DSC

Pan Bóg dał ludziom okowitę na radość! – mawiał Kwicoł w serialu, który chyba wszyscy znają. Janosik ery wczesnego Gierka od procentów stronił i beczek okowity używał co najwyżej do topienia carskich urzędników. W XXI wieku Janosik też raczej preferował życie na trzeźwo. Może dlatego u Agnieszki Holland wyszedł z niego taki nudziarz. Choć i tak film był skazany na porażkę, skoro Janosika grał Czech.To była niezła wtopa, bo przecież Janosik to Słowak z Terchovej i jeśli już zaglądał do kielicha, to na pewno pił medovino!

„Niech się Holland lepiej na Słowacji nie pokazuje! Czecha? W roli Janosika??!! Polaka, nawet Węgra byśmy jeszcze zdzierżyli, ale Czecha??!!” – tak o filmie „Janosik. Prawdziwa historia” wyrażał się Janek, dzięki któremu miałem okazję zobaczyć kawałek pięknej Słowacji. Na degustacyjną wizytę w Regionie Tirnavia zaprosiło mnie Narodowe Centrum Turystyki Słowackiej w Polsce oraz organizacja turystyczna Trnava Tourism. Żal byłoby nie skorzystać, bo program wypełniały szlachetne procenty – słowackie wina i miody pitne.

W historii fałszywej, czyli w serialu Jerzego Passendorfera z początku lat 70-tych, króluje okowita. Leje się z beczek, a Pyzdra, Kwicoł i reszta potrafią wchłonąć jej hektolitry, o ile oczywiście wcześniej nie złapią ich baby z wioski… Ale po co rzucać się na okowitę, skoro słowackie wina i miody pitne to prawdziwa przygoda dla podniebienia?

https://www.youtube.com/watch?v=Tq3ABqmH_pk

Janosik  urodził się na pod koniec XVII wieku w Terchovej w powiecie Żylina przy wylocie Vrátnej doliny, na granicy przepięknej, zarówno latem i zimą, Małej Fatry. Miejsce niezwykłe, jednak dla amatorów win położone trochę za daleko na północ. Co prawda, niektórzy badacze dziejów Janosika twierdzą, że za młodu lubił sobie wypić i to właśnie słabość do mocniejszych trunków zaprowadziła Juraja Janosika do walki z Habsburgami. W czasie powstania Rakoczego, czyli w pierwszych latach XVIII wieku w Terchovej mieli się pojawić kuruccy werbownicy. Spili tam Janosika węgrzynem i podsunęli do podpisania 7-letni kontrakt, po czym zanim jeszcze wytrzeźwiał wywieźli na front.

Smolenice, Słowacja

Zamek w Smolenicach

Slovenske Vino!

Węgrzynem? To już trochę nieładnie. Co prawda w granicach dzisiejszej Słowacji jest mały fragment tokajskiego regionu winiarskiego, ale to kilkaset kilometrów na południowy-wschód od Terchovej. Bardziej odpowiednio byłoby upijać mieszkańców Żyliny i okolic winami z małokarpackiego i nitrzańskiego regionu winiarskiego. Oba zaczynają się niewiele ponad 100 km na południe od Terchovej i produkują wina, które śmiało konkurują z tymi z Tokaju.

W Małych Karpatach winnice zajęły południowo-wschodnie podnóże gór rozlewając się na nizinę w stronę Nitry. I jeśli ktoś szuka dobrych win blisko Polski, to zdecydowanie warto tam pojechać. A na miejscu można zrobić sobie wycieczkę po okolicach Trnavy i zajrzeć do małych miejscowości, które znane są z małych rodzinnych winnic, jak Sucha nad Parnou, Pezinok, Limbach, Modra.

W Suchej nad Parnou mieści się winnica Terra Parna. To miejsce, które warto odwiedzić nie tylko ze względu na wyjątkowe wina. To także miejsce, które po prostu zachwyca. Winnica położona jest na lekkim wzniesieniu, na którego szczycie stoi mała wieżyczka wybudowana przez Jezuitów. To oni zresztą są właścicielami ziemi, a rodzina Zwoleńskich, prowadzących Terrę Parnę, jedynie ją dzierżawi. Zwoleńscy liczą jednak, że zakon zgodzi się w końcu sprzedać ziemię i zamienić 40-letnią dzierżawę na prawo własności. Okolica jest urządzona ze smakiem, nawet etykiety win urzekają elegancką prostotą.

