o

Prawie każde miasto ma jakąś zapomnianą perełkę. Niektóre nigdy nie doczekały się odkrycia i zamieniły się w kompletne ruiny. Inne, dzięki lokalnym aktywistom albo szaleńcowi z niebanalnym pomysłem na knajpę lub artystyczną atrakcję, odżywają. Śródka w Poznaniu popadała w zapomnienie przez wiele lat. Aż w końcu znaleźli się i szaleńcy, i aktywiści i mural, którego sława powędrowała w świat.

To właśnie Śródka stała się naszą bramą do Poznania. Przyjechaliśmy tam w październiku na poznańskie targi turystyczne. W ich trakcie miały się odbyć spotkania blogerów z organizacjami turystycznymi i firmami zainteresowanymi współpracą i działalnością w mediach społecznościowych. Taki speed dating, tylko w meta kategoriach, bo obie strony w Polsce znają się słabiutko. To miały być spotkania nie tyle z założeniem „o ile sobie się podobamy, to pójdziemy do łóżka”, a chodziło w nich bardziej o odpowiedź „ciekawe z jakiej oni są planety i czy w ogóle potrafimy ze sobą rozmawiać”. Speed dating poszedł nieźle, na tyle dobrze, że już miesiąc później znów byliśmy w Poznaniu, ale o tym będzie później.

Śródka – miejsce z potencjałem

Śródka to jest takie miejsce, o którym się mówi, że „ma potencjał”. W dawnych czasach, kiedy byliśmy jeszcze młodzi, obrotni i bezdzietni, obejrzeliśmy kilkadziesiąt mieszkań pod kątem ich kupna. Była wśród nich kategoria takich, które bardzo się chciały sprzedać, ale jednocześnie niosły ze sobą wadę nie do przeskoczenia. Na przykład miały super lokalizację, rozsądną ceną, ale jednocześnie kuchnię wielkości 4 m kw. ze ścianą, której nie można było tknąć. Albo miały 30 metrów powierzchni, a prawie 10 zajmował wąski, abstrakcyjnie długi i zupełnie niepotrzebny korytarz.

W końcu kupiliśmy mieszkanie z rozsądnym rozkładem i za rozsądną cenę. „Pułapki potencjału’ nie uniknęliśmy. Zamieszkaliśmy niedaleko warszawskiego pl. Hallera. Właśnie takiego miejsca z potencjałem – zaniedbanego, ale jednocześnie otwartego, w dobrej skali z ciekawą socrealistyczną architekturą, ale paradoksalnie w ludzkiej skali i jak na Warszawę całkiem przyjemnej dla oka. Pl. Hallera w czasach późnego Gomułki to było imprezowe zagłębie. Kilka knajp, znany dansing. W okolicy zamieszkali w dużej mierze robotnicy ściągnięci do pobliskiej fabryki FSO. Awansowani społecznie, skorzy do zabawy, z bezpieczną pracą i zapleczem socjalnym. Plac jako tako trzymał się za Gierka, upadał w latach 80-tych, a pogrążył go dziki kapitalizm lat 90-tych. Teraz „ma potencjał’, tzn. jakby uporządkować na nim parkowanie i poprosić ładnie panów na ławkach, by nie przeklinali i nie sikali po krzakach, to byłoby fajnie. Otworzyły się na nim ostatnio dwie instytucje – klubokawiarnia i Centrum Wielokulturowe i coś w końcu ruszyło. Są wydarzenia, darmowe warsztaty, okazało się, że da się, przynajmniej na jakiś czas, dogadać z niechętnymi zmianom wspólnotami mieszkaniowymi, przyciągnąć ludzi, zrobić coś z nimi i dla nich.

Śródka

Śródka, czyli ukryty potencjał. Za tymi kamienicami kryje się Rynek Śródecki

Ze Śródką też przez wiele lat tak było. Śródka jest dla nas dziką wariacją pl. Hallera i krakowskiej Nowej Huty. Co prawda jej architektura z ponad 100-letnimi kamienicami jest kompletnie z innej bajki, ale to ciekawe miejsce na uboczu, niby blisko, a mentalnie bardzo daleko. O ile jednak Nowa Huta i pl. Hallera jeszcze gubią się na mapach, tak Śródka powoli wyprzedza peleton zapomnianych interesujących zaułków polskich miast.

