
Bałtyk poza sezonem: rodzinny weekend nad morzem
Długo nie mogliśmy się przekonać do Bałtyku. Ciągle mamy z nim słodko-gorzkie relacje. Te gorzkie głównie z polskich kurortów w szczycie sezonu. Te słodkie spoza Polski. W tym roku daliśmy Bałtykowi sporo szans, które w większości wykorzystał. A najlepiej mu poszło w Kątach Rybackich. Jak wypadł nasz rodzinny wypad na weekend nad Bałtyk po sezonie…?
O TYM PRZECZYTASZ W TYM WPISIE
Jeśli nad Bałtyk, to gdzie?
Karwia – Ryga – Nynesham. Nasz tegoroczny bałtycki trójkąt. Setki kilometrów kamperem wzdłuż brzegów dawnych Inflant, setki mil morskich promem do Szwecji. Puste łotewskie plaże w sezonie i równie puste polskie plaże poza sezonem. Swojskie, zatłoczone, bazarowe kurorty ociekające plastikowymi, krzykliwymi straganami i znacznie spokojniejsze, wręcz puste, a przy tym lekko egzotyczne postradzieckie letniska. Dla nas to był rok Bałtyku. Usypiał i budził nas swoimi falami na promie, otulał szumem w kamperze na dzikich miejscówkach w Mechelinkach, na Helu, półwyspie Kolka, w Rydze, czy w Gdańsku. No dobra, w tych dwóch ostatnich miejscach do snu kołysał nas bardziej miejski ruch.
Mieszaliśmy podczas tych wyjazdów kulturę i historię, ale przede wszystkim uciekaliśmy w naturę. Nie jest to łatwe nad polskim Bałtykiem, gdzie w wielu miejscach ustępuje ona nie przed falami morza wyrywającym dla siebie coraz więcej lądu, ale przed turystami i szykowanymi dla nich atrakcjami i infrastrukturą: domami wypoczynkowymi, parkingami, knajpkami, sklepami, stoiskami… Ta miłość do Bałtyku, do tłumów na plażach, do nadmiaru bodźców, kolorów, hałasu, była dla nas niezrozumiała. I każdy nasz wyjazd w sezonie na zachód od Gdańska kończył się rozczarowaniem.
A poza sezonem? Co poza zimnym wiatrem północy szybko przeganiającym z plaży może człowieka czekać nad Bałtykiem? I tu się myliliśmy, ponieważ rodzinny weekend nad morzem w pierwszy grudniowy weekend okazał się idealną mieszanką wypoczynku, natury, atrakcji i odprężenia dla ciała i ducha.
Kąty Rybackie – bliżej niż myślicie
Nie ma chyba w linii prostej bliższej Warszawie nadmorskiej miejscowości nad morzem. No może jeden czy dwa kilometry bliżej leży Krynica Morska, ale do niej i tak trzeba dojechać przez Kąty. Bierzemy oczywiście pod uwagę fakt, że obie miejscowości leżą tak naprawdę nad Zalewem Wiślanym. Od morza dzieli je prawie dwa kilometry, ale w tym roku byliśmy tak nastawieni na Bałtyk, że zupełnie przysłonił nam inne zbiorniki wodne. Tak jak kiedyś musieliśmy trochę dojrzeć, żeby odkryć Zalew Szczeciński, tak i Zalew Wiślany musi poczekać na swoją kolej.
Kolej niestety do Kątów Rybackich nas nie dowiezie. Transport publiczny z centralnej Polski, w tym z naszej Warszawy, jeśli chodzi o Kąty Rybackie nie rozpieszcza. W wakacje do Krynicy Morskiej kursują z Warszawy bezpośrednie autobusy. Poza sezonem pozostaje nam podróż z przesiadkami – np. pociągiem do Malborka, potem znów pociągiem do Elbląga i dalej autobusem w stronę Krynicy Morskiej.
Samochodem na szczęście jest coraz lepiej. Do grudnia 2021 roku podróż z Warszawy zajmowała około 4 godziny, biorąc pod uwagę korki na wyjeździe i wjeździe do stolicy. Ale na tegoroczną gwiazdkę drogowcy mają nam zrobić prezent i oddać kolejne 60 kilometrów ekspresowej „siódemki”. I tak bez korków w 3,5 godziny, a może nawet krócej będziemy nad morzem. Na wiosnę i latem przy punktualnym wyjściu z pracy w piątek mamy szansę obejrzeć zachód słońca już nad Bałtykiem:)
Kąty Rybackie – sztutowski port
Kąty Rybackie nie zapisały się szczególnie wielkimi zgłoskami w historii, co, patrząc po sąsiednim Sztutowie, może jest nienajgorszą strategią. Historycznie zresztą są mocno ze Sztutowem związane i początkowo nazywano je Hinterstutthof – tylne Sztutowo. Powstały na lądzie zabranym morzu. Jeszcze w XVI wieku Zalew Wiślany dochodził aż do Sztutowa. Wtedy poziom wody zaczął opadać, a pobliska rzeka Szkarpawa stopniowo naniosła tyle materiału do swojej delty, że brzeg odsunął się o kilka kilometrów. I tak Sztutowo dorobiło się zamiejscowego portu, oraz… „angielskiego przedmieścia”. A to dlatego, że pod koniec XVII wieku w Hinterstutthof osiedla się dwóch braci z Anglii o nazwisku Ramsey. Niestety, umierają bezpotomnie, ale zanim odejdą „zarażą” okolicę swoją angielskością. Jeszcze długo później mieszkańcy Hinterstutthof tytułują się sir, chodzą na polowania z psami, palą fajki. Ach ta zaraźliwa egzotyka.
Kąty pojawiają się na mapie jako osada z własną nazwą – Bodenwinkel na początku XVIII. Ciągle jednak administracyjnie podlegają pod Sztutow. Po pierwszym rozbiorze Polski, już jako licząca kilkadziesiąt domostw wieś Bodenwinkel, trafia pod administrację pruską. Dzięki rozwojowi handlu, m.in. przez położenie przy drodze ze Sztutowa do Krynicy, wieś uniezależnia się i zaczyna samodzielnie handlować z Gdańskiem. Bodewinkelski kawior kupuje i zachwala chociażby matka Artura Schopenhauera. Kto wie jaki wpływ na europejską filozofię miała ikra z Kątów Rybackich.
Jeszcze przed pierwszą wojną światową ze wsi rybackiej Bodewinkel przekształca się stopniowo w letnisko. Popularność miejscowości rośnie, kiedy w latach 20-tych powstaje kolejka wąskotorowa ze Stutthofu do Kahlenbergu (Krynicy Morskiej). Cześć mieszkańców Wolnego Miasta Gdańska, w którego granicach znalazły się po wojnie Kąty, zamiast jeździć do zatłoczonej Krynicy wysiada stację wcześniej – w spokojniejszych i bardziej „wiejskich” Kątach.
Okres wojenny to przede wszystkim tragiczna historia Stutthofu i ogromnego, najdłużej działającego, obozu koncentracyjnego. Kąty Rybackie żyją w jego cieniu i potem praktycznie znikają z powierzchni ziemi przy przejściu frontu białoruskiego. W pierwszych kilku latach wieś opanowuje wojsko. Dopiero potem ściągają osadnicy, którzy powoli przywracają rybacki charakter osadzie i odbudowują jej ruiny. Wracają też letnicy, ale podobnie jak przed wojną Kąty Rybackie pozostają w cieniu sąsiedniej Krynicy Morskiej. Domów wypoczynkowych i hoteli przybyło dopiero w ostatnich latach. Na szczęście nie przytłoczyły one okolicy i wpasowały się w wąski pasek między lasami brzegów Bałtyku a spokojnym wybrzeżem Zalewu Wiślanego.
Atrakcje Kątów Rybackich
Dla nas największą atrakcją Kątów Rybackich został (tak, to mówimy my, zasiedlacze wiekowego kampera i dzikich miejscówek) Tristan Hotel&Spa, który zaprosił nas na rodzinny weekend. Krótkie dni udało nam się wykorzystać na spacery i zwiedzanie. Za to całe sobotnie popołudnie i wieczór oraz część niedzielnego poranka wypełniło nam korzystanie z uroków tego rodzinnego hotelu. A i tak mamy poczucie, że starczyłoby atrakcji na przynajmniej jeszcze kilka dni.
Pomimo ambitnych planów, w piątek wyjechaliśmy z Warszawy późno. Miało to o tyle pozytywne skutek, że po dojechaniu nie szukaliśmy już wrażeń i zmęczeni długim tygodniem po prostu poszliśmy spać. A przez to wstaliśmy również w miarę wcześnie, dzięki czemu również w spa zameldowaliśmy się jako pierwsi, oczywiście odwiedziwszy wcześniej hotelową restaurację. Musimy przy tym przyznać, że dawno nie mieliśmy okazji jeść tak dobrego i różnorodnego śniadania. Może dlatego zasiedzieliśmy się trochę dłużej niż planowaliśmy na basenie i w saunie, spalając nadmiarowe kalorie.
Pogoda trafiła nam się jak na porę roku przyzwoita, więc choć temperatura nie rozpieszczała, udało nam się jeszcze wybrać na ponad godzinny spacer. Tristan Hotel&Spa dzieli od plaży dwukilometrowy spacer przez las. A lasy w tej okolicy są naprawdę piękne, nawet pomimo dość zaawansowanych punktowych wycinek. Po 20-30 minutach spaceru wychodzimy na szeroką, czystą plażę. I przyznamy się szczerze, nie wiem czy widzieliśmy piękniejszą plażę nad Bałtykiem. Oczywiście, jak już zaznaczyliśmy, my i Bałtyk to trudny związek. Pewnie też są miejsca bardziej dramatyczne – z klifami, zatoczkami. W Kątach Rybackich czeka na nas bezkresny błękit morza, kilkadziesiąt metrów białego piasku oraz zielona linia sosnowego lasu. To rozciągnięta na całą szerokość sztalugi minimalistycznie rozciągnięta kreska. Nie ma w niej odrobiny dynamizmu czy niepokoju. Jest wręcz przeciwnie – emanuje z tego obrazu idealny spokój zrodzony z prostoty.
Po naładowaniu baterii wracamy do hotelu, bo czeka na nas zarezerwowany tor na kręgielni. Po kolacji Maciek z Kaliną poszli skorzystać z mikołajkowych animacji, a nam udało się wrócić na saunę i basen, już trochę bardziej zatłoczone niż rano. A na koniec zafundowaliśmy sobie odrobinę luksusu – leczniczy masaż. Pawłowi przydał się bardzo, bo w ostatnich miesiącach nabawił się kontuzji. Mniej życzliwi przypisują to jego peselowi, a bardziej życzliwi powrotowi do aktywności fizycznej.
No i od aktywności fizycznej zaczął się dzień kolejny. Większa część rodziny znowu spędziła poranek na basenie. Paweł za to poszedł biegać. Dobrym celem do trasy biegowej z Tristan Hotel&Spa jest… budowa przekopu Mierzei Wiślanej. Tak, to zupełne przeciwieństwo błogiego, naturalnego spokoju bałtyckiego wybrzeża. Jednak mimo wszelkich obiekcji dotyczących celowości tego projektu i wpływu na środowisko robi on duże wrażenie. Wejście do kanału, czyli port osłonowy jest już otoczony sięgającymi daleko w morze falochronami. Sam kanał ma gotowe nabrzeża i wykończone brzegi. Od strony morza widać też konstrukcję pierwszego obrotowego mostu. Nabrzeże portu na pewno od przyszłego sezonu stanie się popularnym celem wycieczek i spacerów i obserwacji statków i morza.
Warto jednak pamiętać, że od najbliższego wyjścia na plażę z Tristan Hotel&Spa do portu przy przekopie Mierzei Wiślanej jest 6 km w jedną stronę. Łącznie w obie strony od hotelu do przekopu czeka nas ok. 16 km, a więc albo całkiem porządna przebieżka, albo trzygodzinny intensywny spacer. Żeby było weselej, można na taki spacer wziąć psa, bo w Tristanie nie tylko dzieci, ale i zwierzaki są mile widziane!
Co poza pysznym jedzeniem, sauną, jacuzzi, basenem, kręglami, bilardem (nie starczyło nam czasu), masażami, salą fitness i animacjami dla dzieci czeka na nas jeszcze w Kątach Rybackich? Rowery:) I to również w Triastanie. Na rowery też nie starczyło nam czasu. Warto jednak przyjechać do Tristana ze swoimi dwoma kółkami, albo skorzystać z miejscowych. Tuż obok hotelu przebiega europejska trasa rowerowa R10. Dojedziemy nią przez nadmorskie lasy do Sztutowa czy Krynicy Morskiej (fragment przy przekopie wiedzie chyba niestety po ulicy).
Kąty Rybackie – nie tylko woda i Tristan Hotel&Spa
No dobra, ale my to my. Poza odprężającą naturą i wodą w formie naturalnej i ujarzmionej, nie mogliśmy sobie darować i rozejrzeliśmy się za jakimś muzeum. W samych Kątach Rybackich funkcjonuje Muzeum Zalewu Wiślanego, które jest oddziałem Muzeum Narodowego w Gdańsku. To małe, regionalne muzeum poświęcone głównie rybackiej historii tego miejsca. Nie poszliśmy tam nawet nie dlatego, że ledwie miesiąc wcześniej byliśmy w podobnym muzeum na Helu, ale dlatego, że MZW w Kątach Rybackich poza sezonem otwarte jest od poniedziałku do piątku w godz. 8.00-15.00. Nie dano nam więc nawet szansy.
Nie wykorzystaliśmy też szansy na rejs po Zalewie Wiślanym. Takie rejsy realizuje z Kątów Rybackich chociażby Szkoła Żeglarska Zielony Rzepa. Ale robi to tylko w sezonie, zapewne wiedząc, że jak już pozasezonowi kuracjusze wrócą ze spaceru to zamiast na rejs wybiorą się do sauny albo na grzańca. Nie odwiedziliśmy również Mostu Czterech Pancernych (tak, to jego oficjalna nazwa) na Wiśle Królewieckiej w Sztutowie. To most, który zagrał w serialu Czterej Pancerni niemiecki posterunek. Podnoszony most powstał w latach 30-tych i nawet, gdyby nie został gwiazdą serialu jest warty zobaczenia.
KL Stutthof – jak przekazać tragiczną historię
Innym miejscem, które zagrało w serialu, ale odegrało też znacznie ważniejszą i bardziej tragiczną rolę w historii jest KL Stutthof. To najdłużej funkcjonujący obóz koncentracyjny w czasie drugiej wojny światowej. Uruchomiono go już 2 września 1939 roku, a wyzwolono dopiero 9 maja 1945 roku. Przez obóz przeszło 110 tysięcy ludzi, z czego w wyniku wyniszczającej pracy, chorób, metodycznej eksterminacji (głównie Żydów) oraz ewakuacji w marszach śmierci i egzekucjach zginęło około 65 tysięcy.
Jest to bardzo trudna wizyta i każdy rodzinny podróżnik powinien sam ocenić, czy pokazać to miejsce swoim dzieciom i jak im o nim opowiedzieć. Dyrekcja Państwowego Muzeum Stutthof zaznacza, że wystawa jest przeznaczona dla dzieci powyżej 13. roku życia, to też minimalny wiek, by obejrzeć film prezentowany w sali kinowej. Jednakże sama wystawa nie ma wielu drastycznych elementów, sam kontekst może być po prostu zbyt trudny dla młodszych dzieci.
My przeszliśmy przez muzeum z 12-letnim Maćkiem i 9-letnią Kaliną, sprawdzając po kolei sale i oceniając czy treść jest dla nich właściwa. Ominęliśmy przy tym odbudowane krematorium i komory gazowe. Opisaliśmy kontekst wojny i losu, który zgotowali w tym miejscu jedni ludzie innym ludziom.
Muzeum Stutthof w Sztutowie
Godziny otwarcia: od poniedziałku do niedzieli, w godzinach od 8:00 do 15:00.
Wstęp wolny.
Ujście Wisły
Jako ostatni punkt w programie weekendowego wyjazdu nad Bałtyk wpisaliśmy sobie ujście Wisły w Mikoszewie. To miał być spokojny spacer wzdłuż morza od parkingu leśnego w Mikoszewie aż do miejsca, gdzie nasza królewska Wisła kończy bieg. Byliśmy już kilka lat temu przy jej początkach w Wiśle, mieszkamy w sumie niedaleko jej w Warszawie, więc wypadało zobaczyć również miejsce, gdzie oddaje swoje wody Bałtykowi.
Spacer był całkiem przyjemny, choć piaski mikoszewskiej plaży są znacznie mniej przyjazne piechurom niż plaża w Kątach Rybackich. Pokonał nas jednak po pierwsze Bałtyk, który cofając się w głąb rzeki zalał ścieżkę i odsunął nas od Wisły. Po drugie, pokonał nas czas i wracaliśmy na parking w ciemnościach. No cóż, nikt nie obiecywał, że nad Bałtykiem zawsze świeci słońce…
Smak Żuław
Żeby jednak skończyć weekend nad morzem w dobrym stylu, postanowiliśmy poszukać jeszcze jakiegoś wyjątkowego miejsca na niedzielny obiad. Oczywiście wyżywienie w Tristan Hotel&Spa jest na doskonałym poziomie (rzemieślnicze lody były mistrzostwem świata!). Jednak w niedzielę wymeldowaliśmy się koło południa, a spacer do ujścia Wisły skończyliśmy już po ciemku, uznaliśmy, że warto coś zjeść przed powrotem do domu. A skoro jesteśmy na Żuławach, to postanowiliśmy spróbować czegoś zakorzenionego w historii regionu. Nasz wybór (po dość szybkim, google’owym riserczu) padł na Gospodę Mały Holender w Żelichowie, po drodze z Tristan Hotel&Spa w stronę ekspresowej „siódemki”. Miejsce nie najtańsze i dość trudne do zlokalizowanie, kiedy jedzie się tam po raz pierwszy w szary, lekko śnieżny wieczór.
Te logistyczno-ekonomiczne niedogodności wynagradzane są jednak po stokroć. Po pierwsze, Mały Holender rozgościł się w tradycyjnym, 300-letnim żuławskim domu podcieniowym. Zbudowano go w innym miejscu – w odległych o 35 km Jelonkach koło Pasłęka. Obecni właściciele zakupili go w cenie drewna opałowego kilkanaście lat temu. A potem przenieśli do Żelichowa i odbudowali, zachowując historyczny układ. Od kilku lat prowadzą w nim gospodę serwującą dania kuchni żuławskiej. Na co my się skusiliśmy? Na babki ziemniaczane (zarówno w wersji mięsnej jak i wege), pierogi oraz kociołek mennonicki. Było pysznie i dało nam wystarczająco dużo energii na powrót do Warszawy!
Rodzinny weekend nad morzem
Czy rodzinny wypad poza sezonem na weekend nad morzem z Warszawy ma sens? Jak najbardziej! Z Warszawy czy Łodzi w Kątach Rybackich będziemy w cztery godziny. Przy dobrej godzinie wyjazdu w piątek, jeszcze tego samego dnia możemy złapać trochę energii w saunie czy na kręglach! Do tego dużo kojącej natury, trochę kultury, a nawet infrastruktury (to tylko dla koneserów).
To co jeszcze bardzo pozytywnie zaskoczyło w Tristanie, a co niełatwo w takich hotelach, to spora doza prywatności. Mimo wielu gości, których liczbę pokazało nam niedzielne śniadanie, zaliczone przez nas w najpopularniejszej, niezbyt wczesnej, godzinie, w hotelu nie czuć było tłumów. Schowany bar z kręglami i bilardem, kącik dla dzieci oraz dorosły salon z dwustronnym wejściem za bocznym barem pełniącym rolę rezerwowej recepcji dają możliwość wchodzenia w interakcje tylko tym, którzy naprawdę tego potrzebują.
Nawet poza sezonem warto do Tristana przyjechać na dłużej niż tylko weekend. Basen, sauna, siłownia i bardziej imprezowe atrakcje jak kręgle, bilard i bar pozwolą nam przetrwać brzydsze dni, a plaża i spacery czy rowerowe wycieczki po lesie wypełnią te ładniejsze. Jeśli zachęciliśmy Was do wyjazdu do Kątów Rybackich, to rezerwując nocleg skorzystajcie z kodu rabatowego OSIEMSTOP, z którym można zyskać 10% rabatu na noclegi w hotelu Tristan. Rezerwacji można dokonać online (przez guzik REZERWUJ) oraz przy korespondencji mailowej z recepcją. Rabat jest ważny do końca kwietnia 2022 roku.
I koniecznie podzielcie się wrażeniami w komentarzach!
Tristan Hotel&Spa
Rybacka 17, 82-110 Kąty Rybackie
tel: 690 609 290, e-mail: hotel@tristan.com.pl
Wpis powstał we współpracy z Tristan Hotel&Spa, któremu chcielibyśmy podziękować serdecznie za zaproszenie! Bardzo się cieszymy, że daliśmy się namówić na ten krótki ale intensywnie odprężający rodzinny wyjazd nad morze:)