
Poprzedni wpis skończyliśmy w Dziwnowie. To tam, przekraczając most na Dziwnie, wjechaliśmy na wyspę Wolin. I to chyba właśnie na Wolinie i w krainie 44 wysp, najdotkliwiej odczuliśmy brak czasu i goniące nas terminy, bo turystyczne bogactwo tych terenów jest wręcz oszałamiające. Z tamtejszych atrakcji możemy ulepić dwa mini-przewodniki. Pierwszą z nich nazwaliśmy Zielonym Pomorzem Zachodnim.
Zaczęło się nie najlepiej. A wszystko dlatego, że spadł deszcz i zrobiło się zimno, a my w deszczu i w zimności (jak mawia Maciek) jakoś gorzej funkcjonujemy. Najpierw nie mogliśmy wyjechać z kempingu, bo zahaczyła nam się antena na dachu o klimatyzację (kara boska za próbę puszczenia dzieciom bajki). Przy okazji doszliśmy do wniosku, że chyba nie jesteśmy wielkimi fanami automatyzacji i uruchamiania wszystkiego jednym guzikiem, który jest za głupi, by odpuścić, kiedy antenę coś blokuje. Przypomnieliśmy sobie za to z rozrzewnieniem naszego amerykańskiego Eddiego i jego antenę wysuwaną i chowaną przy pomocy korbki… Jakby tego mało zgubiliśmy gdzieś notatki i zapomnieliśmy o Centrum Słowian i Wikingów, które mieliśmy odwiedzić po drodze (przypomnieliśmy sobie jakieś trzy dni później jak już odjechaliśmy na tyle daleko, że pozostało nam obiecać sobie i dzieciom, że wrócimy tam następnym razem).
Potem Krzysztof Hołowczyc, będący głosem naszej nawigacji, próbował wyprowadzić nas w pole, wysyłając nas w Świnoujściu a to na prom tylko dla mieszkańców, a to na zamknięte drogi. A jak już myśleliśmy, że wyszliśmy na prostą okazało się, że nie sprawdziliśmy godzin zwiedzania Podziemnego Miasta (też były w zagubionych notatkach) i oczywiście przyjechaliśmy wyjątkowo nie na czas. Na deser zapomnieliśmy wypłacić pieniądze z bankomatu przez co odeszliśmy z kwitkiem spod Fortu Gerharda, do którego zrobiliśmy sobie długi spacer w deszczu, obawiając się, że nie będzie gdzie zaparkować kampera (było, następnym razem już podjechaliśmy bliżej).
Wzgórze Gosań. Wyspa zieleni w morzu szarości

Wolin. Spacer na Wzgórze Gosań
I tak jedynym naszym osiągnięciem pierwszej części tego feralnego dnia, był spacer na punkt widokowy na Wzgórzu Gosań w Paśmie Wolińskim, które jest najwyższym wzniesieniem polskiego wybrzeża (całe 93 m n.p.m.), i z którego w ładny dzień rozciąga się widok na rozległą panoramę Zatoki Pomorskiej, zarysy Międzyzdrojów, Świnoujścia i niemieckiego Alhbeck. Znowu trudno było uciec od południowo-oregońskich i północno-kalifornijskich skojarzeń. Wszechogarniająca leśna zieleń, spory i dobrze oznaczony parking, zadbana ścieżka, niepewna pogoda a potem…
No właśnie, o ile sam spacer (300 m od parkingu przy szosie nr 102) był całkiem przyjemny – w końcu w lesie aż tak bardzo na głowę nie pada, a żywica z otaczających buków pachnie jeszcze intensywniej niż zwykle – o tyle jak doszliśmy na miejsce, to naszym oczom ukazała się… szarość.

