
Zima to trudny okres dla każdego niezimowego rodzica. Dni krótkie, po drodze ferie, a dzieciaki zmęczyć trzeba. Jak to zrobić, jeśli narty to dla was taka miejscowość na Mazurach, a łyżwy znacie z czasów, kiedy one były sposobem, by uciec przed Balcerowiczem łypiącym z domowego rubina? Można znaleźć kogoś, kto się tym zajmie. Na przykład instruktorów z przedszkola narciarskiego.
Wprawdzie w tym roku planujemy wyjazd na ferie raczej w cieplejsze kierunki, ale pomyśleliśmy sobie, że może komuś z Was przyda się pomysł na to jak zorganizować wyjazd na narty w Polsce z dzieciarnią. W ferie’2017 trafiliśmy na tydzień do Szklarskiej Poręby. O ile wybór aktywności był świadomy, to wybór miejsca był podyktowany rodzinnymi koneksjami. Do Szklarskiej trafiliśmy głównie dzięki przyszywanej rodzinie, która ugościła nas w słynącej ze świeżego powietrza (ahu ahu) Jeleniej Górze. Nie wypadła źle, ale miała chyba równie wiele plusów, co minusów. Równie dobrze mogliśmy spędzić ten tydzień w Wiśle, Bukowinie Tatrzańskiej, albo chociażby w Karpaczu. Zamiast więc namawiać Was na Szklarską, postaramy się ją choć trochę opisać, a przede wszystkim zmierzyć się z pomysłem na aktywny wypoczynek w ferie dla dzieci od +/- 5 lat w górę. Opiszemy jak to wygląda, jak taki wyjazd zorganizować i ile mniej więcej będzie was to kosztowało.
O TYM PRZECZYTASZ W TYM WPISIE
Przedszkole narciarskie wersja All Inclusive
Często podkreślamy, jak bardzo nie lubimy all-inclusive. To oczywiście prawda. Po co mamy kłamać na swoim blogu. Połowa z nas przepracowała parę lat w mediach, więc już się nakłamała. Teraz nie jest nam wszystko jedno:) Ale w zeszłe ferie Paweł stanął w obliczu perspektywy wolnego tygodnia z dwójką dzieciaków co sprawiło, że przeszedł na złą stronę mocy i zaczął poważnie analizować opcję zorganizowanego rodzinnego wyjazdu na narty.
W przerwie zimowej jest sporo takich opcji. Wygląda to tak, że zazwyczaj przyjeżdża się do hotelu w niedzielę po południu, od razu jest krótkie zapoznanie, przedstawienie planu, itp. itd. W poniedziałek rano wybiera się sprzęt, potem parę godzin na stoku, obiad i do wieczora różne atrakcje: warsztaty, bajki, dyskoteki, hulaj dusza piekła nie ma. Rodzic może właściwie nic nie robić, tylko siedzieć przy kominku i popijać Chardonnay, ekhm, galicyjskiego grzańca, ekhm, gorącą czekoladę. Warto się tylko pojawić na obiedzie, żeby pochwalić dzieci za postępy na stoku, przebrać je w suche ciuchy i puścić na kolejne atrakcje. Albo po prostu warto się pojawić, żeby ludzie we wiosce za bardzo nie gadali.
Przez chwilę wyglądało to nawet zachęcająco, ale powtórna lektura kilku takich opisów zaczęła Pawła napawać przerażeniem. To w końcu taka wycieczka szkolna, gdzie trochę się jest uczestnikiem, trochę opiekunem. Trzeba naprawdę lubić hotele z animacjami, by się w czymś takim odnaleźć. A my nawet w chwilach słabości nie możemy wykrzesać dla takich atrakcji ani odrobiny sympatii. No może poza tym grzańcem.