Terra Parna, Sucha nad Parnou

Terra Parna, Sucha nad Parnou

Dzięki ciężkiej pracy Zwoleńskich Terra Parna pięknieje z każdym rokiem. Wino jest produkowane w nowoczesnym budynku ze szkła i kamienia przy samej uprawie. Tu jest też główne miejsce na degustacje oraz sklep z winami. Kiedy jednak pozwala na to pogoda, wina skosztować można na wzniesieniu pod jezuicką wieżyczką w otoczeniu krzewów winorośli. I właśnie tam smakuje ono najlepiej.  A już najlepiej smakują tam wina na bazie szczepu Modry Portugal – bardziej popularnego u sąsiadów niż na Słowacji. Jeśli będziecie jechać do Suchej nad Parnou, to umówcie się na spotkanie wieczorem. Wtedy będziecie mieli okazję wyjeżdżać z winnicy już po tym, jak zostanie włączone podświetlenie wieżyczki i budynków. Wygląda to bajkowo.

W samej Trnavie, gdzie mieliśmy okazję spędzić kilka dni też jest kilka winiarni, które warto odwiedzić. Jedną z nich jest Mrva&Stanko. To już trochę większa winiarnia, duży zakład, który przerabia winogrona skupione z okolicznych i trochę dalszych upraw. To też uznany i utytułowany producent wina. Kilkukrotnie otrzymał już tytuł „Vinarstvo Roka”, uzbierało się też trochę medali z europejskich imprez winiarskich.  Mrva&Stanko jak przystało na średnią winnicę z produkcją sięgającą 400 000 butelek rocznie ma całkiem szeroką ofertę a w niej rieslingi, veltlínske zelené, czy czerwone alibernety.

Zakład produkcyjny mieści się w nowych, zupełnie niewyróżniających się budynkach. Ale jak to często w takich miejscach, skarby ukryte są pod ziemią. Pod budynkami produkcyjnymi i częścią degustacyjno-biurową kryją się ogromne piwnice, w których dojrzewa wino. Niektóre sale wypełnione są beczkami, inne winem dojrzewającym w butelkach. Niektóre piwnice są nowoczesne – w szkle, betonie i drewnie, inne wykończono cegłami, dbając o łukowate sklepienia. Jest też jedno wyjątkowe miejsce. Pod okrągłym placykiem przed głównym budynkiem stworzono „rotundę”. Kolekcjonerzy win mają w niej swoje „cele”, w których leżakują wybrane przez nich butelki. Cele są podpisane a każdej strzeże kuta krata. Można się poczuć prawie jak w szwajcarskim banku.

DSC00988

Kilkanaście kilometrów od Trnavy w miejscowości Senkevice jest inna godna polecenia winiarnia. To Karpacka Perła. Szczególne wrażenie robi sam zakład. Z zewnątrz wygląda niepozornie. Za to pod ziemią… Pod ziemią jest chyba jeszcze ciekawiej niż w Mrva&Stanko. Są tam ogromne piwnice w szkle, kamieniu i drewnie oraz beczki. Duuużo beczek, małych, średnich i ogromnych. Ogromne wrażenie robią też stropowe belki z pięknego drewna. Jeśli ktoś woli jednak degustować wina nie pod ziemią, a z widokami, zawsze można poprosić o degustację na tarasie. Stamtąd oraz z pobliskiej wieży można podziwiać zbocza Małych Karpat oraz część z ponad 20-hektarów upraw winorośli należących do właścicieli winnicy.

W Karpackiej Perle wypijemy veltlínske zelené, modrą frankovkę i rieslingi, ale i wiele innych win z bardziej i mniej znanych w okolicy szczepów. To całkiem zaskakujące jak wiele odmian winorośli da się zmieścić na tych ponad 20-hektarach.

W okolicach Trnavy i na podnóżu Małych Karpat nie brakuje jednak naprawdę małych, domowych winiarni. Jednym z takich miejsc są Wina z Młyna w Dol’anach u samego podnóża gór. Tytułowy młyn pochodzi z XVI wieku i choć już nie produkuje mąki, to woda dalej porusza kołem młyńskim, choć już tylko na pokaz dla turystów.

