DSC

Są takie miejsca, w których niby nic nie ma, kończy się asfalt i jak się już tam trafi na kilka chwil, to po tygodniu w jakiś niewytłumaczalny sposób nadal trudno się wydostać. I pewnie można by tak napisać o Żarkach. Gdyby nie to, że to miejsce, w którym naprawdę się sporo dzieje i dokładnie wiadomo, dlaczego nie chce się stamtąd wydostać.

Żarki paulińskie

W Żarkach położonych w północnej części Jury Krakowsko-Częstochowskie zatrzymaliśmy się w Przystani Leśniów, urokliwym kilkupokojowym hotelu tuż obok Sanktuarium Matki Bożej Leśniowskiej. I to właśnie chyba Leśniów, obecnie dzielnica Żarek, jest słynniejszy i bardziej znany niż samo miasto, którego jest częścią. Według urzędujących tam paulinów Leśniów odwiedza rocznie 200 tysięcy osób. Matka Boska Leśniowska jest patronką rodzin, więc to głównie one szukają tu wsparcia duchowego. Szczególnie popularne są niedziele, kiedy zielony park wokół sanktuarium tłumnie wypełniony jest rodzicami z dziećmi.

Ale nawet ludzie niewierzący zaglądają na teren świątyni. Nie tylko dlatego, że jest tam po prostu ładnie, ale też po to, by zobaczyć XIV-wieczną figurkę Matki Boskiej Leśniowskiej. Według legendy trafiła ona do Leśniowa dzięki Władysławowi Opolczykowi oraz… opatrzności. Władysław przejeżdżał tędy w 1382 roku wioząc z Rusi do Częstochowy obraz Czarnej Madonny. Lato było gorące i suche i ludzie w orszaku księcia byli niezwykle strudzeni. Od dłuższego czasu nie mogli znaleźć wody. Pomodlono się więc i zdarzył się cud – w miejscu obozowiska trysnęło źródło, które płynie do dziś. Władysław w dowód wdzięczności wybudował wtedy kaplicę i pozostawił w niej drewnianą figurkę Maryi.

Żarki żydowskie

O ile Leśniów był celem i przystankiem pielgrzymów, ważnym ośrodkiem Paulinów od początku XVIII wieku, miejscem cudów i uzdrowień, tak Żarki były… żydowskie. Tak mówiono o tym mieście nawet jeszcze wiele lat po wojnie. Bo w Żarkach przed II wojną światową Żydzi stanowili mniej więcej połowę mieszkańców. I wtedy, i teraz w mieście mieszkało niecałe 5 tysięcy ludzi. Ta wspólna, licząca wiele wieków historia skończyła się w zaledwie kilka miesięcy w 1942 roku. Wtedy też Niemcy dokonali likwidacji żareckiego getta, część jego mieszkańców stracono na miejscu, część wywieziono do obozów. 2,5 tysiąca obywateli Żarek zginęło.

Żarki - kirkut na Kierkowie

Żarki – kirkut na Kierkowie

Historię wspólnego życia obu kultur i religii przypomina teraz Szlak Kultury Żydowskiej. A była to kultura niezwykle bogata. Żydzi współtworzyli elitę miasta, uczestniczyli w walkach we wrześniu 1939 roku i wcześniej w powstaniach narodowych (za udział mieszkańców w powstaniu styczniowym Żarki na prawie 100 lat straciły prawa miejskie).

Szlak to w sumie sześć oznaczonych i porządnie opisanych przystanków, z których my zaliczyliśmy… cały jeden. Jak to zwykle bywało podczas tego wyjazdu, przez brak czasu i ogromną liczbę atrakcji do zobaczenia, nie wyrobiliśmy się ze wszystkim. Nie przeszliśmy się ul. Częstochowską, gdzie stoi dom, w którym ukrywała się rodzina Eli Zborowskiego. Eli w momencie wybuchu wojny miał 14 lat. Po wojnie nie wrócił długo do starego domu i zamieszkał w Nowym Jorku. Potem został przewodniczącym American and International Societies for Yad Vashem. Zaangażował się też bardzo mocno w przywrócenie pamięci o żydowskiej kulturze Żarek. – Kiedy w latach 80. Eli Zborowski zaczął wracać do miejsc dzieciństwa, mieszkańcy szeptali, że przyjdą Żydzi i będą odbierać swoje przedwojenne domy – mówił o nim w „Gazecie Wyborczej” ówczesny burmistrz Żarek Klemens Podlejski. – Widząc, jakim jest człowiekiem i ile robi dla miasta, zmienili zdanie. Dziś są dumni z odrestaurowanej synagogi i szlaku kultury żydowskiej, uporządkowanego z pomocą Zborowskiego. To dowód na to, jak wiele w życiu miasta może zmienić pojawienie się jednego człowieka – dodawał. Eli Zborowski zmarł w 2012 roku.