Pierwszy raz dojechaliśmy do niej późno wieczorem i nie bez problemów. Wyjechaliśmy z Warszawy po pracy i szkole, i w październikową wieczorną szarówkę nie trudno było o pomyłkę w obcym dla nas mieście – Poznaniu. Nawigacja kazała nam skręcić za rondem Śródka, ale mała uliczka wyłoniła się zbyt szybko i niespodziewanie. Skończyło się więc przejazdem przez most Mieszka I przez Cybinę, zawrotkę, okrążenie jeszcze raz ronda i kolejne podejście pod Śródkę. To też wyszło średnio, bo wylądowaliśmy przy ośrodku sportowym, całkiem przyjemnym, ale piłka nożna nie była naszym celem.

Dopiero po chwili kluczenia po okolicy trafiliśmy do hotelu, który był naszym celem, zostawiliśmy bagaże i choć nie chciało nam się wychodzić z pokoju z widokiem na Rynek Śródecki, to jednak ruszyliśmy w październikowy mrok i absolutnie zakochaliśmy się w tej okolicy.

Śródka, czyli ukryta perełka Poznania

Kiedy dotarliśmy do Śródki, pomyśleliśmy, że jest na uboczu. Potem okazało się jednak, że samochodowo nie jest z nią tak źle. Wielkie, kilkupasmowe rondo, z którego można (znając Śródkę) do niej bezproblemowo zjechać i nawet da się zaparkować. Gorsze wrażenie pozostawiło dojeżdżanie do Środki komunikacją miejską. Rondo Śródka to przestrzeń jakże znajoma warszawiakom. Wielkie przesiadkowe rondo z okrążającymi przejściami podziemnymi. Szczytowa myśl transportowa wczesnego Gierka z radością kontynuowana przez urbanistów spod znaku świętej przepustowości. Ale rondo Śródka ma dwa mocne dodatki.

Po pierwsze, przejścia podziemne tego ogromnego ronda są zupełnie martwe, nie ma tam żadnej gastronomii, małych sklepików, itp. Wszystkim, którzy pałają nienawiścią do skomercjalizowanych przejść pod rondami pełnych ludzi i zapachów polecamy wizytę na Śródce w celu sprawdzenia, jak wyglądają szerokie, czysto komunikacyjne podziemne arterie. Po drugie, przejście podziemne jest symboliczne, pomyślano je na kształt poznańskiego rogala, czyli podkówki, a to oznacza, że z zapewne bardzo oczywistych powodów (kolektor ściekowy/brak funduszy/przyszła trasa metra/cmentarz żydowski – niepotrzebne skreślić), przejście jest niedomknięte.

Rondo Śródka

Przejście pod Rondem Śródka

Rondo to dopiero początek, Bo żeby dojść do Śródki z ronda trzeba jeszcze przejść przez pseudo zaułek. To taka boczna urinario-alejka, nic przyjemnego. Ale niech Was to nie zniechęci. Takie miejsca to często brama do innego świata!

Śródka to właśnie inny świat. Nawet oko niewprawnego turysty, żadnego tam post-turysty albo urban-socjoznawcy, po prostu zwykłego turysty, łatwo wyłapie napięcie między starą śródkową tkanką miejską i postępującą gentryfikacją. Śródka to mikroświat. Niewielki ryneczek, zresztą będący ogryzkiem dawnego rynku zniszczonego podczas II wojny Światowej i potem przez budowę Trasy Chwaliszewskiej jest na pierwszy turystyczny rzut oka zagadką. Jak to objąć, potraktować, przyswoić? Niby rynek, ale zajęty przez zamknięte budynki kościelne, otoczone brukowaną boczną uliczką. Dla kogoś, kto nie zna historii Poznania granice rynku się gubią, mieszają z podwórkami, rozlewają po pustych pierzejach.