Ponieważ byliśmy już nakręceni (przede wszystkim Kalina i Maciek) na narty, to nie zrezygnowaliśmy. Dosłownie tydzień przed feriami okazało się, że mamy nocleg u przyszywanej rodziny w jeleniogórskich Cieplicach i jak szybko znajdziemy przedszkole narciarskie, to uda się ogarnąć temat ferii.
Wzięliśmy pod uwagę dwie miejscówki – Karpacz i Szklarską Porębę, by w końcu na krótkiej liście mieć tylko dwie szkoły, czy raczej przedszkola z tej drugiej. Czym się kierowaliśmy? Po pierwsze ceną (szkolenie dwojga dzieci w grupie wraz z wypożyczeniem sprzętu) a dodatkowo opiniami znajomych. Umknęły nam trochę dodatkowe koszty, przede wszystkim karnetów i parkowania, a te potrafią mocno zmienić wyliczenia.
Przedszkola narciarskie – jak to działa
Z tego co się zorientowaliśmy, to plan zajęć takich przedszkoli jest podobny. Pierwszym punktem programu jest zorganizowanie dzieciakom sprzętu (butów, nart, ew. gogli i kijków). Część przedszkoli sama wypożycza sprzęt, więc łatwo go dobrać przed zajęciami, część współpracuje z zewnętrznymi firmami, dając jakiś rabat. Nierzadko jednak dużo taniej jest przejść się po okolicy stoku i ponegocjować w kilku kolejnych punktach. Bardzo możliwe, że dostaniemy tam lepszą cenę niż przy przedszkolu. Informację, że dziecięcych zestawów potrzebujemy dwie sztuki i weźmiemy je na tydzień, zostawmy na koniec negocacji. Pozwoli nam zbić cenę jeszcze trochę i skończymy pewnie w okolicach 25 zł za dzień.
Jak więc najlepiej rozwiązać tę kwestię? Zorientować się telefonicznie za ile wynajmiemy sprzęt w szkółce i potargować się przez telefon. Zapisać sobie cenę, przyjechać dzień wcześniej i tuż po zapadnięciu zmroku przejść się po wypożyczalniach. Z 4-5 wypożyczalni wybrać tę, gdzie jest dobra cena, porządnie wyglądający i pasujący sprzęt. Oczywiście jeśli chcemy mieć spokój w rodzinie, to powinien się też spodobać dzieciakom. I od razu go wypożyczyć, żeby rano mieć ten punkt z głowy. Nikt nie doda nam tego wieczora do rachunku (a przynajmniej nie powinien).
Następnego dnia można się zjawić na stoku. Większość sprawdzonych przez nas szkółek i przedszkoli narciarskich zaczyna zajęcia o godz. 10 rano. Dzieciaki trafiają pod opiekę instruktorów, są dzielone na grupy w zależności od wieku i umiejętności i idą na stok. Kilka ze szkół do których dzwoniliśmy zalecało na pierwszym wyjeździe wyłącznie indywidualne szkolenie („bo grupa nie ma sensu”), albo przynajmniej kilka prywatnych godzin nauki dla 4,5-latki („jak załapie, to poradzi sobie w grupie”). Ale po tym co Kalina i jej początkujące rówieśniczki prezentowały na stoku wydaje nam się, że to bardzo zachowawcze podejście.
Nie zarzucamy szkołom złej woli, ale jeśli macie dziecko, które dobrze funkcjonuje w grupie (np. przedszkolu) i radzi sobie z nowymi wyzwaniami, to wydaje nam się, że nie warto dać się wkręcić w prywatne lekcje. My w końcu zdecydowaliśmy się puścić Kalinę na jedną prywatną lekcję, ale radzili sobie z Maćkiem (który był grupą kontrolną – osobnikiem bez prywatnej lekcji) równie sprawnie. Kalina miała za to potem „prywatne” relacje z instruktorem (nomen omen) Maćkiem, z którym się zakumplowała, więc zawsze jakieś trzy punkty do lansu i szacunku wśród rówieśników i rówieśniczek na stoku.
