra. Od razu wysłaliśmy kilka zapytań, kusiło nas zwłaszcza mieszkanie w centrum Barcelony, ale gdy przez 3 dni nie otrzymaliśmy odpowiedzi, postanowiliśmy szukać dalej. I już kilka dni później dostaliśmy odpowiedź od Helen, Brytyjki mieszkającej w Stambule, że chętnie nas pozna. Umówiliśmy się na rozmowę na Skype’ie i… następnego dnia kupowaliśmy bilety!

Nasza przygoda z housesittingiem

Nasz pierwszy housesitting. Kalina i Butterscotch

Od założenia profilu do otrzymania e-biletu minęło dokładnie 5 dni, tyle też wysłaliśmy zapytań. Mieliśmy więc 20-procentową skuteczność, ale trzeba pamiętać, że szukaliśmy oferty last minute, z ledwie 2-3-tygodniowym wyprzedzeniem, a więc skierowanej raczej do nieuwiązanych przez zbyt wiele obowiązków sitterów.

Zdajemy sobie sprawę z tego, że rodzina z dwójką dzieci niekoniecznie jest marzeniem każdego właściciela domu (choć zdarzają się i tacy, którzy wprost piszą, że zapraszają z dzieciakami albo z przyjaciółmi). Na dodatek będąc „nowymi” na MindMyHouse nie mamy jeszcze żadnych referencji, a skoro nawet kupując coś na Allegro sprawdza się zazwyczaj czy kontrahent ma komentarze, tym bardziej zostawiając komuś dom czy zwierzęta jest zrozumiałe, że „sitterzy” z doświadczeniem mają większe szanse na otrzymanie ciekawej oferty.

Tym bardziej jesteśmy pozytywnie zaskoczeni, że tak szybko poszło – może to dlatego, że Stambuł jest ostatnio nieco mniej rozchwytywaną lokalizacją (choć bilety kupiliśmy jeszcze przed ostatnimi zamachami)? A może nie każdy chce wyjeżdżać w święta? Tak czy inaczej mamy nadzieję, że z czasem i my staniemy się „atrakcyjną partią” i będziemy mogli przebierać w ofertach. Zresztą nie zamierzamy narzekać – Stambuł zawsze nas fascynował a po rozmowie i wymianie maili z Helen i serdecznym powitaniu zgotowanym nam przez jej męża mamy przeczucie, że świetnie trafiliśmy!

Co ciekawe, Helen była jedyną osobą, która nam odpisała. Z pozostałych czterech miejsc nie dostaliśmy nawet zdawkowej odpowiedzi. Nie wzięliśmy tego do siebie. Niewykluczone, że na najciekawsze oferty przychodzi zbyt dużo zgłoszeń, by na każde odpisać. Zresztą nasze początki na Boondockers Welcome gdy byliśmy w Stanach też nie były łatwe, ale nie zraziliśmy się, i dzięki temu poznaliśmy wielu naprawdę świetnych ludzi.

Housesitting, czyli kto, gdzie i na jak długo

Kto korzysta z housesittingu? Na MindMyHouse znajdziecie oferty z Europy, Stanów i Kanady, Australii, Ameryki Południowej, czasem trafi się nawet coś z Azji czy Afryki. W Europie idea housesittingu wydaje się być najpopularniejsza w Anglii i Francji, jest też sporo domów w Hiszpanii, ale trafiają się nawet takie miejsca jak Bułgaria czy Łotwa. Nie widzieliśmy za to jeszcze żadnej oferty z Polski. Więcej ciekawostek znajdziecie w housesittingowych statystykach MindMyHouse.

Lektura innych serwisów housesittingowych zdaje się potwierdzać teorię, że korzystają z nich głównie mieszkańcy krajów anglosaskich. Nawet w Hiszpanii, Francji, czy np. w Afryce większość ofert wystawiają Anglicy. Co więc skłania do oddania swojego domu, zupełnie lub prawie obcej osobie? Z jednej strony na pewno troska o pupila – zatrudnienie kogoś z zewnątrz do wykarmienia, wyprowadzenia na spacer i zapewnienia rozrywki zwierzęciu w niektórych krajach jest dość kosztowne.