Siła Śródki, choć tkwi w przeszłości, to wyrasta z teraźniejszości. „Dziesięć lat temu zamykały się tu nawet warzywniaki. Pięć lat temu jakiś szaleniec otworzył restaurację. Trzy lata temu upadł monopolowy. W tym roku w weekendy są tłumy” – pisał w październiku 2015 roku „Głos Wielkopolski”. Śródkę porzucono pod koniec lat 60-tych. Pod budowę Trasy Chwaliszewskiej wyburzono część budynków i zaburzono układ przestrzenny. Po przerzuceniu nowego mostu dla ruchliwej trasy rozebrano prowizoryczną przeprawę na Ostrów Tumski, przecinając naturalny szlak transportowy istniejący w tym miejscu od średniowiecza. Dzielnica zapadała się w sobie, a początek XXI wieku to już chyba najgorszy okres w historii tego miejsca.

Co z powrotem ściągnęło ludzi? Jedna pomalowana ściana – odpowiada gazeta. Poniekąd ma rację. Ta świeża poznańska perełka to „Opowieść śródecka z trębaczem na dachu i kotem w tle” – trójwymiarowy mural, który odbił się echem nie tylko w polskich, ale i europejskich mediach. I o ile pewnie każdy wytrawny podróżnik powie, że np. w Madrycie taki mural jest co krok, więc o co ta wrzawa, tak mimo wszystko niech przejdzie się na Śródkę na jesieni i spojrzy niehiszpańskim okiem na tą ścianę. Postawimy wszelkie pieniądze, że będzie jak w Madrycie, albo i lepiej. Bo choć zarzuca się muralowi kiczowatość, to my byśmy sobie życzyli zdecydowanie więcej takiego kiczu w polskich miastach! Śródkowy mural doskonale rozgrywa proporcje z pobliskim XVIII-wiecznym klasztorem i XVII-wiecznym kościołem św. Małgorzaty, w dodatku nieodparcie zaraża optymizmem i kolorytem. Chcecie iść na Ostrów Tumski? Zacznijcie spacer w dobrym humorze ze Śródki!

Most biskupa Jordana – nowe otwarcie dla Śródki

To była operacja logistyczno-inżynierska, którą żył nie tylko Poznań, ale i cały kraj. W 2007 roku przetransportowano rzeką 450 ton żelastwa, podniesiono na 9 metrów, żeby przenieść nad ruchliwym mostem Mieszka I i połączyć Śródkę z Ostrowem Tumskim i jego katedrą wygodnym spacerowym szlakiem. Przeprawa wróciła na swoje historyczne miejsce po 40 latach nieobecności. Most teraz jest ulubionym miejscem na romantyczne spotkania, sesje poślubne, cały jest już w miłosnych kłódkach i kłódeczkach. Byliśmy tam i rano, i wieczorem, wpadając oczywiście na młodą parę. W porannej jesiennej szarówce wyglądał dość zwyczajnie, uroku nabierał wieczorem, w podświetleniu i w towarzystwie kamienic Śródki i historycznych budynków Ostrowa Tumskiego.

Śródka. Most biskupa Jordana

Śródka. Most biskupa Jordana

Śródka most wykorzystała i zaczęła się ożywiać. Lokalny antykwariat zorganizował kapslowy Wyścig Pokoju z Widokiem. Wyścig przetrwał, antykwariat pokonała moda na Śródkę, która nie przełożyła się na sprzedaż książek za to na wysokość czynszu jak najbardziej. Pojawił się średniowieczny targ nawiązujący do tradycji dawnych środowych targów, imprezy, knajpy, do których teraz jeździ pół Poznania i jeszcze hotel, w którym mieliśmy okazję nocować.

Hotel Śródka

Nasz nocleg podczas pierwszego pobytu w Poznaniu dzięki organizatorom targów Tour Salon przypadł w cudownym Hotelu Śródka, za co należy im się pokłon do pasa. Jego właściciel w jednym z wywiadów opowiadał, że zrobi specjalną stawkę na pokoje z widokiem. Nie wiemy, czy zrobił, ale jeśli zakładał, że specjalnie umieści blogerów z targów, żeby obejrzeli z okien mural, to się nie przeliczył.