Szarość. Wzgórze Gosań.
Karsibór. Historia i natura
Na szczęście po południu przestało padać. Trochę nie mieliśmy pomysłu, co dalej. Zmęczeni i lekko zniechęceni postanowiliśmy jechać prosto na Karsibór, gdzie planowaliśmy kolejny nocleg. Nie było jeszcze późno, ale byliśmy głodni i przemarznięci (podczas gdy cała Polska na fejsbuku przeklinała upały), i nic lepszego niż obiad nie przyszło nam do głowy.

Aleja w Karsiborze
Pomył okazał się trafiony. Najedzeni spojrzeliśmy na świat z nowym zapałem, a i światu się polepszyło, bo i słońce wyszło, i zdecydowanie cieplej się zrobiło. Daliśmy się więc gospodarzowi goszczącej nas Mariny Karsibór zabrać na rejs po krainie 44 wysp, o którym pisaliśmy poprzednio. W rejs po Wstecznej Delcie Świny można wyruszyć nie tylko stamtąd, ale też od ich sąsiadów z Karczmy Rybaczówka, gdzie zatrzymaliśmy się na kolację (zdecydowanie polecamy!) w trakcie spaceru po okolicy.

Karsibór. Szparagi w Rybaczówce
Siedząc na tarasie i czekając na jedzenie mogliśmy podziwiać zachód słońca nad rozlewiskiem i żałować, że nie wystarczy nam czasu żeby popływać na kajakach. Rybaczówka to bardzo przyjemne przeszklone wnętrza z najpiękniejszym chyba widokiem na Starą Świnę w okolicy. Warto poprosić obsługę o wpuszczenie na stojącą przy budynku restauracji wieżę widokową, z której widoczna z dołu woda i zieleń zaczyna nabierać kształtu i układać się w te kilkadziesiąt wysp.
Po posiłku uznaliśmy, że za wcześnie jest jeszcze wracać do kampera i warto zobaczyć, gdzie kończy się asfalt. Karsibór, kiedyś wieś, teraz w granicach administracyjnych Świnoujścia, przypominał nam trochę dominikańskie Las Galeras. Tam asfalt kończył się na plaży i dalej był już tylko Ocean Atlantycki. W Karsiborze do końca drogi nie doszliśmy, zabrakło nam sił od noszenia marudzącej Kaliny. Ale uczucie było podobne. Niby nic, zwykła poniemiecka wieś z dziurawą drogą i odsuniętymi od niej domami w cieniu starych drzew. Pusto, cicho… Trochę jakby Karsibór chciał odpłynąć od cywilizacji i trzyma go jeszcze przy nim tylko pętla autobusowa świnoujskiej 5-tki.
Klimat oddalenia i zagubienia w czasie i przestrzeni można najpełniej poczuć na Cmentarzu Ewangelickim. Założony w I połowie XIX wieku służył mieszkańcom Kaseburga do II wojny światowej. Nadal można dojrzeć w nim planistyczne założenia – aleje i poszczególne sektory – starszy, kamienny i gęsto pokryty nagrobkami i nowszy, z pięknie zdobionymi żeliwnymi ogrodzeniami. Cmentarz przed wojną leżał na krawędzi lasu, teraz wdarł się on z pełną mocą między nagrobki, choć i tak pewnie jest lepiej niż 10 lat temu. Od 2004 roku cmentarzem opiekuje się bowiem Towarzystwo Naukowe im. Karola Estreichera ze Świnoujścia. Widać nawet trochę odnowionych nagrobków, tak jakby ktoś z niemieckich potomków dbał o groby przodków. Niestety widać też postępującą dewastację. Patrząc na zdjęcia z internetu sprzed kilku lat, widać, że kilka nagrobków i płyt zostało zniszczonych całkiem niedawno.

Cmentarzyk w Karsiborze
Dziwnie chodzi się po takich cmentarzach. W miejscach takich jak Karsibór to często ostatnie drzwi do świata, którego nie ma. Niby w Karsiborze jest jeszcze kościół, ale świątynie nie zawsze niosą ze sobą ten etniczny bagaż. Kościół Niepokalanego Poczęcia z braku czasu ominęliśmy, choć pewnie warto do niego zajrzeć bo jego historia sięga XV wieku. Zazwyczaj jest zamknięty, ale warto poprosić w Rybaczówce czy Marinie Karsibór o kontakt do osoby, która ma do niego klucze. W historii kościoła niemałą rolę odegrali Szwedzi. W przykościelnej plebanii nocował w 1630 roku sam Gustaw Adolf maszerując na Szczecin. Szwedzi podarowali potem kościołowi dzwon i naczynia liturgiczne. Dobrzy goście z tych Szwedów, szkoda tylko że z Warszawy wywozili wszystko łącznie z marmurami.
W Karsiborze o historii poza cmentarzem i kościołem przypominają też stare stacje transformatorowe, ale i one nie niosą ze sobą narodowości. To po prostu ceglane wieżyczki, w których zakotwiczone są druty niskiego napięcia. Domy też są w pełni spolszczone. Tymczasem cmentarz to nagrobne napisy po niemiecku, których nie da się skuć i zamienić na polskie, gotycka czcionka, sól karseburskiej ziemi. To klimat całkiem bogatej niemieckiej wsi żyjącej w cieniu rozwijającej się pewnie dzięki militarnym inwestycjom i turystyce okolicy, która to wieś żegna do początku lat 40-tych swych mieszkańców na lokalnym cmentarzu. A potem nagle przychodzi koniec. W ciągu jednego czy dwóch dni wszyscy żywi znikają, zostają tylko zmarli. Cmentarz odwiedzają złomiarze, wdziera się las. Dla zmarłych nie ma żadnego wybuchu, żadnego kataklizmu, żadnego masowego wywożenia nagrobków do budowy dróg czy mostów. Jest cisza, upływ czasu i może lekkie zdziwienie, że świata, który był, już nie ma.

Karsibór
Takich cmentarzy na Pomorzu są oczywiście dziesiątki. Ten w Karsiborze jest uznawany za jedną z najlepiej zachowanych małych nekropolii ewangelickich w Polsce. Równie piękny widzieliśmy potem w Drawieńskim Parku Narodowym przy okazji wizyty w Zatomiu. Tam było więcej ciekawych nagrobków, ale nie czuć było tej organizacji – założeń planistycznych, alejek i kunsztownych ogrodzeń. Z drugiej strony tam cmentarzyki są często jedynym śladem po sporych wsiach. Ot, nagle w lesie zaczynają się krzyże i nagrobki zapisane gotykiem. A poza nimi jest tylko zieleń, drzewa i może brukowana droga.

Cmentarz w Karsiborze
W okolicach Karsiboru jest jeszcze pomnik lotników RAF, którzy zginęli podczas bombardowania krążownika Lutzow w 1945 roku. Ścieżka do pomnika jest w miarę przyzwoicie oznakowana, brakuje tylko informacji o odległości, którą trzeba pokonać. Szliśmy nią twardo kilka kilometrów, cały czas licząc na to, że to już, za zakrętem. Pokonały nas jednak komary. Czym bardziej zapuszczaliśmy się w las, tym było ich więcej. W pewnym momencie, kiedy dzieciaki zażądały przerwy na odpoczynek obsiadła nas taka chmara skrzydlatych wampirów, że daliśmy sobie spokój z dalszą wędrówką. I zamiast wspomnienia pomnika brytyjskich lotników pozostało nam tylko trochę bąbli na różnych częściach ciała. Taki urok zielonego Pomorza.

Zachodniopomorskie backwaters czyli kraina 44 wysp
Zostawiając jednak kościoły, cmentarze i pomniki na boku, to dla wielbicieli zieleni i spokoju Wolin, Karsibór i pozostałe wyspy to wymarzone miejsce na kilkudniowy wypoczynek. Woliński Park Narodowy oferuje ponad 40 kilometrów szlaków pieszych trzy szlaki rowerowe (rower to zawsze dobry pomysł w komarowych okolicach), dwie ścieżki przyrodnicze, a po Świnie można pływać zarówno o własnych siłach – kajakiem czy rowerem wodnym, jak i łódką czy katamaranem. A wielu miejscach czekają na nas przecudne wręcz widoki.

Wypożyczalnia rowerów w Rybaczówce. Karsibór
Wolin. Jest z czego popatrzeć
W parku są cztery oficjalne punkty widokowe, z których my odwiedziliśmy dwa. Jeden z nich to wspomniany wyżej Gosań, poza tym jest jeszcze wzgórze Zielonka w Lubinie z widokiem na Jezioro Turkusowe, będące sztucznym zbiornikiem powstałym na skutek zalania działającej niegdyś w tym miejscu kopalni węglanu wapnia. By dostać się do Lubina, trzeba skręcić z trasy prowadzącej z wyspy Wolin na Szczecin na południe – wzdłuż jezior Wicko Małe i Wicko Wielkie. I zdecydowanie warto to zrobić. Widoki na Jezioro Turkusowe to jedno, ale z główny punkt widokowy to podobno jedyne miejsce w Polsce skąd jednocześnie widać Wsteczną Deltę rzeki Świny, Zalew Szczeciński, wody Jeziora Wicko Wielkie oraz Morze Bałtyckie. Oczywiście przy ładnej pogodzie, więc jakieś trzy dni w roku (no dobra, trochę częściej).

Wolin. Jezioro Turkusowe
Niemniej jednak warto tam pójść. Sam spacer przez las z parkingu w Lubinie jest całkiem przyjemny. Ścieżka wije się przez gęsty las, czasem w dół, czasem w gorę, by w końcu dość stromym podejściem zaprowadzić spacerowiczów na punkt widokowy. A z niego widok jest taki, że gdyby nie śpiące dzieci w kamperze pod opieką drugiej połówki, to trudno byłoby się od niego oderwać. Wygląda to mniej więcej tak, jakby błękit wód nie mógł się zdecydować, który element zieleni złamać i pokonać. A ta z drugiej strony przy opadających wodach Świny ciągle odzyskuje teren i pojawia się wszędzie tam, gdzie błękit choć na chwilę musi ustąpić. Wszystko się miesza, meandruje, przenika.
Trzeba było jednak jechać dalej. A dalej było Grodzisko Lubin, do którego trafiliśmy w sumie przypadkiem. To tak naprawdę Wzgórze Zielonka, tylko niżej i w bardziej cywilizowanej formie. Można tam w małej restauracyjce z uroczym tarasem zjeść niedrogi obiad (my niestety dotarliśmy tuż przed zamknięciem więc załapaliśmy się tylko na gofry i lody) i w tych gastronomicznych okolicznościach nacieszyć się widokiem, który w rozszerzonej formie widać z położonego wyżej Wzgórza Zielonka.
Grodzisko to miejsce historyczne i przy odrobinie wyobraźni można poczuć powiew średniowiecznej historii, po niej samej bowiem niewiele zostało. W tym miejscu między X a XII wiekiem funkcjonował gród, tu też w połowie XII wieku powstał kościół – jedna z najstarszych chrześcijańskich budowli na Pomorzu Zachodnim. Kościół przetrwał zresztą upadek grodu i funkcjonował aż do czasów nowożytnych, kiedy rozebrano go i pobudowano stojącą nieopodal nową świątynię. Miało to oczywiście duży plus w postaci zwolnienia miejsca pod piękny punkt widokowy:)

