

Hotelowe potworki w San Antonio

River Walk



King William
Ostatnim punktem naszego dnia bez dzieci jest El Mercado – meksykański bazar z pamiątkami zza południowej granicy, do złudzenia przypominający te, które widzieliśmy w Gwatemali czy Peru. Jest też restauracja z pysznym meksykańskim jedzeniem, mariachi i czarnym Elvisem.
Okolica El Mercado jest już jednak mniej przyjemna. Jak to po amerykańsku, nagle po jednej czy dwóch ulicach od centrum i King William, robi się biednie, parę razy ktoś nas nagabuje o pieniądze, widać opuszczone sklepy i mało ciekawe zaułki. Tak to już jest w amerykańskich miastach. Nie zmienia to jednak naszego zachwytu San Antonio.

El Mercado
Jednocześnie zmęczeni i wypoczęci wracamy do Floresville, gdzie czeka na nas rozradowany Maciek i Kalina, która właśnie tego dnia postanowiła zacząć samodzielnie siedzieć. Chyba musimy częściej ich zostawiać!