Szkolenie trwa zazwyczaj 3-4 godziny z przerwą na zabawę lub/oraz przekąskę i ciepłą herbatę (warto na to zwrócić uwagę, bo szkoły walcząc o klienta zaczęły chyba „dałngrejdować” ofertę i skracają szkolenia). Ośla łączka zazwyczaj starcza na 3-4 dni i potem nawet początkujące maluchy wędrują już na „dorosłe” góry.
Ceny w Szklarskiej Porębie (luty 2017)
Parkowanie w Szklarskiej Porębie
- Na prywatnych parkingach: ok. 10 zł za dzień.
- Parkomatowe: 6,9 zł za 3 godziny, 2 zł za każdą dodatkową godzinę.
- Na dziko na poboczu: za darmo i (czasem niestety) bezkarnie.
Większość szkół zaczyna szkolenie ok. 10 rano. W ferie nawet do ok. 9.30 można spokojnie znaleźć bezpłatne miejsce w promieniu kilkuset metrów od wyciągów na Szrenicy. Po godz. 11 może być już trudno zaparkować nawet na płatnych parkingach w górnej części Szklarskiej.
Wypożyczenie pełnego zestawu narciarskiego dla dzieci
25-50 zł za dzień. Tak jak pisaliśmy powyżej, warto poszukać najtańszej opcji w okolicy.
Cennik przedszkoli i szkół narciarskich
Ile kosztowało tygodniowe przedszkole narciarskie w Szklarskiej Porębie i Karpaczu w ferie w 2017 roku? Bez kosztów wypożyczenia sprzętu był to wydatek ok. 500-600 zł za dziecko. Różnice w cenie zazwyczaj były niewielkie i bardziej rozbijały się o liczbę dni i godzin dziennie. Nasz wybór padł na szkołę Snow4fun, głównie dlatego, że oferowała 6-dniowe i dość długie (3h dla przedszkolaka, 4h dla ucznia dziennie) szkolenie. Na miejscu okazało się, że to nie tylko jedna z większych szkół w Szklarskiej Porębie, ale nawet że pracowali w niej dalsi znajomi i chwalili ją zarówno pod względem warunków dla pracowników i poziomu szkolenia.
Dużo ciepłych słów słyszeliśmy też m.in. o szkółce Dimbo, dla której chyba jednak Szklarska Poręba nie była ważną lokalizacją. I o ile w sezonie 2016/2017 Dimbo działało w Szklarskiej, tak w kolejnym roku już z niej zniknęło. Dimbo było 100-200 zł droższe od Snow4fun, w dodatku zdawało się dorzucać chyłkiem różne opłaty (np. za stok), co chyba wynikało nie tyle z ukrywania kosztów, co korzystania z zewnętrznych dostawców (choćby wspomnianego stoku). Dobra i sprawdzona opinia pozwala w każdym razie brać ich pod uwagę przy sprawdzaniu cen w wybranej przez Was lokalizacji.
Jedzenie
- Kawa: 6-7 zł.
- Obiad – 20-30 zł za drugie danie, 7-12 zł za zupę.
…czyli w knajpach trzeba się przygotować na „warszawskie” ceny.
Wyciągi
Małe wyciągi na oślej łączce to wydatek 10 zł za 10 wjazdów. Przedszkola narciarskie i szkoły narciarskie zazwyczaj mają te wyciągi w cenie. Dzieci zazwyczaj po 2-4 dniach „awansują” na wyższą górkę i w przypadku Szklarskiej Poręby trafiają na Szrenicę. Wtedy też trzeba płacić za karnet na Sudety Lift. W sezonie 2017/2018 koszt czterogodzinnego karnetu (a taki spokojnie wystarczy naszym przedszkolakom i wczesnym uczniom) to 47,5 zł. Nikt nie powiedział, że będzie tanio…
Atrakcje
Jeżdżenie na nartach załatwia nam praktycznie cały dzień (mierzony światłem słonecznym), ale wieczory i tak ciągną się niemiłosiernie. Na szczęście Szklarska Poręba, Karpacz i Jelenia Góra z roku na rok poszerzają rodzinną ofertę, więc na cały tydzień znajdziemy całkiem szeroki wachlarz różnych atrakcji.
