
Są miasta, w które trzeba się wgryźć, poznać, rozwikłać kilka tajemnic, znaleźć urokliwe zaułki, żeby je polubić. Są też inne – takie jak Wrocław, gdzie wystarczy kilka chwil, by poczuć się dobrze. Nadal kryją tajemnice, nie oddają wszystkiego tak łatwo, ale mają w sobie to coś, że gość – turysta od pierwszego dnia lubi to miejsce.
Żar lał się z nieba. Słupek na termometrze utkwił w okolicach 34 stopni i ani myślał się stamtąd ruszać. Powietrze nad Wrocławiem drżało jak nad ogniskiem. Kochamy upały, ale zdecydowanie przyjemniej jest je spędzać w lesie, nad jeziorem. Mimo to całymi godzinami dzielnie chodziliśmy po mieście. Bo Wrocław to świetny cel rodzinnej wycieczki przez cały rok – nie ważne czy na zewnątrz leje, wieje, pada śnieg czy praży jak na patelni. Wrocław na pewno Was nie zawiedzie, i wyjedziecie z niego z silnym postanowieniem powrotu i długa listą miejsc, które z nadmiaru atrakcji musieliście zostawić na kolejny raz.
O TYM PRZECZYTASZ W TYM WPISIE
Wrocławska Karta Turystyczna – zwiedzanie za punkty
Wrocław nadaje się zarówno na niespieszne łażenie po mieście, zaglądanie do bram, zaułków i kościołów, szwendanie się po licznych parkach, jak i na chodzenie po biletowanych atrakcjach, gdzie można się schować zarówno przed lipcowym skwarem jak i przed śnieżycą. W tym drugim przypadku (biletów, nie śnieżycy) nieźle sprawdza się 48- lub 72-godzinna Wrocławska Karta Turystyczna.
WKT działa trochę inaczej niż znane nam karty chociażby z Amsterdamu, Poznania czy Wilna. Ma bowiem różną cenę w zależności od liczby zakodowanych na niej punktów. Jeden punkt kosztuje 2 złote. Kartę z 30 punktami dostaniemy więc za 60 zł, z 45 punktami za 90 złotych, itd. I tymi punktami „płaci się”za wejście do atrakcji turystycznych. Dodatkowo karta daje zniżki w wybranych restauracjach i na niektóre usługi, można też zakodować na niej bilet na komunikację miejską. Najlepiej przed wyjazdem sprawdzić na stronie jakie punkty partnerskie biorą udział w programie – nie tylko ułatwi Wam to planowanie pobytu, ale też jeśli na liście są miejsca, które planujecie odwiedzić, to z kartą uda się Wam zaoszczędzić parę złotych.
Czy karta się opłaca? Jak najbardziej – o ile wykorzystacie wszystkie wykupione na karcie punkty. I tak na przykład używając Wrocławskiej Karty Turystycznej za bilet (normalny) do Hydropolis zapłacicie 10 punktów (20 zł), a bez niej 27 zł. Za Kolejkowo – 6 punktów (12 złotych) zamiast 19 złotych. Do tego dochodzą jeszcze zniżki np. w Panoramie Racławickiej (2 zł) czy wrocławskim zoo (5 zł). Jeśli wybieracie się całą rodziną na weekend pełen aktywnego zwiedzania, to przy odpowiednim planowaniu z Wrocławską Kartą Turystyczną bez trudu powinno w kieszeni zostać Wam ponad 100 zł.
Jak zaplanować zwiedzanie Wrocławia? Przede wszystkim przeczytać nasz wpis:) Polecamy też gorąco, i to niezależnie od tego czy zdecydujecie się na kartę czy nie, żeby zajrzeć do jednego z biur wrocławskiej informacji turystycznej – znajdziecie tam mnóstwo ulotek, mapek i przewodników, które pozwolą Wam nie tylko wybrać atrakcje do zwiedzania, ale też nabrać ochoty na kolejne wizyty we Wrocławiu. Warto też podsunąć dzieciakom przewodnik „Wrocław. Zwiedzaj z nami, krasnalami!” Elizy Piotrowskiej, który na pewno wciągnie najmłodszych w aktywne zwiedzanie. Poza zabawnymi i lekkimi opisami największych 40 wrocławskich atrakcji zaznaczonych na planie miasta znajdziecie w nim też zadania i zagadki dotyczące miasta. I tak, zamiast znudzonych łażeniem dzieciaków, będziecie mieli w swojej podróżniczej ekipie prawdziwych młodych odkrywców Wrocławia!
Od czego zatem zacząć zwiedzanie? Poniżej krótka lista miejsc, które udało nam sie zobaczyć w ciągu kilku dni. Przyjechaliśmy do Wrocławia w niedzielę wieczorem, a w dalszą drogę wyruszyliśmy w czwartek późnym popołudniem, jednak obowiązki zawodowe trzymały nas przy komputerach codziennie przez kilka godzin, więc samego zwiedzania było nieco mniej niż 4 pełne dni. Nie starczyło nam czasu ani energii na Sępolno i WuWA, wzorcowe osiedla powstałe w latach 20. i 30. XX wieku. Patrząc jednak przez „stritwiuowe” okulary Google’a to w takim zbudowanym w kształcie orła Sępolnie trzeba być naprawdę wielkim fascynatem urbanistycznych założeń, by w rozjechanych parkującymi samochodami trawnikach i odpadających tynkach dojrzeć dawne ambitne założenia.
Niewiele, jak na nas, odwiedziliśmy muzeów – kiedy wszyscy chowają się w klimatyzowanych pomieszczeniach, my jednak wolimy smażyć się na słońcu, muzea zostawiając na gorszą pogodę. Nie znaleźliśmy wystarczająco dużo czasu, by sprawdzić mało zabytkowe atrakcje Wrocławia, do których można wejść z Wrocławską Kartą Turystyczną, takie jak na przykład trampoliny (JumpWorld i GoJump), ominęliśmy też Aquapark (do niego zniżki już niestety nie ma), choć w taką pogodę pewnie byłby to znakomity pomysł.
Wiemy już, że kilkudniowa wizyta we Wrocławiu to zdecydowanie za mało i jesteśmy pewni, że wkrótce tam wrócimy. Ale i tak nasz grafik był mocno napięty, i jeśli lubicie rano wstawać i zwiedzacie do późnych godzin wieczornych, poniższe atrakcje powinny szczelnie zapełnić Wam weekend. Oto nasz plan na zwiedzanie Wrocławia.
Spacer po mieście
Zapoznawanie się z nowym miejscem zawsze zaczynamy od spaceru po okolicy. Nie inaczej było we Wrocławiu. Fajnie jest łazić bez celu, ale jeśli Wasz czas w tym mieście jest ograniczony, w swoim szwendaniu się tu i ówdzie uwzględnijcie tych kilka miejsc, których ominąć po prostu nie należy. Dobrym rozwiązaniem są spacery po mieście z przewodnikiem. Odpada czas spędzony na planowanie, jeśli w trakcie spaceru jakieś miejsce wyda Wam się szczególnie interesujące, to zawsze można do niego wrócić i poświęcić mu więcej czasu. My bardzo długo broniliśmy się przed takimi grupowymi wycieczkami, teraz dużo częściej jest tak, że nawet chcemy, ale trudno nam się stawić całą ekipą punktualnie w określonym miejscu.