Widok z Grodziska Lubin
Krążyliśmy sobie po tych zielonych zakątkach wyspy Wolin, od czasu do czasu zanurzając się w średniowieczną i tą znacznie świeższą – XX-wieczną, niemiecką, wojenną, historię. Ale nawet baseny Kriegsmarine, a których napiszemy w następnym wpisie były spokojne, a beton kąpał się w błękicie i zieleni, podobnie jak wszystko naokoło. Jak z takich okoliczności przyrody przeskoczyć w bunkry, schrony, działa, kipiący agresją militaryzm? Tu nieodzowny okazał się czynnik ludzki w postaci starszego małżeństwa w samochodzie na szczecińskich numerach.
Kiedy wyjeżdżaliśmy z Karsiboru, dostrzegliśmy wspomniane wyżej baseny U-bootów. Parking nie zachęcał do manewrowania kamperem, za to przed samym mostem po lewej stronie dostrzegliśmy zatoczkę. Zaparkowaliśmy i poszliśmy oglądać baseny. Po powrocie spokojnie pakowaliśmy się z powrotem do kampera, kiedy z mostu zjechał samochód i włączył kierunkowskaz, by zjechać na zatoczkę lub nawet dalej, bo z zatoczki prowadziła polna droga na polanę przy moście. Pokazaliśmy, że już się zbieramy i zaraz zrobimy miejsce, ale starszemu panu, który siedział z kierownicą to nie wystarczyło. Wychylił się przez okno i puścił nam wiązankę, z której dało się wyłapać, że tu się nie parkuje. Dobrze, już pana puszczamy, tylko zapakujemy dzieci. Pan coraz bardziej się niecierpliwił, aż na uwagę, żeby się uspokoił, zaczął się rozpinać z pasów i grozić rękoczynami. Udało nam się go uspokoić, zrobić trochę miejsca, po czym pan ze starszą żoną zjechali na polanę, wysiedli z samochodu i ruszyli na sielankowy spacer w stronę parkingu, który oczywiście był prawie pusty. Cóż, pewnie wjechaliśmy mu na Lebensraum… I choć bazę u-bootów zwiedziliśmy na spokojnie, tak resztę militarnych atrakcji wyspy Wolin mogliśmy zwiedzić już w wojowniczym nastroju!
- Marina Karsibór
- Karsibór
- Karsibór
- Grodzisko Lubin
- Cmentarzyk w Karsiborze
- Grodzisko Lubin
I tym optymistycznym akcentem zakończymy, a o zieleni bardziej w odcieniu khaki i militarnych atrakcjach Pomorza Zachodniego opowiemy Wam w następnym wpisie.
Sorry, the comment form is closed at this time.
Darek Jedzok
Już wiele razy podziwiałem galerie przepięknych zdjęć z tych okolic – w końcu trzeba będzie się wybrać 🙂
8 stóp
Przepiękne zdjęcia bo przepiękne okolice:)
Marcin Wesołowski
Dodaję do mojej polskiej listy to do 🙂
8 stóp
Poczekaj na ko0lejny wpis, tam dopiero będzie się działo!
Kinga Madro
baardzo mi sie tam podoba, ale nie w deszczu. ;D w sumie zrobiliscie mi ochote na powrot tam jakos niedlugo 😉
8 stóp
Nam się w deszczu nigdzie nie podoba;)
Marta Tatarynowicz
Moj tata pochodzi z tamtych okolic… A ja wlasnie sobie uswiadomilam ze ostatni raz bylam tam 20 lat temu! Musze koniecznie nadrobic.
8 stóp
Dużo się tam chyba pozmieniało w ostatnich latach.
Marta Muszyńska
Okazuje się, że nie byłam na Pomorzu Zachodnim… chyba trzeba zadrobić zaległości 🙂
8 stóp
Zdecydowanie!
Kamila Anna Napora
w sumie słabo znam to Pomorze, za dzieciaka coś tam widziałam tylko. oj zachęcacie żeby wrócić i sobie odświeżyć 🙂
Pat Gruca
dokładnie mam tak samo!
8 stóp
My byliśmy ze 3 lata temu w Trzęsaczu i Niechorzu, zahaczyliśmy o Szczecin, ale na Wolinie i w Świnoujściu byliśmy pierwszy raz. I zdecydowanie warto, polecamy:)