W trakcie naszego wyjazdu odwiedziliśmy między innymi:
- Atrakcję najbardziej oczywistą, czyli wszechobecne tory do zjeżdżania na oponach. Nie jest to droga impreza, jeśli chcemy zjechać tylko kilka razy. Można nawet zjeżdżać razem z dzieckiem – po paru godzinach oddalenia na stoku trochę bliskości nie zaszkodzi. W dodatku wypożyczalnie i szkółki na siłę wciskają darmowe karnety na zjazdy, więc tak naprawdę zaczyna się płacić jak się już wszyscy od tego uzależnią. Ale to całkiem pozytywne uzależnienie:).
- Wystawę Lego – 10 zł za bilet. Jedna z nielicznych atrakcji, która tak znudziła Pawła, że aż zapadł w zimowy sen na fotelu przy szatni. Zbudziła go Pani z obsługi lekko sugerując, że młodzież trochę za bardzo ekscytuje się wystawą. Kalina i Maciek byli zachwyceni, aczkolwiek obejście całej sali zajęło im mniej więcej godzinę. Wystawa pojawia się regularnie w ferie w wielu polskich kurortach, więc macie dużą szansę spotkać ją gdziekolwiek będziecie. Do rozważenia, ale bardziej jako ostateczność, a nie pierwszy wybór.
- Termy Cieplickie – może nie jest to najciekawszy park wodny w jakim byliśmy (Tropikana w Hotelu Gołębiewskim w Wiśle, choć prosi się o remont, podobała nam się dużo bardziej), to i tak na pewno zapełni Wam cały dzień po nartach, albo nawet i bez nart. Tanio nie jest (bilet rodzinny to 79 zł, pełen cennik Term Cieplickich), ale jeśli zamierzacie w okolicy spędzić tydzień, to jeden dzień/wieczór możecie zarezerwować na wizytę w Cieplicach.
- Wodospad Szklarka. Bilety: 6 zł – normalny, 3 zł – ulgowy, dzieci do 7. roku życia za darmo. W zimę kasa jest otwarta w godzinach 9-17, czyli jak wejdziecie tuż po godz. 17, to złapiecie ostatnie promienie słońca i zaoszczędzicie parę złotych. Być w Szklarskiej i nie zobaczyć Szklarki to trochę jakby w latach 90-tych odwiedzić Toruń i nie skorzystać z toalety w McDonaldzie. Poza tym tak jak nie musieliście wtedy kupować Big Maca, tak i tutaj można sobie darować ser a’la oscypek w pawilonach przy parkingu.
- Zamek Chojnik – nie ma chyba nic cudowniejszego niż rodzinna wspinaczka na górę, na której stoi malowniczy zamek. To musi być niezwykłe doznanie, bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że dorośli ludzie z własnej i nieprzymuszonej woli decydują się na prawie godzinną, zimową wspinaczkę po oblodzonym zboczu z jęczącymi i marudzącymi dzieciakami? Na szczęście jęków nie było wcale tak dużo (a przynajmniej nie było ich słychać jak się odpowiednio zakryło uszy czapką), zwalone drzewa po drodze zapewniały sporo atrakcji służąc jako kładki, a sam zamek, choć dość kameralny, ma tyle zakamarków, schodków i widoków, że wynagrodził nam trudy wspinaczki. Nawet dzieciakom się w końcu podobało! Zmotoryzowanym polecamy parking przy Zajeździe pod Chojnikiem (płatny – 10 zł). Co do kuchni się nie wypowiemy, bo nie sprawdziliśmy.
- Chętnie polecilibyśmy również Kolorowe Jeziorka w Rudawach Janowickich. To zespół czterech jeziorek: żółtego, purpurowego, błękitnego i czarnego leżących na zboczu Wielkiej Kopy w zagłębieniach po dawnych kamieniołomach. Problem z nimi zimą jest jednak taki, że po pierwsze trudno do nich dojść przez głęboki śnieg, a poza tym w niskiej temperaturze średnio widać kolory. Źródełka zamarzają i przysypuje je śnieg… Warto więc sobie zostawić wizytę w nich na lato.
- Jest i Miedzianka – miasto duchów niedaleko Jeleniej Góry. Bardzo chcieliśmy tam pojechać odkąd trafiliśmy na niezwykłą książkę Filipa Springera. To też zdecydowanie bardziej destynacja odpowiednia letnim temperaturom, ale w zimę również do Was przemówi. A jak nawet nie poruszy Was historia tego miejsca, to zziębnięte członki ukoi bardzo dobra kuchnia i doskonałe piwo z Browaru Miedzianka.
To oczywiście tylko krótki wybór. Lista atrakcji w okolicy jest dużo dłuższa i zapełniają ją pałace, zamki, szlaki z punktami widokowymi, czy miejsca tak widowiskowe jak Zakręt Śmierci (o którym nawet zaczęliśmy pisać post na bloga, ale umarł przez nasze lenistwo… może już taki los tego miejsca).
Plusy i minusy ferii w Szklarskiej Porębie
Plusy tygodnia spędzonego w przedszkolu narciarskim w Szklarskiej Porębie to na pewno doskonała zabawa dla dzieciaków. O ile byliśmy pewni, że 4,5-letnia wtedy Kalina da sobie doskonale radę, bo na wszystkie aktywności rzuca się jak lwica, to mało sportowy, 3 lata starszy Maciek był dla nas zagadką. Oboje pokochali narty, po kilku dniach śmigali jak zawodowcy po Szrenicy i ciągle było im mało. Maciek dodatkowo rozkręcił się ze swoimi talentami towarzyskimi i kiedy odbieraliśmy go u stóp Szrenicy potrafił nam przedstawić i opowiedzieć 1-2 zdania o każdym, kto akurat zjeżdżał ze stoku („A ta pani przyjechała ze Szczecina. Jest tutaj na nartach ze swoimi wnukami. A ten Pan jest naszym sąsiadem z Warszawy, a tamci Państwo to…”).
Do plusów zaliczamy też dojazd. Byliśmy przekonani, że dojeżdżając codziennie z Jeleniej Góry, będziemy mieć problemy z parkowaniem. O dziwo, do godz. 9.30 nie mieliśmy żadnego problemu, żeby zaparkować w promieniu 100 metrów od naszego przedszkola, albo na poboczu nie zastawiając nikomu drogi, albo na płatnym parkingu tuż przy samym stoku.
Minusy to przede wszystkim sama Szklarska i Szrenica. W ferie w kolejce do wyciągów na Szrenicę spędzicie za każdym razem pół godziny i więcej. Na czterogodzinnym karnecie obejmującym godziny szkolenia w przedszkolu rzadko kiedy uda się dzieciakom zjechać ze stoku cztery razy. Zazwyczaj kończy się na trzech przejazdach. Kiedy odwiedziliśmy Wisłę kilka miesięcy po feriach i powiedzieliśmy jak wygląda sytuacja w Szklarskiej, to nie mogli nam uwierzyć. Może krył się za tym lekki marketing, ale podobno Wisła nie ogląda takich kolejek (chyba, że po kawałek Małysza z czekolady). Do tego wrażeń (estetycznych) nie poprawiają też zaparkowane gdzie popadnie samochody (no ale to już przypadłość chyba całego naszego kraju), a pogoda (na dole na lekkim plusie) sprawiała, że trzeba było kluczyć między nimi w kałużach i błocie po kostki.