Wrocław w sezonie daje fantastyczną okazję do sprawdzenia czy lubicie spacery z przewodnikiem po mieście, czy też nie. Wycieczki są bowiem zupełnie darmowe. Jeśli Wasze dzieci chciałyby się dowiedzieć czy na wrocławskim rynku mieszkają smoki i gdzie znaleźć zaklęte w brązie zwierzęta, wybierzcie się na wycieczkę „Tajemnicami Starego Miasta”. Jeśli jesteście fanami fortyfikacji miejskich, sprawdźcie daty wycieczek zatytułowanych „Mury, baszty i fosy”. Jeśli uwielbiacie zwiedzać miasto na rowerach, to w kalendarzu znajdziecie też wycieczki rowerowe. Tu znajdziecie pełen harmonogram darmowych wycieczek z przewodnikiem po Wrocławiu.
Strona Visitwroclaw.eu jest też ogromną skarbnicą wiedzy przy samodzielnym planowaniu spacerów po Wrocławiu. Chcecie zobaczyć Wrocław przez pryzmat podań i legend? Interesuje Was wrocławski barok? A może chcielibyście pójść filmowym szlakiem przez Wrocław? Tras jest o wiele więcej, możecie je ściągnąć na specjalną aplikację na telefon i ruszyć z włączonym GPS-em w miasto.
Jeśli chcecie pospacerować sami, to pewnie zaczniecie gdzieś w okolicach Rynku – serca Wrocławia, z unikatowym w Europie gotycko-renesansowym ratuszem. Na Rynku w sezonie cały czas coś się dzieje i nawet jeśli planujecie tylko przez niego przemknąć, to pewnie spędzicie tam trochę czasu. Nasze dzieciaki wkręciły się w robienie ogromnych baniek mydlanych, kiedy my przysiedliśmy w cieniu pod pręgierzem (wierna kopia średniowiecznego oryginału zniszczonego w 1945 roku), podziwiając architekturę otaczających plac kamieniczek.
Z Rynku, w którą by stronę nie pójść, dojdziecie do ciekawych i wyjątkowych miejsc. Przez Plac Solny i ul. Ruską dojdziecie do Dzielnicy Czterech Wyznań, z czterema świątyniami (soborem prawosławnym, kościołem rzymskokatolickim, kościołem ewangelicko-augsburskim i synagogą) stojącymi w bardzo bliskim sąsiedztwie. Zajrzyjcie tam w dzień dla wrażeń religijno-architektonicznych i wieczorem – dla wrażeń gastronomicznych. Po zmroku bowiem dzielnica dalej tętni życiem, a w kawiarniach i pubach siedzą tłumy. Po drodze z Rynku nie zapomnijcie zajrzeć do Galerii Neonów przy ul. Ruskiej 46.
Przy ulicy Świdnickiej – najsławniejszej promenadzie i historycznej ulicy handlowej zobaczycie klasycystyczny budynek Opery Wrocławskiej a dalej przez Pl. Teatralny dojdziecie do Wrocławskiego Teatru Lalek. Dla nas to nie on był jednak celem, a ukryty na jego tyłach Ogród Staromiejski ze starannie przystrzyżonymi trawnikami, różnorodną roślinnością i starymi drzewami. W jego wschodniej części znajdziecie absolutną perełkę – wspomnienie z dzieciństwa – klasyczną, „oldschoolową” karuzelę, na której przejażdżka kosztuje ledwie 2 złote. Nasze dzieciaki były zachwycone a i my poczuliśmy się od razu sporo młodsi.
Jeśli nie skręcicie do parku, lecz pójdziecie dalej prost Świdnicką, to tuż po wyjściu ze Starego Miasta zwróćcie uwagę na wybudowany w 1930 roku budynek Renomy, wspaniały przykład modernistycznej architektury i handlowej historii Wrocławia. Za nim rozciąga się plac T. Kościuszki, który swoją architekturą warszawiakom przypomina niezwykle mocno osiedle Latawiec i Al. Wyzwolenia. Podobnie jak w warszawskim odpowiedniku i tu ulokowała się, gorąco – nomen omen – polecana lodziarnia Polish Lody, którą znajdziecie w południowo-wschodnim rogu placu (tym dalszym i po lewej idąc z Rynku). Nadal głodni albo spragnieni? Pójdźcie jeszcze dalej Świdnicką aż dojdziecie do linii kolejowej. Pod nią, w arkadach wiaduktu, ciągną się przeróżne knajpy i restauracje. Na każdy gust i na każdą kieszeń.
Zanim tam dotrzecie, zatrzymajcie się przy wartym uwagi Pomniku Anonimowego Przechodnia. Stoi on po obu stronach ulicy Świdnickiej, przy skrzyżowaniu z Piłsudskiego, i składa się z czternastu odlanych z brązu postaci ludzkich naturalnej wielkości, wyglądających jakby zanurzały się coraz głębiej w chodniku, a potem z niego wychodziły. Pomnik miał symbolizować walkę w podziemiu w czasach PRL, ale pewnie każdy znajdzie w nim odniesienie do jakiegoś innego, mniej lub bardziej symbolicznego podziemia. Może nawet służyć za pytanie kontrolne w teście na miejskiego aktywistę: czy sądzisz, że pomnik to wyobrażenie przechodnia zmuszanego do zejścia do podziemi przez samochodowe lobby?
Wracajmy jednak na Rynek (da się górą, bez schodzenia do przejść podziemnych). Jeśli pójdziecie z niego prosto na wschód, zobaczycie polsko-katolicką Katedrę św. Marii Magdaleny z charakterystycznym Mostkiem Pokutnic – łącznikiem między wieżami kościoła, z którego rozciąga się przepiękny widok na całe Stare Miasto. Według legendy pokutnicą była dziewczyna, która zamiast wydeptanych ścieżek spod znaku 3K (Kinder, Küche, Kirche, czyli dzieci, kuchnia, kościół) wybrała nonkonformizm i radość życia. Jak się można spodziewać, nie do końca do nas przemówiła ta historia, więc spuśćmy na nią kurtynę milczenia.
Wychodząc z Rynku miniecie dom handlowy braci Barasch – po wojnie przemianowany na Feniks (Rynek 31, 32). Wybudowany w 1904 roku przez braci Arthura i Georga Baraschów miał swoją secesyjną formą przyćmić nawet wrocławski ratusz. I taki też był – w środku przestronny, nowoczesny, z siedmioma windami, na zewnątrz monumentalny, przeszklony i zwieńczony ogromną kulą ziemską. Niestety, już pod koniec lat 30-tych bracia zdecydowali się na daleko posuniętą „modernizację”. Zdjęto globus, uspokojono elewację, zabudowano wielkie secesyjne okno od strony ratusza. Wojna oszczędziła budynek, którego funkcje handlowe zachowano. W środku, w „po społemowsku” urządzonych wnętrzach, próżno szukać śladów dawnej świetności, ale fasada dalej świadczy o ambitnej wizji braci Barasch.
Jeśli skierujecie swe kroki na północny-zachód to ulicą Odrzańską dojdziecie do małej, brukowanej kamieniem polnym uliczki Jatki. Ale najpierw schodząc z rynku zatrzymajcie się przy dwóch malutkich średniowiecznych kamieniczkach połączonych mostkiem, nazwanych przez powojennych wrocławian Jasiem i Małgosią. To dawne domy altarystów, czyli opiekunów ołtarza w dzisiejszym kościele Św. Elżbiety. Od ponad 20 lat Jaś funkcjonuje jako Domek Miedziorytnika – pracownia grafika i rzeźbiarza Eugeniusza Get-Stankiewicz. Na domku wypatrujcie małej tabliczki na wysokości kolan – „Muzeum Krasnoludków (w budowie)”.
Na ulicy Jatki znajdziecie galerie sztuki, jednak przez kilka stuleci, od XII wieku handlowano mięsem. W 1997 roku, na pamiątkę dawnej roli Jatek, przy wejściu do uliczki od strony ulicy Odrzańskiej, ustawiono Pomnik Ku Czci Zwierząt Rzeźnych, świadczący o tym, że we Wrocławiu nie tylko bajkowe stwory kończą w brązie, ale ta jak najbardziej obecne w naszym życiu (głównie niestety na stołach), również.
Idąc na północ ul. Więzienną dojdziecie do placu Uniwersyteckiego i największego barokowego kompleksu miasta, czyli Uniwersytetu Wrocławskiego. Budynki najstarszej wrocławskiej uczelni budzą spory respekt, szczególnie w nas – wyedukowanych w skromnych i rozrzuconych za bramą warszawskiego uniwerku budyneczkach. Jeśli będziecie w muzealnym nastroju, zajrzyjcie do Muzeum Uniwersytetu Wrocławskiego (wstęp z WKT: 5/4 pkt.), które kryje w sobie barokową perełkę – Aulę Leopoldina.
Na skrzyżowaniu Więziennej i Nożowniczej zwróćcie uwagę na gotycki kompleks budynków, w którym od XIV do końca XVIII wieku działało miejskie więzienie. To jeden z najstarszych budynków użyteczności publicznej w całym Wrocławiu. Obecnie na jego dziedzińcu działa pub. Polecamy go szczególnie wieczorową porą, sami spędziliśmy w nim jeden bardzo miły wieczór.
Wizyta w okolicach uniwersytetu otwiera przed Wami kolejne możliwości. Za mostem Uniwersyteckim rozciąga się Nadodrze. Dla nas to ciągle jeszcze Terra Incognita, którą zostawiliśmy sobie na kolejną wizytę we Wrocławiu. W ulotkach zachwalane jest jako dzielnica wyremontowanych podwórek, parków, kawiarni, galerii. Ola kiedyś odwiedziła niezwykłe Kolorowe Podwórko na ul. Roosvelta, które bardzo chciała nam wszystkim pokazać, ale tym razem okazało się być zbyt daleko od naszych spacerowych tras.
Zamiast przechodzić przez most Uniwersytecki my skręciliśmy na zachód, by przez Wyspę Piasek dojść na najmniejszą w odrzańskim archipelagu – Wyspę Daliową, a potem Wyspę Słodową, przeciąć Ostrów Tumski, przekroczyć most Pokoju wrócić na Stare Miasto w okolicach Muzeum Narodowego, Panoramy Racławickiej i bulwarów.
Zanim jeszcze weszliśmy na odrzańskie wyspy zajrzeliśmy do Zakładu Narodowego im. Ossolińskich, który po przeniesieniu ze Lwowa znalazł swe miejsce w barokowych budynkach dawnego klasztoru. W zakładzie przechowywany jest ułamek dawnych lwowskich zbiorów, ale zachował się m.in. rękopis „Pana Tadeusza” Adama Mickiewicza. Naszym dzieciom znacznie bardziej podobało się w małym parku na tyłach budynku.
Na Wyspie Daliowej znajdziecie „Nawę” – rzeźbę Oskara Zięty, która według autora ma nawiązywać do okolicznej architektury. „Chcieliśmy przede wszystkim nawiązać do pobliskich budowli tj. Hala Targowa czy Kościół NMP na Piasku, gdzie również pojawiają się nawy” – mówił jeszcze przed otwarciem, latem 2017 roku „Gazecie Wrocławskiej”. Nam bardziej kojarzyła się ze skrzelami i przepływającą wokół niej rzeką. Nie zagłębialiśmy się jednak w jej symbolikę i skupiliśmy się na formie. Patrząc po komentarzach rzeźba budzi skrajnie negatywne emocje, ale według nas warto do niej zajrzeć.
Z Wyspy Piasek możecie wyruszyć w rejs po Odrze. Pływa stamtąd kilku rzecznych armatorów, a Wrocławską Kartą Turystyczną zapłacicie za bilet wstępu na statek Tara (normalny – 6 pkt., ulgowy – 3 pkt.). Niestety akurat w ten dzień, kiedy mieliśmy zaplanowany rejs, statek nie pływał, więc na Odrę wyruszyliśmy tramwajem wodnym (5/3 pkt.) z pobliskiej Zatoki Gondoli. To urokliwe, nieco schowane w cieniu Bastionu Ceglarskiego i Muzeum Narodowego, miejsce na bulwarach to również przystań dla łódek i kajaków, w których można zwiedzać miasto z poziomu rzeki. Jeśli w planach macie również wizytę w zoo (opiszemy je dalej w tym poście), to spróbujcie się dogadać, żeby zaczynając rejs z Przystani Tumskiej, móc wysiąść przy przystani obok kładki Zwierzynieckiej – za zoo i stamtąd dojść do ogrodu już pieszo.
Wyspę Słodową polecamy za to na wieczorne spotkanie. Przy wybrzeżu zacumowało kilka barek i tratw z knajpami, a imprezowa atmosfera udziela się także wszystkim tłumnie okupującym wyspowe trawniki. Bar, który Wam najbardziej odpowiada na odpoczynek po zwiedzaniu najlepiej wybrać sobie przepływając obok statkiem lub łódką.
Ostrów Tumski to oczywiście sama historia – najstarsza część miasta z kościołem Świętego Krzyża i katedrą św. Jana Chrzciciela z punktem widokowym (niestety otwartym w sezonie tylko do godz. 17). Jeśli zawędrujecie w okolice Muzeum Archidiecezjalnego (Wrocławska Karta Turystyczna go nie obejmuje), to nie przegapcie Księgi Henrykowskiej z najstarszym zapisanym po polsku zdaniem „Day, ut ia pobrusa, a ti poziwai”. My zawędrowaliśmy na Ostrów Tumski trochę później niż przed godz. 15 (bo tak otwarte jest muzeum) i swoje kroki skierowaliśmy do długo otwartego (historycznie też – bo od 1811 roku) Ogrodu Botanicznego (wejście z WKT – 5/3 pkt.). To idealne miejsce, by wśród wody i zieleni odetchnąć choć chwilę od żaru bijącego od murów wrocławskich kamienic.
Wracając z Ostrowa Tumskiego na Stare Miasto możecie zejść na niedawno wyremontowany Bulwar nad Odrą, zostawiając Muzeum Narodowe na gorszą pogodę. Z lewej strony gdzieś między drzewami dojrzycie pewnie Panoramę Racławicką, której poświęcimy za chwilę jeszcze trochę miejsca. Jeśli akurat będziecie mieli ochotę na rejs, to zajrzyjcie do wspomnianej wcześniej Zatoki Gondoli. A jak nogi Wam jeszcze nie wysiadły od tego spacerowania, to wracając bulwarem w stronę starówki zajrzyjcie do Hali Targowej, która może nie awansowała jeszcze w pełni do miana najbardziej hipsterskiego bazaru w mieście, ale kupicie tam świeże owoce na dalszy spacer a przy okazji zrobicie sobie przystanek na kawę. Jak już usiądziecie na chwilę, to podnieście oczy znad filiżanki i rzućcie okiem na sklepienie hali. Wybudowana w 1906 roku hala praktycznie bez zniszczeń przetrwała wojną. Jej pionierskie żelbetowe sklepienie, cud inżynieryjny początku zeszłego wieku, ma już więc ponad 110 lat!
wroc
Taka trasa to oczywiście nie jest propozycja na kilka godzin, bardziej na dwa dni. Dlatego proponujemy wybrać sobie z niej kilka interesujących fragmentów, a resztę zostawić sobie na kolejny weekend, albo dłuższy – kilkudniowy pobyt we Wrocławiu. Jakie inne atrakcje Wrocławia nas zachwyciły?
Wrocławskie Krasnale
Spacerując po mieście na pewno zauważycie tych małych gości. Krasnali we Wrocławiu jest ponad 350 i stale ich przybywa. Nie trzeba ich specjalnie szukać, co chwila na jakiegoś wpadaliśmy, a Maciek i Kalina przy każdym kolejnym domagali się zdjęcia.
Historia wrocławskich krasnali sięga lat 80-tych, czasów oporu wobec władz PRL i Pomarańczowej Alternatywy Waldemara „Majora” Fydrycha. Za to prawdziwy krasnalowy boom zaczął się w 2005 roku. Od tego czasu co roku przybywają nowe, czasem niektóre znikają, potem znowu wracają…
Opiekunami wrocławskich krasnali są instytucje miejskie, partie polityczne, firmy, a nawet zwykli ludzie. Promują miasto, służą jako reklama, pojawiają się w celach społecznych, upamiętniają znane osoby a nawet ozdabiają prywatne domy. Organizowane są wycieczki szlakiem krasnali, wydawane są krasnalowe mapki, ba, jest nawet aplikacja na smartfona, ale wydaje nam się, że w zupełności wystarczy uważne patrzenie pod nogi.
Kolejkowo – atrakcja, która wciągnie każdego
Musimy przyznać, że takich miejsc się trochę boimy. Parki dinozaurów, parki miniatur, centra nauki i w ogóle wszelkie rozrywki profilowane wyłącznie pod dzieci, często kojarzą nam się (czasem zresztą zupełnie niesłusznie) z nudą, hałasem i kiczem. No ale podróżowanie z dziećmi to trudna sztuka kompromisów i zdarza nam się zawędrować tam, gdzie bez dzieci pewnie nawet byśmy nie zwolnili kroku. Nie inaczej było z Kolejkowem. Czailiśmy się jak do jeża. Odsuwaliśmy w czasie, planowaliśmy nieustająco na kolejny dzień. Ale jak się ma dziecko, które czyta wszystko co mu wpadnie w rękę, z mapkami, przewodnikami i ulotkami włącznie, to nie sposób przed nim długo ukrywać faktu istnienia takiego miejsca, i to będącego dosłownie w tym samym budynku co Hostel Świebodzki, w którym się zatrzymaliśmy*.
* Trochę już wody w Odrze upłynęło i Kolejkowo przeniosło się do Sky Tower – nie byliśmy, ale jak wrócimy do Wrocławia to chętnie pójdziemy!
Zacisnęliśmy więc zęby, wzięliśmy w plecak kindla i niedoczytaną gazetę na wypadek jakby dzieciom spodobało się za bardzo, okazaliśmy na wejściu Wrocławską Kartę Turystyczną i… wsiąkliśmy na amen. Kolejkowo to nie tylko olbrzymia, świetnie dopracowana makieta kolejek, miast i miasteczek Dolnego Śląska, mostów i tuneli, gór i placów budów, znanych obiektów jak choćby obserwatorium na Śnieżce, czy budynek Dworca Świebodzkiego, w którym Kolejkowo się znajdowało gdy je odwiedziliśmy (od tego czasu zdążyło się przenieść, aktualny adres znajdziecie poniżej), i nawet wrocławskich krasnali!
To nie tylko mrugnięcie okiem do dorosłych, którzy znajdą wśród maleńkich ludzików smaczki, których dzieciaki nawet nie dostrzegą. To też jakże prosta w swym zamyśle zabawa: otóż dostajemy listę postaci, które trzeba pośród prawie 3500 figurek rozmieszczonych na dwóch piętrach wystawy wypatrzeć. Uwierzcie nam, że najbardziej sceptycznie nastawiony i zblazowany rodzic już po chwili będzie biegał w poszukiwaniu wiewiórek, gołębi, szczurów i i rzeźbiarza…
Następnego dnia Kalina z samego rana zapytała czy możemy znowu iść do Kolejkowa i pytanie wracało jeszcze kilka razy do końca naszego pobytu, także zakładamy, że dzieciakom też się podobało:)
Kolejkowo
Powstańców Śląskich 95/I piętro, 53-332 Wrocław
Godziny otwarcia: Pon. – Nd., 10:00 – 18:00
Bilety: normalny – 19 zł (6 pkt.), ulgowy – 15 zł (5 pkt.)
Hydropolis – przez wodę do serca
Do Hydropolis nie jest łatwo trafić. Od przystanku tramwajowego trzeba przejść jeszcze około 15 minut, przejść przez most Oławski, a potem między budynkami Politechniki a przepiękną wieżą ciśnień, znajdziecie niezbyt rzucające się w oczy wejście do Hydropolis. Sam obiekt znajdziemy jeszcze kawałek dalej – to niski budynek – dawny zbiornik wody czystej – z długą kurtyną wodną „drukującą” różne napisy i kształty. W 34 stopniach Celsjusza w sumie na tym mogliśmy zakończyć zwiedzanie, a i tak uznalibyśmy dzień za udany.
Mimo że perspektywa kolejnych kilku godzin biegania między strumieniami wody wydawała się kusząca, zdecydowaliśmy się jednak wejść do środka. Zwiedzanie zaczyna się od projekcji o pochodzeniu wody i jej obecności we wszechświecie, kolejne sale prezentowały wodę w jej różnych aspektach, od mieszkańców głębin, poprzez wodę w naszym organizmie, po sposoby wykorzystania wody przez człowieka i wodę we Wrocławiu.