Śródka. "Opowieść śródecka z trębaczem na dachu i kotem w tle"

Śródka. „Opowieść śródecka z trębaczem na dachu i kotem w tle”

Pokoje w Śródce są urządzone ze smakiem, śniadania to smak sam w sobie, a widok na rynek i „Opowieść śródecką…” jest wart każdych pieniędzy. W czasie naszych podróży nocowaliśmy wiele razy na dziko, za dolara, pokoje bez okien zaliczaliśmy na kilku kontynentach. Hotele nigdy nie były ważnym elementem naszego wyjazdu, a jedynie jednym ze sposobów na przetrwanie nocy. Ale Hotel Śródka i widok z okna naprawdę zrobiły na nas wrażenie. Gdyby jeszcze nie to, że dzieci poszły spać po 22 i my zanim padliśmy chwilę potem, pewnie jeszcze dłużej moglibyśmy się rozwodzić nad widokami i samym hotelem. Za to dla dzieciatych podróżników takich jak my, pokój, poza widokiem, miał jeszcze ogromny plus w postaci rozkładanej kanapy, która przyjęła młodych podróżników, dla nas pozostawiając wygodne łóżko.

Poza tym fajnie jednak znać się z innymi blogerami podróżniczymi i rano schodząc na śniadanie mówić naokoło „cześć”, „dzień dobry”, „co tam pani w polityce?” oraz mieć kilku chętnych znajomych, którzy przedstawią tę nieznajomą mniejszość.

Śródka – gdzie zjeść!?

Właśnie, jedzenie!!! Śródka jest w końcu niewielka, ledwie kilka ulic, ale jej oferta kulinarna jest już całkiem szeroka. Z własnego doświadczenia znamy kawiarnię Na Winklu serwującą doskonałe pierogi. Choć cena na pierwszy rzut oka jest wysoka, to nie dajcie się zwieść, porcja jest ogromna, na pewno Was wykarmi i jeszcze dodatkowo każe się zastanowić, czym tak naprawdę są pierogi i dlaczego kiedyś zdarzyło się Wam powiedzieć, że wcale za nimi nie przepadacie. A jak nie macie ochoty na pierogi, to wpadnijcie po prostu na dobre, czeskie piwa. Szczególnie, że dobre, czeskie piwa łagodzą rodzinne stresy i pozwalają lepiej radzić sobie z faktem, że najmłodsze stopy dobierają się do różnych szuflad i drobnych ozdóbek upiększających lokal.

Jeśli jednak Na Winklu nie będzie Wam się podobało, to zawsze można zajrzeć obok. Wspólny Stół to restauracja znana nam ze śniadania w Hotelu Śródka. I temu śniadaniu nie ma co zarzucić. Wszytko było świeże i podane w miłej atmosferze. Dość powiedzieć, że my, dzieci kampera, kiedy myślimy o hotelu w Poznaniu myślimy o Hotelu Śródka, a kiedy myślimy o śniadaniu, myślimy o Wspólnym Stole.

Jest jeszcze La Ruina i Raj. Skorzystamy z maniery, w którą wpadł Leszek Waligóra, autor wspominanego wcześniej tekstu w „Głosie Wielkopolskim”  i napiszemy: niedziela, 22 listopada, 17 710 polubień na Facebooku. „Dlaczego zrobiliście knajpę tutaj” – zapytał dziennikarz Monikę Mądrą-Pawlak i Janka Pawlaka. „Bo jesteśmy nienormalni. Bo Śródka jest świetnym miejscem do życia w mieście, bo wszędzie stąd blisko, bo wszyscy się tu znają, bo tu jest dobra energia…” – odpowiedzieli. Trochę rozumiemy, nawet nie dlatego, że sami mamy knajpę, ale dlatego, że mieliśmy okazję spędzić kilka godzin na Śródce. Kto wie, może gdybyśmy tam spędzili więcej czasu, to ta miłość by wyparowała, a może by się właśnie utrwaliła i wyszłoby z tego jakieś stare, dobre małżeństwo?

Do La Ruiny i Raju zajrzeliśmy, kusiło, szczególnie mini kino na zapleczu Raju. O ile jednak w Wspólnym Stole czy Na Winklu swobodniej czuliśmy się z dziećmi, tak Raj wydał nam się trochę arodzinnie hipsterski. Dla większości (patrząc po niskim przyroście naturalnym w naszym kraju) to będzie atut, dlatego, walcząc o dużą liczbę odsłon, wspominamy o tym miejscu. Żeby oddać jednak sprawiedliwość obu miejscom, szczególnie La Ruinie, podsłuchaliśmy nawet rozmowę w tramwaju (a dużo tramwajami po Poznaniu nie jeździliśmy, a jak już w nich byliśmy, to skupialiśmy się bardziej na opanowaniu Kaliny i Maćka), gdzie knajpa i jej „podróżnicze menu” były zachwalane jako jedno z z najlepszych w Poznaniu. A przecież te kilka miejsc nie kończy jeszcze kulinarnej przygody na Śródce! Jest jeszcze Hyćka, Humhum, Mar-cel, Corcovado, a pewnie jak przeczytacie ten post, to pojawi się coś nowego. Jedźcie i jedzcie!