Minusem była też jakość powietrza. Jasne, że większość górskich miejscowości w zimę skrywa cieplutka mgiełka smogu. Niestety Jelenia Góra często bywa królową zestawień smogowych, a Cieplice uzdrowiskiem są już tylko historycznie. Także Szklarska Poręba nie ma się czym chwalić w temacie, aczkolwiek i tak wypada chyba lepiej niż, dajmy na to, niektóre rejony Warszawy przy podobnej pogodzie.
Ferie ze szkoleniem narciarskim. Ile to kosztuje?
Ile w sumie wydamy za wyjazd 2+2, kiedy to dzieci jeżdżą, a rodzice popijają kawę, albo nadrabiają zaległości projektowe z pracy? Tygodniowe przedszkole narciarskie (szkółka narciarska) dla dwójki dzieciaków to wydatek co najmniej 1800 zł (szkolenie + sprzęt + Szrenica przez trzy dni), atrakcje po zajęciach to minimum 300 zł za tydzień. Do tego wyżywienie – załóżmy, że śniadanie jemy w domu, ale obiado-kolację już na mieście, więc minimum 150 zł razy 6. Do tego przejazd samochodem na południe kraju z Warszawy, codzienne parkowanie i dojazdy: 400 zł + 100 zł + 50 zł. Razem? 3600 zł plus noclegi.
A noclegi w ferie to poważna pozycja w wyjazdowym budżecie, chyba, że jedziecie większą ekipą i uda Wam się zarezerwować np. cały dom dla siebie. W hotelowych wyszukiwarkach na kilka tygodni przed feriami pokój dla rodziny w Szklarskiej Porębie znajdziecie za minimum 150-200 zł za noc (daleko od stoków) do minimum 150-200 zł za noc w ośrodku pod stokiem. Tańszym rozwiązaniem wydaje się airbnb. Rodzinny pokój można znaleźć już za mniej niż 50 zł za noc, za około 200 zł znajdziecie już naprawdę fajne miejsca. A jeśli skorzystanie z naszego kodu zniżkowego na airbnb, to zaoszczędzicie dodatkowe 100 zł.
Ile w sumie zapłacicie? Pełny budżet na rodzinny tygodniowy wyjazd na ferie połączony z przedszkolem narciarskim ciężko będzie spiąć w 5000 zł. Niemało… Na tyle niemało, że jeśli macie znajomych i potraficie zmontować niedużą ekipę, to pewnie za wyjazd w Alpy zapłacicie podobnie. A jeśli dodatkowo sami zorganizujecie szkolenie dzieciaków, to niewykluczone, że wrażenia będą kilka razy lepsze, pogoda bardziej przewidywalna a i dzieciaki dużo lepiej wyszkolone.
Ale czy my żałujemy wydanej kasy? Zdecydowanie nie. Miłośnikami zimy nigdy nie zostaniemy i zdecydowanie bardziej wolimy ucieczkę w lutym do Wietnamu niż do Szklarskiej Poręby, ale przedszkole narciarskie z sukcesem zaszczepiło w dzieciakach zimowego bakcyla. A o to przecież chodziło!
Sorry, the comment form is closed at this time.
Blackbook.pl
Bardzo fajny blog. Lubię blogi o takiej tematyce. Jestem pod ogromnym wrażeniem.
osiemstop
Dzięki, bardzo nam miło:)
Ilona
Ferie w Wiśle (i okolicach) wyglądają tak samo: wszędzie zaparkowane samochody „na dziko”, kolejki i brak miejsca w punktach gastronomicznych przy stokach. Sprawdzone na własnej skórze 😉
osiemstop
Chyba niestety w większości miejsc w Polsce tak jest:(
puchpuch
Dzieciaczki jak się patrzy 🙂 przedszkole narciarskie to świetny pomysł.