My – dorośli, wyszliśmy zachwyceni. 9-letni Maciek też się wkręcił, dla 6-letniej Kaliny jednak za dużo eksponatów wymagało czytania, a akurat tego dnia rola słuchacza jakoś średnio przypadła jej do gustu. Widać też było drobne niedociągnięcia – niektóre eksponaty nie działały, inne wymagają drobnych poprawek – np. głos lektora objaśniający ilości wody w organizmie był tak cichy, że nie dało się go zrozumieć, w pamięci też mieliśmy amsterdamskie NEMO, które z tematu wody potrafiło wyciągnąć zdecydowanie więcej, a jednak nie zamierzamy narzekać, i Hydropolis z całego serca polecamy, zwłaszcza z dzieciakami 6+. A jak Hydropolis weźmie przykład z Nemo i pozwoli dzieciakom zanurzyć trochę w wodzie ręce, na przykład obronić Wrocław przed Wielką Falą przygotowując poldery, albo pomóc oczyszczać wodę w specjalnej instalacji, to będzie już idealnie.
Hydropolis
ul. Na Grobli 19-21
Godziny otwarcia: Pon. – Pt., 9:00 – 18:00, Sb. – Nd., 10:00 – 20:00
Bilety: normalny – 27 zł (10 pkt.), ulgowy – 18 zł (7 pkt.)
Polinka
W ramach bonusa z Hydropolis można złapać Polinkę – kolejkę linowa powstałą z myślą o studentach Politechniki. Sama przejażdżka trwa dosłownie kilka minut i kosztuje tyle co przejazd komunikacją miejską (choć bilet zakodowany na Wrocławskiej Karcie Turystycznej nie działa). Trzy minuty szczęścia dla każdego dzieciaka!
Kolejka dowozi nas do budynku Politechniki ze względu na charakterystyczne okrągłe okienka zwanego serowcem, skąd piechotką możemy dojść do tramwaju na Moście Grunwaldzkim, albo jeszcze dalej do Katedry św. Jana Chrzciciela albo Ogrodu Botanicznego (20 minut), bądź w drugą stronę, przez Most Zwierzyniecki do zoo, Hali Stulecia czy Ogrodu Japońskiego (25 minut).
Polinka
ul. Na Grobli 2, Wybrzeże Wyspiańskiego 27
Godziny otwarcia: Pon. – Pt., 7:00 – 21:00, Sb. – Nd., 10:00 – 18:00
Bilety: normalny – 3 zł, ulgowy – 1,5 zł
Zoo – historia i nowoczesność
Wrocławskiego zoo chyba szczególnie nie trzeba przedstawiać. To najstarszy, liczący sobie ponad 150 lat ogród zoologiczny w Polsce. Dodatkowo najbardziej różnorodny pod względem zamieszkujących go gatunków. Dzisiaj w Zoo żyje około 14 tysięcy zwierząt reprezentujących ponad tysiąc gatunków. Ogród jest też – jeśli wierzyć wikipedii – piątą najchętniej odwiedzaną tego typu placówką w Europie. A w wakacje, w piękny słoneczny dzień, potrafi mocno zmęczyć tłumami.
Zasługa to nie tylko imponujących rozmiarów, przyjemnych zadrzewionych alejek, pokazów karmienia zwierząt czy okazów wyjątkowo rzadkich gatunków, ale też, a może nawet przede wszystkim – Afrykarium. To otwarte w 2014 roku ogromne, hipernowoczesne oceanarium prowadzi zwiedzających przez gatunki zamieszkujące wody Afryki – od Morza Czerwonego, przez Afrykę Wschodnią, Kanał Mozambicki i Wybrzeże Szkieletów po dżunglę nad rzeką Kongo.
Wrocławskie zoo niestety najtańsze nie jest, ale spokojnie można tam spędzić spory kawał dnia. Samo Afrykarium zajęło nam dwie godziny, a jak na nas to zwiedzaliśmy je całkiem szybko.
Zoo Wrocław
Wróblewskiego 1-5
Godziny otwarcia: Pon. – Czw., 9:00 – 17:00, Pt. – Nd., 9:00 – 18:00
Bilety: normalny – 45 zł, ulgowy – 35 zł (z Wrocławską Kartą Turystyczną – 5 zł zniżki)
Hala Stulecia i atrakcje Parku Szczytnickiego
A jak już wyjdziecie z zoo, to po drugiej stronie ulicy jest Hala Stulecia. Z jakiegoś powodu w okolicy, gdzie bywa najwięcej rodzin z dziećmi przez niezbyt ruchliwą drogę postanowiono zbudować kładkę. Ot, żeby było wygodniej. Dobrze, że mamy dzieci, które same wchodzą po schodach. Z Halą w ogóle mamy średnie wspomnienia. Dawno, dawno temu mieliśmy tam pokaz w ramach Międzynarodowych Targów Turystycznych. Kalina spadła ze sceny, Paweł miał uszkodzone oko, a obowiązki zawodowe wzywały na tyle pilnie, że wiele nie zobaczyliśmy (zwłaszcza Paweł;) i zaraz po pokazie wsiedliśmy w samochód i wróciliśmy do Warszawy. Tym razem postanowiliśmy w Hali spędzić parę chwil. A jest tam co robić.
Po pierwsze można się udać do Centrum Poznawczego (bilety nabywając za punkty z Wrocławskiej Karty Turystycznej – 4/3 pkt.), gdzie na niewielkiej ale przyjemnej i przyjaznej dzieciakom wystawie poznamy historię Hali Stulecia i zrobimy sobie spacerek przez historię architektury, a także wejdziemy do samej Hali, żeby zobaczyć bohaterkę wystawy na żywo, stereo i w kolorze.
Po drugie, co polecamy zwłaszcza w upały, można przejść się wokół Pergoli i zanurzyć nogi w fontannie (a jak będziecie o odpowiedniej godzinie to nawet obejrzeć pokaz multimedialny). Kąpać się w fontannie niestety nie można (ochrona bacznie pilnowała i upominała każdego kto zanurzył więcej niż stopy), na szczęście dzieciaki mogą schłodzić się w drugiej, mniejszej pseudofontannie nieopodal.
Po trzecie można zwiedzić Panoramę Plastyczną Dawnego Lwowa. My uznaliśmy, że widzieliśmy panoramę Lwowa na żywo kilka lat temu, a poza tym tego dnia w planach mieliśmy jeszcze Panoramę Racławicką, a co za dużo panoram to niezdrowo i tym razem odpuściliśmy, jednak jak byście byli zainteresowani, to wejdziecie z Wrocławską Kartą Turystyczną (4/3 pkt.), można też kupić bilet łączony z Centrum Poznawczym.
Po czwarte po drodze czeka na nas jeszcze Pawilon Czterech Kopuł (z kartą zniżka 5/3 zł) czyli Muzeum Sztuki Współczesnej. W jego zbiorach znajdują się prace m.in. W zbiorach muzeum znajdują się prace m.in. Magdaleny Abakanowicz, Pawła Althamera, Mirosława Bałki, Władysława Hasiora, Tadeusza Kantora, Katarzyny Kozyry czy Jerzego Nowosielskiego
I wreszcie, jeśli znudziło nam się zwiedzanie a chcemy po prostu wypocząć na świeżym powietrzu, możemy zajrzeć do Ogrodu Japońskiego, który jest częścią Parku Szczytnickiego. Tu niestety Wrocławska Karta Turystyczna nie pomoże, ale na szczęście bilety są niedrogie – 4 PLN normalny, 2 PLN ulgowy (my akurat chwilę wcześniej wydaliśmy ostatnie grosze na drożdżówki a pechowo okazało się, że nie ma możliwości płacenia kartą, więc Ogród Japoński zobaczyliśmy tylko z zewnątrz). Czasem mamy wrażenie, że czym mocniej zachwalamy Halę i okolicę, tym mocniej rzeczywistość się stara, żeby nam wykręcić jakiś numer.
Panorama Racławicka. Klasyka zawsze na czasie
Panorama wydaje się być reliktem z czasów przeszłości, atrakcją, do której przychodziło się na wycieczkę w podstawówce we wczesnych latach dziewięćdziesiątych, a jednak jak się stanie na wprost – a raczej w środku – tego monumentalnego malowidła, to niewątpliwie robi wrażenie. Obraz o wymiarach 114 x 15 metrów jest dziełem kilku malarzy i powstawał przez 9 miesięcy. Na przełomie XIX i XX wieku był atrakcją Lwowa, we Wrocławiu jest pokazywana dopiero od 1985 roku. Dekoracje ustawione przed obrazem robią niesamowite wrażenie trójwymiaru a lektor opisujący poszczególne sceny pomaga zrozumieć co tak naprawdę widzimy.
Jakiś czas temu odwiedziliśmy w Stambule panoramę przedstawiającą podbój Konstantynopola, która choć większa i zdecydowanie nowsza, jest też trochę bardziej kiczowata i komiksowa, i mimo swego rozmiaru nie robi aż takiego wrażenia. Na pewno plusem stambulskiej panoramy, w porównaniu do tej wrocławskiej, jest nowocześniejszy budynek, wystawa towarzysząca obrazowi i… cena biletów, która w Panoramie Racławickiej do najniższych nie należy. Jednak niezależnie od tego, czy odwiedziliście Wrocław w podstawówce czy nie, warto Panoramę Racławicką zobaczyć i przenieść się na parę chwil do 1794 roku na pole bitwy pod Racławicami.
Panorama Racławicka
Wróblewskiego 1-5
Godziny otwarcia: Pon. – Nd., 9:00 – 17:00
Bilety: normalny – 30 zł, ulgowy – 23 zł (z Wrocławską Kartą Turystyczną – 2 zł zniżki). Z biletem z Panoramy zwiedzimy wystawy stałe w
Muzeum Narodowym we Wrocławiu i Muzeum Etnograficznym oraz wejdziemy do Pawilonu Czterech Kopuł Muzeum Sztuki Współczesnej.
MovieGate – Podziemia pod Placem Solnym
Do wizyty w podziemiach zmusił nas Maciek, który po przeczytaniu ulotki zapałał do tego miejsca gorącym uczuciem. W byłym schronie powstało miejsce o nazwie MovieGate, nie mogące się do końca zdecydować czym właściwie jest. Lwią część wystawy zajmują kostiumy i rekwizyty filmowe – od stroju Russela Crowa, przez maskę oryginalnego Astona Martina z „Jutro nie umiera nigdy” po story boardy z „Łowcy Androidów”. Część eksponatów można kupić – za 300 000 zł lub inne kwoty z bardzo dużą liczbą zer (niektóre wymieniono na różne losowe liczby, żeby nie wyglądało to tak strasznie).
Druga część wystawy to strzelnica i niewielkie, nazwijmy to, centrum edukacji i iluzji – na strzelnicę szczęśliwie nasze dzieci były za małe, reszta wystawy zainteresowała dzieci bardziej niż część filmowa. Ostatni fragment wystawy to bunkier w czasie wojny, manekiny przebrane za żołnierzy i cywilów i oryginalny rysunek na suficie kobiety imieniem Hilde, wykonany prawdopodobnie przez przebywającego w bunkrze żołnierza. Do tego sklepik z pamiątkami i galeria rysunków Mleczki.
Całość broni się w zasadzie głównie przez przewodników, którzy z prawdziwą pasją opowiadają o wystawie/wystawach. Movie Gate zostawiło nas nie do końca przekonanymi, chyba łatwiej by było zaakceptować miejsce o bardziej spójnym pomyśle na siebie.
MovieGate
Plac Solny
Godziny otwarcia: Pon. – Czw., 10:00 – 18:00, Pt. – Nd., 10:00 – 20:00
Bilety: normalny – 19 zł, ulgowy – 15 zł, strzelnica – 25 zł (z Wrocławską Kartą Turystyczną – 15% zniżki)
Wrocław z przewodnikiem
Sami widzicie, że jest w czym wybierać. A planowanie wymaga czasu, wertowania internetów, czytania blogów i ślęczenia nad mapą. Nie każdy ma na to czas i ochotę, ale na szczęście istnieją ludzie (i instytucje), które mogą nas w tym wyręczyć. Jeśli macie ochotę na nieszablonową wycieczkę po Wrocławiu zajrzyjcie koniecznie na Wrocmania.pl. To biuro turystyczno-eventowe tworzone przez grupę pasjonatów, dzięki którym na pewno nie będziecie się nudzić . W ofercie, oprócz tradycyjnego zwiedzania, mają gry miejskie, przejażdżki rowerowe, wycieczki tematyczne i wiele innych propozycji, z których na pewno wybierzecie coś dla siebie!
Wrocław na niepogodę
Czasem nawet we Wrocławiu pada, albo jest zimno. Albo po prostu Wy już nie macie siły na zwiedzanie, za to dzieciaki nadal eksplodują nadwyżkami energii. Wtedy możecie zajrzeć do GOjump albo GOair lub nawet do obu – dzieli je tylko 250 m. Tam na pewno uda Wam się porządnie zmęczyć dzieciarnię i zapewnić sobie spokojny wieczór.

GO air – Powietrzne Miasto
GOjump to największy park trampolin w Polsce. Poza trampolinami znajdziecie tam basen z gąbkami, zjeżdżalnie tubingowe, czyli wszystko co jest potrzebne, żeby nauczyć się robić salta i inne ewolucje akrobatyczne. Wejście już od 4. roku życia, ale spokojnie, dorosłych też wpuszczają!
Z kolei GOair to pierwszy na Dolnym Śląsku Park dmuchanych atrakcji. Czeka ich tu na Was 20, w tym zjeżdżalnie, tunele, wyrzutnie, tory przeszkód, a nawet Eliminator, czyli kręcące się belki, które trzeba przeskakiwać lub omijać. Tu możecie wejść z maluchami już od 6. miesiąca życia. Czekają na Was dwie strefy dla najmłodszych, czyli tych do 4. roku życia, oraz arena główna dla starszych dzieci i dorosłych.
Oczywiście w obu parkach znajdują się szatnie, kodowane szafki, kawiarnia, toaleta dla niepełnosprawnych oraz parking.
GOjump
Jana Długosza 59-75
Godziny otwarcia: Pon. – Pt.: 10:00 – 22:00 Sb. – Nd.: 9:00 – 22:00
GO Air
Jana Długosza 42-46
Godziny otwarcia: Pon. – Pt.: 10:00 – 21:00 Sb. – Nd.: 9:00 – 21:00
Bilety w obu miejscach od 29 zł przez internet / 34 zł w kasie, dodatkowo w GOair dla dzieci 0-4 bilety odpowiednio 15 / 19 zł (opiekun gratis).
Gdzie spać we Wrocławiu?
Jak zajrzycie na Airbnb czy Hotelscombined zobaczycie, że opcji noclegowych we Wrocławiu jest tyle, że aż ciężko wybrać. A taka klęska urodzaju jak wiadomo zawsze niesie za sobą pewną dozę ryzyka: ostatnio w Wilnie nocowaliśmy w „lofcie” wielkości pudełka od zapałek i kocio-sikowym zapaszkiem… Dlatego sprawdzony nocleg, zwłaszcza jeśli jedziemy gdzieś z dzieciakami i planujemy się zatrzymać w jednym miejscu na dłużej niż jedną noc, jest na wagę złota.
I takie ze wszech miar godne polecenia miejsce udało nam się we Wrocławiu znaleźć: Świebodzki Hostel Delux okazał się być strzałem w 10. Znajdujący się w budynku byłego Dworca Świebodzkiego hostel jest wygodny, czysty i pachnący nowością, umeblowany meblami z ikei i przestronny, a na dodatek bardzo rozsądny cenowo. Nastawiony nie tylko na dorosłych turystów ale też dla dzieciatych – oferuje między innymi pokoje z łazienką i kuchnią, w której bez problemu zmieści się 4-osobowa (a nawet 6-osobowa!) rodzina, jest możliwość wypożyczenia łóżeczka turystycznego a w kuchni stoją krzesełka do karmienia. Rodzice najmłodszych dzieci mogą pewnie ponarzekać na brak windy, ale wózek spokojnie można zostawić na dole przy wejściu – drzwi do hostelu są zamknięte (goście dostają kod do wejścia), więc nic nie powinno się z nimi stać.
W ramach bonusa na najwyższym piętrze na najmłodszych czeka duża sala zabaw z huśtawką, zjeżdżalnią, puzzlami, grami i innymi zabawkami, w której nasze dzieciaki, czekając aż rano załatwimy niezbędne sprawy przed wyjściem na miasto, spędziły sporo czasu. Nasz aparat spłatał nam nieładnego figla i nie zapisał żadnych zdjęć z sali zabaw, na szczęście fotkami poratowała nas Basia z Podróży Hani i przemiły właściciel hostelu. Są też półki z książkami, z których Maciek skwapliwie korzystał, co zakończyło się przypadkowym wywiezieniem do Warszawy egzemplarza „Przygód Tomka Sawyera” (odesłaliśmy).
Oczywiście są też pokoje dla podróżujących w mniejszych stadach – ci znajdą świetnie wyposażone ogólnodostępne kuchnie i czyściutkie łazienki, a dzięki sali zabaw jest szansa, że nawet nie zauważą, że znajdują się w miejscu przyjaznym dzieciom:) Hostel jest praktycznie w samym centrum, 15 minut spacerkiem do Rynku, w dobrym punkcie komunikacyjnym. Nie ma dedykowanego parkingu, jednak o ile nie przyjedziecie w ruchliwy weekend, nie powinniście mieć problemów z zostawieniem samochodu. My dojechaliśmy w niedzielę późnym popołudniem i może nie było jakoś super luźno (zwłaszcza, że właśnie zwijał się weekendowy bazar), ale zaparkowaliśmy bez problemu.
Pod nosem są sklepy, przystanek tramwajowy, z którego dojedziemy do Dworca Głównego, do zoo czy do Hydropolis, park i niezliczone knajpy, kawiarnie i restauracje. Nie mówiąc już o tym, że w tym samym budynku znajduje się wspomniane już wcześniej Kolejkowo!
Gdzie zjeść we Wrocławiu?
Kuchnię wprawdzie mieliśmy na miejscu w hostelu, i korzystaliśmy z niej przygotowując śniadania, jednak w ciągu dnia woleliśmy jeść na mieście. A tu też wybór był spory, zdaliśmy się więc głównie na rekomendacje Was, naszych czytelników, i dzięki temu udało nam się stworzyć krótką listę miejsc, których nie powinniście przegapić jedząc we Wrocławiu.
Pasibus (między innymi Świdnicka 11) – miejsce, które w ciągu zaledwie kilku lat z jednego food trucka rozwinęło się w potężną sieciówkę z naprawdę dobrymi hamburgerami. Znajdziecie ich w wielu miejscach Wrocławia, my nasze kroki skierowaliśmy do pierwszego Pasibusa, który powstał, jednak okazało się, że hamburgery serwują tylko w bułkach z sezamem (połowa z ośmiu stóp ma na sezam ostrą alergię), więc wylądowaliśmy w… centrum handlowym Arkady Wrocławskie.
Wprawdzie jedzenie w klimatyzowanym „foodkorcie” pośród dziesiątków sklepów nie jest zwykle pierwszym miejscem o którym myślimy, gdy jesteśmy głodni, ale wtedy – pech chciał – już mocno burczało nam w brzuchach więc machnęliśmy ręką na otoczenie. I może faktycznie fajniej byłoby zjeść w klimatycznej knajpce, ale za to jedzenie było super a o pasibusowym piwie napiszemy jeszcze kilka akapitów niżej.
Vega. Bar Wegański (Rynek 27a). Na samym rynku, tuż przy historycznym Ratuszu znajdziecie bardzo przyjemne i zdrowe miejsce z wegańskim jedzeniem. Menu trochę oszałamia dużym wyborem, ale jak je ogarniecie, to na pewno znajdziecie coś dla siebie. Na przykład placki z czerwonej soczewicy albo chilli sin carne. Do tego przyjazne ceny: zupy to wydatek 6-8 zł, drugie dania kosztują 18-23 zł.
Cafe Dizajn – trafiliśmy tu ostatniego dnia na śniadanie, głównie dlatego, że znajduje się tuż obok Hostelu Świebodzkiego, a na dodatek oferuje 10% zniżki z Wrocławską Kartą Turystyczną. Nie wzbudziła u nas ani entuazjazmu ani niechęci, ot, poprawne miejsce na śniadanie.