Śródka  – brama do Poznania

Spanie i jedzenie w Śródce to oczywiście tylko początek. To też idealne miejsce, by wyruszyć przez Bramę Poznania na Ostrów Tumski. Ale to niezwykłe, multimedialne muzeum, które spina oba brzegi Cybiny to już temat na kolejny post. Kiedy zobaczyliśmy je pierwszy raz podczas wieczornego spaceru ze Śródki na Ostrów, wyglądało niepozornie. Było zamknięte i wygaszone, ale już wtedy porządnie nas zaintrygowało.

Śródka. Brama Poznania ICHOT

Śródka. Brama Poznania ICHOT

Przed drugą wizytą w Poznaniu trochę o nim poczytaliśmy i wiedzieliśmy, że nie możemy go ominąć. 11 listopada, kiedy Poznań jest najradośniejszym i najmniej skłóconym miastem w Polsce, znów pojawiliśmy się na Śródce i tym razem Brama Poznania stała przed nami otworem. O tym, czy warto było przez nią przejść i gdzie nas zaprowadziła, opowiemy Wam niedługo!

Zarezerwuj nocleg w Hotelu Śródka:

Hotel Śródka w Poznaniu

Skończyliśmy już blogować, więc wyłączyliśmy komentarze. Nasze posty mogą się teraz starzeć w ciszy i godności:)

  • Arnold Śródkonegger

    24/06/2022

    Śródka – najgorsze miejsce w Poznaniu, Nie dlatego, że źle wygląda, ale dlatego, że żyją tam okropni i zawistni ludzie, którzy nie chcą, abyście tego miejsca odwiedzali. Na każdym kroku pułapka parkingowa, spróbuj tylko delikatnie źle zaparkować – od razu jesteś zakapowany do strażaków miejskich, a do tego w tygodniu strefa. Okropne miejsce przez okropnych ludzi. Zdecydowanie odradzam!

  • Kaja

    17/04/2016

    pięknie opisaliście Śródkę 🙂 bywam tam rzadko, ale od Hyćki zaczęła się moja przygoda z tym fyrtlem 😉 zajrzyjcie tam koniecznie, cudowni właściciele – otwarci i życzliwi 🙂

  • Agnieszka

    12/01/2016

    no ja bardzo Was proszę! Nocować na Śródce, być na Śródce a kulinarnie pominąć Hyćkę z cudownymi Marcinem i Alą którzy to miejsce przywrócili do życia?? No nic – koniecznie musicie przyjechać raz jeszcze – na przepyszną kaczkę!! 🙂

  • 26/11/2015

    Śródka jest przepiękna!

  • 25/11/2015

    Coś pięknego.

  • 25/11/2015

    Śródka <3

    • 25/11/2015

      Prawda? Pięknie tam!

    • 25/11/2015

      Najwięcej czasu spędziłam tam nie dość, że przed upiększeniem, to jeszcze podczas koszmarnego remontu ronda, ale i tak uwielbiam ten rejon – głównie z powodu Instytutu Choreologii na Filipińskiej oraz Mostu Rocha.

  • 25/11/2015

    W Łodzi jest takich mnóstwo. Ostatnio był realizowany program miast100 kamienic – odnawianie starych zabudowań zachowując ich pierwotny klimat 🙂

    • 25/11/2015

      Nie byłam w Łodzi od 1989, chyba czas nadrobić;)

  • 25/11/2015

    To są takie oznaki, że wkradają się do nas kolory 🙂 i to jest piękne. Jeszcze tylko ludzie w deszczowe dni, mogliby używać więcej kolorowych parasolek. Porzućmy szarość 🙂

    • 25/11/2015

      Jestem za!

    • 25/11/2015

      I ja też! Więcej kolorów i wszyscy będziemy szczęśliwsi!

Sorry, the comment form is closed at this time.