Wina z Młyna są proste, domowe, w kilku odmianach, bo ile więcej da się wycisnąć z trzech hektarów? Można zresztą po kieliszku czy dwóch przejść się na spacer kilkaset metrów od młyna i obejrzeć sobie uprawy. Dodatkową atrakcją jest to, że z ziemi właścicieli widać jedną ze słowackich elektrowni atomowych. Wygląda to trochę jak folder reklamowy zwolenników energii z atomu. Sielskie uprawy winorośli i w tle majestatyczne i lekko dymiące kominy elektrowni…

Dodatkową wartością degustacji w Młynie było za to lokalne jedzenie, kiełbasy, sery i różne pasty. A potem jeszcze uraczono nas kolacją, która zupełnie położyła nas na łopatki. Warto więc pamiętać, że niedaleko jest rodzinny hotelik. Można więc spokojnie pogrążyć się w błogim bachusowym pijaństwie i zanocować nieopodal.

To je medovina!

Słowackie winiarstwo niewątpliwie zrobiło w ostatnich latach krok do przodu, ale i tak jest jeszcze trunek, który smakiem przebija wszystkie rieslingi, frankowki i tokaje. To medovino, czyli miód pitny. Polska słynęła z tego trunku przez lata, ale ostatnio zaniedbuje trochę jego marketing. A szkoda. Bo trunek to szlachetny i w całym naszym regionie ma przebogate tradycje.

Słowacy postanowili nie popełniać błędu z Polski i miodosytnictwo rozwija się u nich aż miło. Pasjonaci i inwestorzy odbudowują stare zakłady i stawiają nowe. Tak ja przy winiarniach duży nacisk kładą na estetykę i otoczenie. W końcu dobrych trunków nie pije się tylko gardłem, ale i nosem a czasem nawet przede wszystkim oczami. A jeśli ktoś kocha zamki i dobre trunki, to koniecznie powinien odwiedzić wytwórnię miodów pitnych Vcelovina, która przycupnęła u podnóży zamku w Smolenicach.

Miody ze Smolenic zdobyły już uznanie na świecie i jeden z nich jest laureatem złotych medali na najważniejszych imprezach miodosytniczych na świecie. A pite z widokiem na zamek smakują pewnie jeszcze lepiej niż we Francji czy Argentynie. Miód w ogóle jest trunkiem znacznie przyjemniejszym do degustacji niż wino. Złocista barwa, „mięsistość” trunku, który powoli spływa po ściankach kieliszka a potem słodyczą roznosi aromat po całym podniebieniu… Vcelovina eksperymentuje z różnymi rodzajami miodu i kilkoma domieszkami, ale pozostaje tez wierna klasyce i to jej wychodzi na dobre.

Zaledwie kilkanaście kilometrów od Smolenic, w Dolnej Krupie mieści się firma Apimed, dużo większa, bardziej znana i jeszcze bardziej utytułowana od Vceloviny. Apimed to producent szerokiej gamy zarówno miodów, jak i miodów pitnych. W swojej ofercie ma na przykład limitowane serie miodów leżakowanych w beczkach wyrabianych z francuskiego czy amerykańskiego dębu, które nadają trunkom zupełnie odmiennego aromatu i smaku.

Janosik raczej nie miał okazji skosztować medovina leżakowanego w amerykańskim dębie. I niech żałuje. Pewnie raczył się okowitą i tanim węgrzynem. Skoro jednak każdy pisze sobie jego historię na nowo, to dlaczego nie mielibyśmy napisać i my. A w tej historii janosikowy zbójecki bunt przeciwko habsburskiemu uciskowi zaczynałby się przy refleksji nad kieliszkiem pysznego słowackiego miodu pitnego z widokiem na jakiś późno średniowieczny zamek…

Skończyliśmy już blogować, więc wyłączyliśmy komentarze. Nasze posty mogą się teraz starzeć w ciszy i godności:)

  • Ola

    08/11/2016

    Co za ciekawa historia 🙂 Jakoś nie przepadam za Janosikiem, ale ten post mi się spodobał.

    • osiemstop

      08/11/2016

      Dzięki:)

Sorry, the comment form is closed at this time.