Nie obejrzeliśmy miejsca po Starym Kirkucie – pierwszym i jednym z trzech żydowskich cmentarzy w mieście. Nie zwiedziliśmy dawnej synagogi, a obecnie domu kultury. Zaledwie przemknęliśmy przez Stary Rynek rzucając okiem na przyrynkowe uliczki, gdzie zachowała się dawna zabudowa i domy zamieszkiwane kiedyś głównie przez Żydów oraz gdzie zlokalizowano getto.

Pojechaliśmy za to na Kirkut na Kierkowie. Ten duży, 1,5-hektarowy żydowski cmentarz założono w 1821 roku. Zachowało się na nim około 1000 macew (tablica przy cmentarzu mówi o 700-900 nagrobkach, inne źródła podają nawet liczbę 1100 kamiennych tablic). Choć dojście do kirkutu jest niepozorne, parkuje się na trawie, na wolnym placu między dwoma gospodarstwami, a wejście na cmentarz przypomina przechodzenie przez dziurę w płocie, to nekropolia robi ogromne wrażenie. Nie ma tam alejek, ani żadnych ambitnych założeń planistycznych, ale są przepiękne, czasem naprawdę dobrze zachowane, macewy oraz jest ten nostalgiczny klimat świata, którego już nie ma.

Żarki - kirkut na Kierkowie

Żarki – kirkut na Kierkowie

Kirkut jest na lekko pofałdowanym terenie porośniętym sosnami. Część nagrobków stoi na dużej, otwartej polanie, część chowa się w cieniu drzew. Nie mieliśmy dużo czasu na zwiedzenie nekropolii, ale udało nam się znaleźć macewy z 1821 roku, a więc z roku otwarcia cmentarza. Były jedynymi z polskimi napisami, na które udało nam się natrafić. Zwiedzaliśmy kilka miesięcy wcześniej tatarskie mizary w Bohonikach i Kruszynianach i tam brak polskich napisów wynikał z carskiego zakazu. Tak też pewnie było w przypadku żareckich żydów, bo carskie władze zapewne rozciągnęły ten zakaz na wszystkie grupy etniczno-religijne.

Kirkut na Kierkowie miał też swój sądowy epizod. Na początku XIX wieku paulini zauważyli, że jest on zlokalizowany częściowo na gruntach klasztornych. Żydzi zaprotestowali, ale w końcu doszło do ugody i dozór bóżniczy zgodził się płacić zakonnikom czynsz za dzierżawę terenu. W latach 1847-1858 dozór przestał płacić i paulini poszli do sądu, gdzie sprawę wygrali. Ale było to pyrrusowe zwycięstwo, bo kilka lat później władzom carskim obecność paulinów zaczęła przeszkadzać, dokonano kasaty zakonu i zakonnicy zniknęli z Leśniowa na 150 lat.

Żarki wojenne

Na Kikut w Kierkowie dojechaliśmy wojskowymi gazikami. Takie emocjonujące dla dzieciaków przejażdżki organizuje Przystań Leśniów. Przemknęliśmy więc przez Żarki, podskakując ku uciesze małej gawiedzi na wybojach i wyjechaliśmy na Wzgórze Parchowatka z widokiem na miasto. Maciek z Kaliną wskoczyli na skałki jak małe kozice, a my mieliśmy okazję do rzucenia okiem po okolicy i wysłuchania, gdzie na horyzoncie ukrywają się te wszystkie piękne zamki Jury. Opowieść podziałała i teraz marzymy o wyprawie po jureckich strażnicach.

Żarki - Wzgórze Parchowatka

Żarki – Wzgórze Parchowatka

Okazało się też, że Parchowatka to nie tylko widoki, ale też dużo historii.  Kryje ona bowiem hitlerowskie bunkry i umocnienia, z których można było ostrzeliwać drogę Żarki-Janów. Część umocnień jest niedokończona, bo budowano je tuż przed radziecką ofensywą i tak jak teraz zima zaskakuje drogowców, tak wtedy radzieccy żołnierze zaskoczyli hitlerowców. Na Parchowatce jest dobrze zachowany schron, od którego biegł okop do gniazda ogniowego na zboczu. Takie gniazda w lepszym lub gorszym stanie, resztki okopów i wykopy pod schrony widać jeszcze w kilku miejscach wzgórza.

Żarki targowe

Wracając do Leśniowa zajechaliśmy jeszcze na targ. Byliśmy tam kilka godzin wcześniej z samego rana. To największy „supermarket pod chmurką” w województwie śląskim, ale my nie mamy dużej sympatii do bazarów. Wyprawy na warszawski Bazar Różyckiego czy największy jarmark Europy – Stadion były w dzieciństwie największą torturą, jaką można było nam zgotować. Tym, którzy nie przepadają za bazarami, wizytę na żareckim jarmarku osłodzą na pewno Tatarczuch – lokalny chleb, który wyrabia jedna tylko pani Jadwiga, oraz odpustowe obwarzanki. Tatarczuch to ciemny, słodki chleb wypiekany z mąki gryczanej z użyciem mleka, wody oraz drożdży. Jest dobry do jedzenia aż przez siedem dni i pomaga na liczne przypadłości prawie tak skutecznie jak cudowna woda z leśniowskiego źródełka!

Żarki - targowisko

Żarki – targowisko

Bazar ma jeszcze jedną zaletę, o której trzeba wspomnieć. To żareckie murowane stodoły. Jest ich ponad trzydzieści. Widać je w pełnej okazałości jak już kupcy i handlarze wrócą do domów, ale w czasie targu ma się dodatkowo okazję do nich zajrzeć. Część właścicieli zdecydowała się bowiem wynajmować zabytkowe budynki na handel. To zdecydowanie lepsze niż ich zburzenie. A i tak się zdarzało ze względu na to, że utrzymanie stodół kosztuje (choćby podatki gruntowe), a często ich właściciele nie mieli na nie żadnego pomysłu.

Historia żareckich stodół sięga drugiej połowy XIX wieku. Budowano je poza miastem ze względu na zwartą zabudowę i pożary, które co jakiś czas trawiły miasto. Same stodoły też były pierwotnie drewniane i kryte strzechą. Odbudowano je w kamieniu po wielkim pożarze w 1938 roku. Przez lata miały różne przeznaczenie, były spichlerzami, koszarami, garażami, a teraz bywają sklepami. Organizowane są w nich też imprezy rękodzielnicze i folkowe jak „Kupiecki Sąsiek”, wtedy otwiera się ich trochę więcej i łatwiej dostrzec gdzieniegdzie dobrze zachowane wnętrza.

Zabytkowe stodoły w Żarkach

Zabytkowe stodoły w Żarkach

My mieliśmy pecha, bo kiedy wracaliśmy późnym popołudniem obok stodół, to dojazd do nich był zamknięty. Na placu targowym szykowano bowiem wyścigi zabytkowych samochodów. Tylko po znajomości, dzięki naszym kierowcom, przemknęliśmy jedną „międzystodołową” uliczką i pomknęliśmy dalej. No ale to tylko pokazuje, że niby nic w tych Żarkach nie ma, a jak już się chce coś zobaczyć, to jakiś rajd zorganizowali, handel albo inne ustrojstwo.

Żarki muzealne

Nic nie przeszkodziło nam za to w wizycie w Starym Młynie,w którym ulokowało się Muzeum Rzemiosł Dawnych. Byliśmy tam zaledwie kilka tygodni po otwarciu i zrobiło na nas ogromne wrażenie. Budynek jest pięknie odnowiony i nowocześnie, ale też z wyczuciem, urządzony w środku. Pełno tu multimediów, dużo żareckiej historii, wiele urzekających detali, których w starych muzeach brakuje, a potrafią zająć i rozbawić dzieci na dłuższą chwilę, jak chociażby ruchome litery przed wejściem, beczka śmiechu dla najmłodszych (czyli po prostu spora beczka, w której cały czas rozlega się zaraźliwy śmiech) oraz opowieści mieszkańców, których można odsłuchać przez telefon. Znamy to rozwiązanie z USA, gdzie podobny patent zastosowano w muzeum na wyspie-więzieniu Alcatraz. Niby nic takiego, ale odebranie telefonu z przeszłości, czy też z głosem opowiadającym o przeszłości, daje dużo bardziej indywidualne doznanie historii. Pewnie też w badaniach wychodzi, że dużo więcej ludzi przesłuchuje całą wypowiedź, bo głupio tak odłożyć telefon, jak osoba po drugiej stronie jest w połowie opowiadania.

Żarki - STARY MŁYN Muzeum Dawnych Rzemiosł

Żarki – STARY MŁYN Muzeum Dawnych Rzemiosł

Są dwie trasy zwiedzania, dla najmłodszych i dla tych trochę starszych. My poszliśmy trasą dla najmłodszych, poznaliśmy jak się robi chleb, nauczyliśmy się rozróżniać ziarna, co skończyło się tym, że wszyscy byli obsypani mąką, żytem i pszenicą. Ale co to by było za muzeum, gdyby nie można było wszystkiego dotknąć? Na koniec młyńskich historii odnaleźliśmy jeszcze dobrze ukrytą dziką lokatorkę młyna, czyli mysz. Po wyjściu z części młyńskiej czekał na nas jeszcze m.in. szewc, kaletnik oraz odtworzona prawdziwa żarecka knajpa. Dziewczyny rzuciły się więc do narzędzi, a my zajrzeliśmy do knajpy.

Żarki - STARY MŁYN Muzeum Dawnych Rzemiosł

Żarki – STARY MŁYN Muzeum Dawnych Rzemiosł

Słodkie Żarki

Historia, historią, ale bez słodyczy ani rusz, szczególnie że to śląskie i tu wszystko, nawet chleb, musi być słodkie. A najsłodsze miejsce w Żarkach to Manufaktura Słodyczy Hokus Pokuss. Choć o słodycze jest w domu ciągła walka, to Hokus Pokuss jest miejscem tak słodkim i magicznym, że zupełnie w nim skapitulowaliśmy. Od razu po przekroczeniu drzwi wiadomo, że jesteśmy w innym, bajkowym świecie. Te kolory, kształty… i wszystko wyczarowane na miejscu. Za kolejnymi drzwiami jest warsztat tutejszych czarodziejek. To tam można podpatrzeć, jak powstają słodkości. Tylko jedna – pierwsza część procesu jest ukryta przed wścibskim wzrokiem dzieciaków. To gotowanie syropu cukrowego. Potem wszyscy przylepiają nosy do szyby i patrzą na jak hokus-pokussowym stole rodzą się lizaki i cukierki. To chyba jedno z niewielu miejsc, gdzie wystarczy robić swoje, by przykuć uwagę kilkulatków na kilkadziesiąt minut. Zresztą nie tylko kilkulatków. Napowietrzanie masy cukrowej, kiedy z brudno-mlecznego koloru przechodzi ona w opalizującą biel, koloryzowanie jej syropami smakowymi, a potem ukręcanie i formowanie różnokolorowych wzorów, może urzec nawet dentystę czy dietetyka.

Pełne szaleństwo zaczyna się, kiedy to dzieci stają za ladą i razem ze słodkimi czarodziejkami przygotowują swoje lizaki. Eh, gdyby takie skupienie i dbałość o najmniejsze detale oraz radość osiągnąć  np. przy nauce wiązania butów, albo szorowaniu zębów. Na szczęście, by osłodzić te gorzkie rozważania, także dorośli dostali coś słodkiego na drogę do następnej atrakcji.

Żarki dizajnerskie

Droga to jednak za dużo powiedziane, bo do przejścia mieliśmy zaledwie kilkaset metrów. Trudno dorównać magicznej manufakturze słodyczy w warsztatowej konkurencji, ale pracownia etnodizajnu Etno Jura trzyma wysoki żarecki poziom. W Etno Jurze żądzą wiklina i siano. Oba to bardzo wdzięczne materiały, które nawet w małych rączkach pod fachową opieką potrafią zmienić się w cudowne wianki czy zwierzęta, wszystko co tylko podpowie nam wyobraźnia.

Żarki - manufaktura słodyczy Hokus Pokuss

Żarki – manufaktura słodyczy Hokus Pokuss

Początki mogą być trudne, ale to tylko jeszcze większa zachęta, żeby potem wracać. Dla tych zmęczonych pracą jest jeszcze duże podwórko, gdzie można przewietrzyć zmęczony twórczością umysł. I choć trudno mi było na początku uwierzyć, że Maciek z Kaliną będą przez prawie dwie godziny wyplatać serduszka i rybki oraz formować i kleić zwierzątka z siana, to nie tylko się udało, ale jeszcze postawiło mnie przed trudnym zadaniem przetransportowania siennych zabawek pociągiem do Warszawy. Niełatwe logistyczne zadania stawia życie przed podróżującymi rodzicami…

Żarki - Etnojura

Żarki – Etnojura

Trudno się było rozstać z Żarkami, bo takie miejsca mogą zatrzymać na ładnych kilka dni. Jeśli wybieracie się na jakiś czas do Jury i szukacie dobrej bazy wypadowej, to polecamy je gorąco. Aż trudno było nam uwierzyć w to jakie atrakcje, i to nie tylko dla dzieci, oferują Żarki. Po spacerach, czy jeździe na rowerze po okolicznych szlakach znajdziecie tam jeszcze okazję do poznania odrobiny historii, lokalnej kultury i nadrobienia pysznymi słodkościami spalonych wcześniej kalorii! My wrócimy tam jeszcze na pewno.

Daj nam znać, co o tym myślisz!

Podziel się swoją opinią: