
Są takie weekendy, kiedy niby już lato, a jeszcze nie wakacje, już by się gdzieś dalej pojechało, ale akurat nie za bardzo możemy się wyrwać na dłużej i w żadnym razie chce się nam spędzać pół dnia w podróży. I wtedy warto rozejrzeć się po najbliższej okolicy, bo może okazać się, że przygoda czai się za rogiem. W ten sposób pewnej czerwcowej soboty trafiliśmy do Sochaczewa.
Budzik zadzwonił tuż po godzinie 7, zupełnie jak nie w weekend. Nawet dzieci nie chciały wstawać, zwłaszcza, że poprzedniego wieczoru oddaliśmy się rozrywkom towarzyskim i wróciliśmy do domu o wiele później niż na przyzwoitą rodzinę 2+2 przystało. Ale co robić, jak się już coś zaplanowało (tak, tak nawet my potrafimy czasem coś zaplanować!) i opowiedziało dzieciom, gdzie wyjedziemy z Warszawy na weekend.
Pierwszy budzik nie dał rady nas dobudzić, drugi też został pokonany. Ale na dwójkę naszych dzieci, napędzanych opowieścią o wyprawie kolejką i oglądaniu lokomotyw nie mieliśmy już siły. Zwlekliśmy się niechętnie z łóżek, popędzając nieletnich zjedliśmy szybkie śniadanie i wsiedliśmy do samochodu. Jak na złych rodziców przystało zapominając przy tym o wodzie, kapelutkach i spreju na komary. Kilka godzin później mieliśmy tego głęboko pożałować.
O TYM PRZECZYTASZ W TYM WPISIE
Sochaczew wita wąskim torem
Kiedyś wyjazd do Sochaczewa był z Warszawy przygodą samą w sobie. Trudno go było zresztą go ominąć, bo jadąc krajową „2” na zachód wjeżdżało się prawie w miasto. No ale już od 5 lat dzięki marzeniom ukraińskiego oligarchy, który wymarzył sobie piłkarskie Euro i doczepił Polskę, żeby je jakoś dostać, mamy autostradę. I tak wystarczy wyskoczyć z Warszawy na A2, popędzić do węzła Wiskitki, 20 kilometrów przeturlać się po krajowej „50” i jesteśmy na miejscu. Po godzinie od wyjścia z warszawskiego bloku stanęliśmy w drzwiach Muzeum Kolei Wąskotorowej w Sochaczewie.
Do muzeum i tak dotarliśmy chwilę później niż zamierzaliśmy. Nie doczytaliśmy na stronie, że choć mieści się ono przy ul. Towarowej 7, to główne wejście jest od Licealnej 18, czyli ładnych kilkaset metrów dalej. Co więcej, przy Towarowej samochód można postawić tylko na wysokim i nierównym chodniku, a przy Licealnej czeka na gości spory parking. No ale dzięki temu po pierwsze obejrzeliśmy sobie przedwojenny budynek stacji od frontu, a po drugie przeszliśmy się po rondzie Lecha Kaczyńskiego na skrzyżowaniu Towarowej i Licealnej.
Koleje wąskotorowe w Warszawie
Warszawskie wąskotorówki to temat nie na jeden post, nawet nie na jedną książkę, ale całą wielotomową serię. Początki wąskotorówek, czyli kolei żelaznych o rozstawie od 650 mm do 1000 mm, jak i kolei na normalnym (1435 mm) i szerokim torze sięgają XIX wieku. Wtedy wąskotorówki były dużo bardziej „przemysłowe” niż jej szersze odpowiedniki. Wykorzystywano je na średnich i krótkich odległościach w przemyśle wydobywczym, hutnictwie i leśnictwie. Ich główną zaletą było to, że budowano je znacznie taniej i szybciej, ich wadą – dużo mniejsze zdolności przewozowe.
Koleje dojazdowe z podwarszawskich miejscowości do stolicy pojawiły się dość późno, bo dopiero pod koniec XIX wieku. Ale przez kolejnych kilkadziesiąt lat były nieodłączną częścią stołecznego pejzażu nawet w ścisłym śródmieściu. Jak na Warszawę przystało dość urozmaiconą częścią, bo koleje budowane przez różne spółki nie miały nawet tego samego rozstawu. Na niektórych trasach szyny dzieliło 75 cm, na innych 80 cm, a na niektórych nawet 100 centymetrów. Kiedy padł pomysł, by kolejkę wilanowską włączyć do piaseczyńsko-grójeckiej, trzeba było przekuć całą trasę na nowy rozstaw.
Wąskotorówki przechodziły kolejne rewolucje napędowe. Na początku pociągi ciągnęły konie, potem parowozy, elektrowozy, aż w końcu też lokomotywy spalinowe. Czasem słychać głosy, że to właśnie benzyna zabiła wąskotorówki, bo ludzie woleli się przesiąść do autobusów i samochodów. To tylko częściowo prawda. Wąski tor z centrum Warszawy zaczęto wyrzucać już w połowie lat 30-tych, spychając koleje dojazdowe coraz bardziej na obrzeża. A to nie pozostało bez wpływu na ich popularność.
Potem przyszła wojna. W jej trakcie część linii została mocno zniszczona i przestano ich używać, a resztki rozkradziono. Taki los spotkał np. kolej młocińską. Inne miały więcej szczęścia i ze względu na dużą popularność i po wojnie rozważano nawet ich rozbudowę. Ale na większości tras po krótkim, powojennym skoku frekwencja spadała. Kolejne linie likwidowano i w połowie lat 70-tych w stolicy ostała się już tylko Warszawska Kolej Dojazdowa na trasie ze Śródmieścia do Pruszkowa, która nadal radzi sobie całkiem dobrze.
A w złotych latach 20-tych warszawiacy i podwarszawiacy mogli zajechać wąskotorówką na pl. Unii Lubelskiej (kolej grójecka), pod sam Belweder czy Pałac w Wilanowie (kolej wilanowska), mogli wysiąść pod mostem Kierbedzia jadąc z Jabłonny albo Otwocka i przejść się przez most na Stare Miasto, albo na Stalowej i po przesiadce do tramwaju kontynuować podróż z Radzymina do Śródmieścia. Było w czym wybierać! 60 lat później mogli pojechać tylko do Pruszkowa, albo skoczyć do Grójca czy Sochaczewa, gdzie wąskotorówki też już wydawały ostatnie tchnienia.
Wąskotorówka w Sochaczewie
Wąskotorówki miała Warszawa, miał też i swoją Sochaczew. Tu geneza jej powstania była trochę inna i wiąże się z ponurą historią miasta, aczkolwiek podobną do historii warszawskiej. Sochaczew też bowiem spotkała wojenna zagłada. O ile Warszawę zmiotła II wojna światowa, tak Sochaczewa nie oszczędziła jej poprzedniczka. Najpierw 3 października 1914 roku rozegrała się duża bitwa o miasto, po której nowi zdobywcy Sochaczewa, czyli Niemcy wysadzili kilka kluczowych obiektów. A potem od grudnia 1914 roku do lipca 1915 roku trwały zaciekłe walki między Rosjanami i Niemcami na linii Bzury i Rawki. I tak rozwijający się dynamicznie przed wojną Sochaczew praktycznie przestał istnieć.
Po zakończeniu wojny przystąpiono do odbudowy miasta. Problemem były jednak dostawy materiałów budowlanych, m. in. drewna z Kampinosu. Wymyślono więc, by dostarczać je koleją wąskotorową. Stosowną uchwałę Sejmik Powiatu Sochaczewskiego podjął w 1919 roku i już dwa lata później rozpoczęto budowę. Trwała ledwie kilkanaście miesięcy. Pierwszy pociąg z Sochaczewa do Tułowic wyjechał w trasę we wrześniu 1922 roku. W kolejnym roku linię przedłużono do Piasków Królewskich w sercu Kampinosu, gdzie stał wielki tartak, a w jeszcze kolejnym do Wyszogrodu. Linią ciągnęły wagony wypełnione nie tylko ludźmi i drewnem, ale i wiślanym piaskiem.
Po II wojnie światowej kolejka nadal dobrze prosperowała aż do początku lat 60-tych, głównie dzięki transportowi towarów. Gdy Kampinos stał się parkiem narodowym i skończyła się przemysłowa wycinka drzew, kolejka dalej działała, jednak była w coraz gorszej kondycji. W ostatni kurs pociąg ze stacji Sochaczew do Wyszogrodu wyruszył 30 listopada 1984 roku o godz. 15.35. Na szczęście nie przystąpiono do rozbiórki torów, a rozpoczęto aktywne starania, by w Sochaczewie powstało muzeum kolejnictwa. I udało się to już dwa lata później.
Otwarte w 1986 roku Muzeum jest miejscem wyjątkowym – zgromadzono tu największy zbiór wąskotorowych pojazdów szynowych w Europie! Dla zwiedzających wystawiono aż 163 eksponaty, a kilkadziesiąt kolejnych oczekuje na zapleczu muzeum na konserwację. Wagony i lokomotywy można oglądać, dotykać a nawet się na nie wspinać (a przynajmniej nikt nie zwrócił uwagi gdy Maciek z Kaliną gramolili się na kolejne eksponaty).
Ciekawa jest również wystawa, na której można poznać dzieje Sochaczewskiej Kolei Wąskotorowej i obejrzeć kolejarskie eksponaty z tej dalszej i bliższej przeszłości. Na przykład stempel do tekturowych biletów, które bardzo spodobały się Kalinie i Maćkowi. Ich rodzicom za to przypomniały się czasy, kiedy próbowali ucinać sobie drzemki w dworcowych poczekalniach podróżując w licealnych czasach po Polsce. Tylko próbowali, bo zazwyczaj ściany odbijały głośne tu-dum – odgłos wydawany przez panie kasjerki stemplujące bilety…
Najciekawsze rzeczy dzieją się oczywiście na torach poza budynkiem muzeum. Co zobaczycie przy peronach? Między innymi: salonkę gen. Wojciecha Jaruzelskiego, śmieszny zielony samochodzik – tzw. „brykę Piłsudskiego”, czyli drezynę motorową, którą podobno w 1927 roku jechał na polowanie w Białowieży sam Marszałek Józef Piłsudski, trochę poważniejszą drezynę z nadwoziem samochodu marki Warszawa, dziesiątki parowozów i równie wiele wagonów.
Konduktorze łaskawy zawieź nas do Kampinosu
Od kwietnia do października muzeum uruchamia jeszcze jedną superatrakcję. To przejazd pociągiem Retro na trasie Sochaczew Wąskotorowy – Wilcze Tułowskie. Pociąg kursuje w każdą sobotę od kwietnia do października, a także w każdą środę oraz niedzielę lipca i sierpnia. Wtedy w muzeum należy się pojawić przed godziną 9.50 (stąd nasza pobudka o godz. 7 rano). To dość popularna atrakcja Sochaczewa, więc zalecamy wcześniejszą rezerwację miejsc, żeby nie was spotkała nieprzyjemna niespodzianka.
Punktualnie 10 minut przed godz. 10 na peronie przed budynkiem muzeum pojawiają się panie przewodniczki. Dzielą tłum szwendający się pośród pociągów na dwie grupy i zaczyna się wycieczka zorganizowana. Warto wtedy nadstawiać dobrze uszy, bo usłyszycie sporo ciekawych informacji o najważniejszych eksponatach.
Potem wszyscy szybciutko zajmują miejsca w wagonie typu 1Aw i punktualnie o godz. 10.30 charakterystyczny gwizd oznajmia odjazd pociągu ciągniętego przez lokomotywę spalinową Lxd2-342. Skład porusza się z zawrotną prędkością 15 kilometrów na godzinę. Dlatego jeśli ktoś z waszej rodziny nie przepada za pociągami, to może wziąć ze sobą rower i się z wami ścigać. Nie zakładajcie się o nic ważnego, bo najprawdopodobniej wygra. Po drodze widzieliśmy kilkunastu mniej lub bardziej profesjonalnie ubrnych cyklistów i we wszystkich przypadkach to oni byli górą.
Trasa przez pierwsze 9 kilometrów prowadzi przez miasto. Przez kolejne 9 kilometrów pociąg przemierza malownicze pola i lasy, mijając między innymi kościół obronny w Brochowie – miejsce chrztu Fryderyka Chopina, a także ślubu jego rodziców oraz siostry. Trochę już o nim czytaliśmy, ale na żywo wygląda jeszcze lepiej niż na zdjęciach. Zapisujemy więc w pamięci, żeby w któryś z kolejnych weekendów pojechać do pobliskiej Żelazowej Woli i do Brochowa.
Po mniej więcej godzinie kolejka dojeżdża do Wilcz Tułowskich, gdzie czeka was krótka wycieczka po skraju Puszczy Kampinoskiej, akurat na tyle długa, byście nabrali apetytu na więcej. Kończy się ona zazwyczaj tym, że to chmary komarów nabierają ochoty na was. Niemniej jednak ciepły, żywiczny zapach lasu na pewno wynagrodzi wam wszelkie niedogodności. Po 45 minutach czas wracać do pociągu, który czeka już na was z przepiętą lokomotywą, by zabrać was jedną stację wcześniej – do Tułowic nad Łasicą.
Do Osady Puszczańskiej nad kanałem Łasica dotrzecie o godz. 12.30 i do godz. 14 macie czas na piknik. Na miejscu są do kupienia kiełbaski (zarówno już zgrillowane jak i surowe do nabicia na patyk i upieczenia na jednym z trzech ognisk), napoje ciepłe i zimne, bez procentów jak i te weselsze. Do wyboru do koloru, a wszystko w zaskakująco przyzwoitych cenach. Jest też restauracja z dobrą kawą, będąca popularnym miejscem komunijno-weselnym i ukryte między drzewami domki typu Brda, które rozpaliły w nas marzenie o leniwym weekendzie w lesie.
Odjazd z Tułowic jest tuż po godz. 14 i o godz. 15.20, czyli zgodnie z rozkładem, meldujecie się w Sochaczewie. Na tyle wcześnie, żeby jeszcze tego samego dnia pojechać do Brochowa, albo Żelazowej Woli! My to jednak zostawiliśmy sobie na kolejny raz.
O czym warto pamiętać?
Najlepiej uczyć się na cudzych błędach, więc uczcie się na naszych. My oczywiście byliśmy tak z siebie dumni, że udało nam się coś zaplanować, że rano radośnie wyszliśmy z domu i pojechaliśmy na wycieczkę z pustymi rękami. A właściwie to tylko z aparatem fotograficznym. Tymczasem warto pamiętać, że jak już wejdziecie do muzeum przed godz. 10, to pierwsza okazja, żeby kupić coś do picia i jedzenia będzie dopiero w Tułowicach, prawie 3 godziny później.
Warto więc zabrać ze sobą wodę i coś do przegryzienia, przynajmniej dla młodzieży. Szczególnie wodę, bo pociąg turlając się powoli przez otwarte mazowieckie przestrzenie potrafi się porządnie nagrzać. A jeśli nie przeszkadza wam noszenie prowiantu na ognisko przez kilka godzin w upale, to możecie też wziąć ze sobą jakiś zestaw piknikowy. Aczkolwiek, tak jak wspominaliśmy, ceny w Osadzie Puszczańskiej są całkiem rozsądne.
Koniecznie weźcie też ze sobą coś na komary. O ile w Osadzie Puszczańskiej nie było tych potworów zbyt wiele, tak w okolicach stacji Wilcze Tułowskie atakują już całymi szwadronami. Z drugiej strony, jak nie schowacie się za chemią, to przynajmniej zobaczycie więcej puszczy, bo nie będziecie mogli się zatrzymać choćby na chwilę.
No i jeszcze jedna rzecz, o której my jak zwykle zapomnieliśmy, czyli kapelutki dla najmłodszych uczestników wycieczki. Niby większość czasu spędza się w pociągu i w lesie, ale w słoneczny dzień i tak tego cienia wcale nie ma dużo. Pamiętając jednak jak krnąbrne potrafi być polskie lato, życzymy wam jak najwięcej słońca podczas wizyty w Sochaczewie.
Wąskotorówka w Sochaczewie – garść praktycznych informacji
Muzeum Kolei Wąskotorowej w Sochaczewie
ADRES: ul. Towarowa 7, 96-500 Sochaczew. WEJŚCIE GŁÓWNE: ul. Licealna 18
GODZINY OTWARCIA: wtorek – niedziela: godz. 9-17, w poniedziałki nieczynne.
BILETY DO MUZEUM:
– Bilet wstępu normalny – 12 zł.
– Bilet wstępu ulgowy – 6 zł.
– Bilet rodzinny (dla 2 osób dorosłych z max. 3 dzieci) – 35 zł.
– Bilet roczny normalny (ważny przez 365 dni od daty zakupu) – 80 zł.
– Bilet roczny ulgowy (ważny przez 365 dni od daty zakupu) – 50 zł.
– Dzieci do lat 7 – wstęp bezpłatny.
– W środy wstęp bezpłatny.
BILETY NA PRZEJAZD POCIĄGIEM RETRO:
– Bilet normalny * – 29 zł.
– Bilet ulgowy * – 23 zł.
– Dla dzieci do lat 4 * – 9 zł.
– Na przewóz roweru – 11 zł.
– Dla psa – bezpłatny (obowiązkowo aktualna książeczka szczepień, kaganiec oraz smycz).
W cenę biletu wliczono zwiedzanie muzeum, przejazd pociągiem, ubezpieczenie, ognisko (bez prowiantu).
Bilety można rezerwować telefonicznie: (46) 862-59-75, albo mejlowo: rezerwacja@stacjamuzeum.pl.
Sorry, the comment form is closed at this time.
Martyna
Świetna atrakcja i cudowne zdjęcia 🙂 Dobrze, że takie kolejki są odnawiane i oddawane w ręce turystów, przejażdżka dostarcza wielu wrażeń.
osiemstop
Dzięki za miłe słowo:)
Też się bardzo cieszymy, że takich atrakcji jest coraz więcej!
Małgorzata Barańska
Byliśmy miesiąc temu, fantastyczna sprawa!
Ewa Świderska
ta kolejka rodzice jezdzili do szkoly, nic innego nie bylo, a teraz proszsz….. atrakcja! fajnie. A Kampinos jest super
Justyna Malinowska
Robert, brzmi super, trzeba sie wybrać w którys weekend 😉
8 stóp
Zdecydowanie polecamy!
Robert Malinowski
można, może wylatam kilka pakietów ;P.