Piec na Szewskiej (Szewska 44-46). Dobra pizza w dobrej cenie. W większym towarzystwie niestety trzeba szukać miejsca w środku, co w upalne lato jest dużym wyzwaniem, ale walory smakowe i stosunek ceny do jedzenia z nadwyżką rekompensują te niedogodności. Pizza: 12-28 zł, makarony: 16-24 zł.
Polish Lody (m.in. pl. Kościuszki 17 i pl. Bema 3). Podobno najlepsze lody w mieście. Jak tam byliśmy, wybór smaków był niestety mocno ograniczony, ale to co zostało było rzeczywiście pyszne i orzeźwiające. W gratisie dostaliśmy jeszcze scenkę z Panią Klientką awanturującą się o to, że lody się jej rozpuszczają (na zewnątrz było ponad 30 stopni).
Barbara (Świdnicka 8B) – zdecydowanie więcej niż kawiarnia. Niegdyś kultowy bar szybkiej obsługi, obecnie otwarta przestrzeń kulturalna i infopunkt. Super miejsce na śniadanie, kawę, można tam popracować, można też spotkać dawno nie widzianych znajomych, a dzieciaki mogą poszaleć w malutkim i specyficznym kąciku zabaw.
Ponadto poleciliście nam następujące miejsca, do których dotrzeć nie zdążyliśmy, ale podzielimy się Waszymi rekomendacjami z czytelnikami:
- Darea Sushi (Kuźnicza 43/45) – podobno najlepsze sushi we Wrocławiu,
- Pizza Nel Parco (al. Ludomira Różyckiego 1), Pizzeria Si (Wojciecha Bogusławskiego 89), Pizzeria Margherita (Krupnicza 10) – czyli dobre opcje rezerwowa dla Pieca na Szewskiej,
- Wilk Syty (Trzebnicka 3) – jeszcze młoda, ale podobno już kultowa wegańska restauracja,
- Osiem misek (Włodkowica 27) – doskonała kuchnia azjatycka,
- Żyzna (Nożownicza 37) – kolejny wegebar (wegańska scena kulinarna we Wrocławiu ma się chyba wyśmienicie),
- Cafe Równik (Jedności Narodowej 47) – wyjątkowe miejsce z niepełnosprawną obsługą.
Gdzie we Wrocławiu iść na piwo?
Trzy lata temu Ola wpadła do Wrocławia na kilka dni. Był wyjątkowo wstrętny i deszczowy październik. Jakież było jej zdziwienie, gdy umówiła się w środku tygodnia na piwo z dawno nie widzianą znajomą i… chodząc od knajpy do knajpy z trudem były w stanie znaleźć jakiekolwiek miejsca siedzące! Podobnie było teraz (ba, nawet tą samą znajomą na piwo wyciągnęliśmy!), choć akurat w sezonie wakacyjnym tłumy są bardziej zrozumiałe. Ze względu na rodzinny charakter naszej wycieczki nie polecimy Wam zbyt wielu miejsc (nie to co ostatnio w Wilnie), możemy jednak wymienić tych kilka, w których udało nam się usiąść.
Pasibus – przyjemne z pożytecznym. Jak już usiądziecie na hamburgera to koniecznie napijcie się ich piwa. O ile często trunki brandowane logiem lokalu w którym są podawane pozostawiają wiele do życzenia, o tyle IPA z Pasibusa była bez zastrzeżeń.
AleBrowar (Włodkowica 27) – musimy przyznać, że oczekiwania mieliśmy spore. Piwa z AleBrowaru od dawna bardzo sobie cenimy a i lokal na pierwszy rzut oka wyglądał zachęcająco, jednak okazało się, że na zewnątrz wszystkie stoliki są zajęte, a w środku muzyka jest tak głośna, że ciężko nam było wysiedzieć. Obiecaliśmy jednak Maćkowi, że zagramy z nim w wypożyczoną z baru planszówkę, zostaliśmy więc na jedno piwo, po czym szybko zmieniliśmy lokal.
Motyla Noga (
Barbarka (nie mylić z Barbarą) – i kilka innych lokali na barkach na Odrze, szczególnie tych zacumowanych przy Wyspie Słodowej – idealne na wakacyjne wieczory.
No i jest już flagowy lokal Pinty, naszego ulubionego browaru, który otworzył się latem 2018 roku, ledwie kilka tygodni po naszym wyjeździe przy ulicy Podwale 83.
Dziękujemy Świebodzkiemu Hostelowi Delux za zaproszenie i gościnę, GoJump/GoAir za współpracę a przedstawicielom Biura Promocji Miasta i Turystyki za możliwość testowania Wrocławskiej Karty Turystycznej.
Sorry, the comment form is closed at this time.
Ania
Wrocław jest niezwykle ciekawym miastem, nie tylko na weekend! Uwielbiam stolicę Dolnego Śląska, ponieważ ma wiele uroku w sobie oraz za każdym razem odkrywam coś nowego
osiemstop
To prawda, dlatego uwielbiamy tu wracać!
podróżnik
A ja polecam Park Dinozaurów we wrocławiu, bawiliśmy się tam świetnie z całą rodziną!
osiemstop
Dzięki, sprawdzimy przy kolejnej wizycie:)
Mateusz
Super wpis – bardzo dobrze się czyta. No i przejrzyście opisana Karta Turystyczna – wygląda na to, że w końcu opłaca się wyrobić taką kartę we Wrocławiu. Pozdrawiam serdecznie!
osiemstop
Dzięki za dobre słowo! Pozdrawiamy!
Grzegorz
Fajny post. Wrocław jest miastem, do którego chętnie wracam i zawsze odkrywam coś nowego. Kolejnym razem sprawdzę Waszą listę polecanych restauracji 🙂
osiemstop
Mamy nadzieję, że się spodobają:)
monika
Hel. A czy w hostelu braliście pokój ekonomiczny czy de lux? Bo zastanawiam się, jakie sa warunki w ekonomicznym
osiemstop
Spaliśmy w deluxe, z własną łazienką i kuchnią, z tego co wiem ekonomiczne są bez udogodnień, tzn. kuchnia i łazienka są dzielone. Tak czy inaczej hostel jest bardzo komfortowy i czyściutki, więc nawet w opcji ekonomicznej jak najbardziej polecamy.
Katarzyna
Oj dawno nie byłam we Wrocławiu 🙂 Mam pewien sentyment do tego miasta. Jedno z najładniejszych w Polsce.
osiemstop
My też uwielbiamy!
Pasjonat
Ja tam lubię AleBrowar, ale fakt – muzyka mogłaby być troszkę ciszej, bo trzeba do siebie krzyczeć. Poza tym knajpa jak najbardziej na plus!
osiemstop
My jesteśmy trochę przewrażliwieni na hałas, dlatego tak nas to mocno zraziło, ale gdyby nie ta muzyka to faktycznie, pewnie byśmy tam wracali:)
Anna
Świetny wpis. Doskonałe źródło informacji, zarówno dla osób pierwszy raz wybierających się do Wrocławia, jak i tych planujących kolejny pobyt. Wrocław to magiczne miasto, warto tu wracać 🙂
osiemstop
Zdecydowanie, wrócimy na pewno, nie raz!