Dodatkowo obecność kogoś w domu znacznie zmniejsza ryzyko włamania. Stąd, jak podkreśla wikipedia w haśle „house sitting”, w krajach anglosaskich popularność housesittingu napędzają… firmy ubezpieczeniowe. W Kanadzie czy Wielkiej Brytanii pozostawienie na dłużej domu bez mieszkańców może znacząco podnieść składkę ubezpieczeniową, a nawet zakończyć się zerwaniem polisy! Wydaje nam się jednak, że kwestie praktyczne to nie wszystko, że przynajmniej dla części właścicieli domów, to też forma dzielenia się z innymi, tym co się posiada (w tym wypadku domem czy mieszkaniem). Taka zinstytucjonalizowana forma „gość w dom, Bóg w dom”, podobnie jak Couchsurfing czy Boondockers Welcome, z których korzystaliśmy w USA.

Na jak długo można zostać sitterem? Są ogłoszenia o housesittingach ledwie kilkudniowych, są też takie, które trwają nawet kilka czy kilkanaście miesięcy. Nasz pierwszy raz to ponad dwa tygodnie w Stambule. Jak było? Fantastycznie! Udało nam się zwiedzić spory kawałek miasta i nabrać apetytu na więcej. Codziennie wracaliśmy do naprawdę przyjemnej miejscówki, a nasi gospodarze okazali się przemiłymi ludźmi. Mamy nadzieję, że to doświadczenie stanie się dobrym początkiem nowej, ekscytującej i – mamy nadzieję – wieloletniej przygody!

PS. Na drugie doświadczenie housesittingowe musieliśmy trochę poczekać, ale było warto. Przeczytajcie gdzie zamieszkaliśmy na Cyprze!

PS2. Uwaga! Po latach ubolewania, że housesitting i houseswapping na naszym polskim podwórku są mało popularne, postanowiliśmy wziąć sprawy we własne ręce i… założyliśmy własną stronę internetową, gdzie zamieściliśmy podstawowe informacje, czy jest housesitting oraz grupę dla osób, które chciałyby housesittingu i houseswappingu spróbować. Zapraszamy!

Nasza przygoda z housesittingiem

Daj nam znać, co o tym myślisz!

  • 05/01/2020

    kręci mnie to. Tak myślę, że może w tym roku postawię na housesitting.

    reply...
  • 12/08/2019

    Jak zwykle jesteście inspiracją. Dobrze wiedzieć, że nie wszyscy boją się rodzin z dziećmi. Na pewno wypróbujemy tą opcję kiedy chłopcy nieco podrosną.

    Przyznam jednak, że nadal czasem brakuje mi waszej kawiarni.

    reply...
  • 16/07/2019

    Super tekst, bardzo pomocny i praktyczny. Cieszymy się, że na Was trafiliśmy, bowiem jesteśmy na etapie myślenia o takiej ewentualności dalszego podróżowania, przynajmniej na jakiś czas. Serdecznie pozdrawiamy!

    reply...
  • 14/11/2018

    My uwielbiamy pet sitting. W zeszłym roku spędziliśmy święta z kotką Lucy z Dubaju, a kilka miesięcy później zamieszkaliśmy w centrum Chicago. Dla nas to mega opcja nie tylko jeśli chodzi o budżet podróży ale też o kontakt Igora ze zwierzęciem, którego sami nie mamy że względu na częste podróże. Raz mieliśmy sytuację że w między czasie okazało się że koty nie potrzebują już opieki a i tak wyszło bardzo spoko. O naszych doświadczeniach i sposobach opowiadam tu https://rodzinanomadow.pl/petsit/

    PS fotel na ganku w Luizjanie – mega. Zatęskniłam za klimatem amerykańskiego południa ?

    reply...
  • Tosia

    06/01/2017

    Jestem pod wrażeniem.Nie miałam pojęcia,że coś takiego istnieje 😀 Dzięki wielkie!

    reply...
  • Ola

    15/12/2016

    Zainspirowaliście mnie ?

    reply...

Podziel się swoją opinią: