
Wilno to przede wszystkim historia i architektura. Kościoły, zakręcone uliczki, tutaj Mickiewicz, tam Miłosz. Ale nie tylko. Wilno to też ciekawe knajpy. A w nich niezłe kraftowe piwa. Oto nasz krótki piwny przewodnik po stolicy Wilna. Pytacie: gdzie iść na piwo w Wilnie? No to odpowiadamy!
Na początku małe uściślenie. Czym jest dla nas dobre piwo? Od ładnych kilku lat jesteśmy wielkimi fanami wszystkiego spod znaku IPA, APA, AIPA. Choć flirtowaliśmy w pewnym momencie ze wszystkimi praktycznie dostępnymi gatunkami na rynku, od kraftowych pilsów po lambicki i portery bałtyckie, to i tak kiedy już szukaliśmy czegoś dla smaku, to wracaliśmy w dobrze nam znane rejony. Dla nas niedoścignionymi wzorami pozostają Atak Chmielu Pinty, Mera Artezana, Rowing Jack z Alebrowaru, czyli goryczkowe szaleństwo w amerykańskim, chmielowym wydaniu. Ale nawet jeśli te nazwy Wam nic nie mówią, a szukacie fajnego miejsca z dobrym piwem w Wilnie, to i tak polecamy nasz przewodnik. W końcu kraftowy pub to nie tylko IPA i AIPA.
Szczególnie, że Litwa wcale IPAmi nie stoi. Co prawda na Litwie pije się sporo (według WHO najwięcej na świecie), piwo jest tak popularne jak w Polsce, zarobki podobne, ale rynek jest niewielki, a piwna rewolucja zaczęła się później niż u nas i nie miała takiej siły. „Lithuania is not Poland, you know?” – filozoficznie zauważył barman w jednym z pubów, kiedy zaczęliśmy rozmawiać o litewskich kraftowych browarach. Trochę mu marudziliśmy, że ma na kranach 5 polskich kraftów, kilka szwedzkich i estońskich a zaledwie dwa z Litwy, które w dodatku zupełnie nas nie zachęciły. „We have Dundulis, we have some others, but it is still nothing compared with you” – zaczął się tłumczyć wymieniając pierwszy duży kraftowy browar. To była trochę smutna rozmowa. I to nie tylko z racji jego rozczarowania „kraftowością” Litwy. Ale też dlatego, że choć był już późny czwartkowy wieczór, to poza nami w knajpie w samym centrum nie było nikogo.
Na szczęście inne miejsca, które opiszemy i pokażemy na mapie, tętnią życiem przez cały tydzień. Poza tym nasz piwny przewodnik nie będzie się koncentrował tylko na piwie. Mamy oczywiście po kilku dniach w Wilnie nie tylko swój ulubiony kraftowy lokal, ale też i browar oraz piwo. I o nich też wspomnimy. Niemniej jednak miłość do piwa to sprawa bardzo intymna, więc skupimy się na tle i dekoracjach – najlepszych barach z kraftowymi piwami w Wilnie. We wszystkich spędziliśmy choć chwilę, spróbowaliśmy, co dobrego leje się z kranów i butelek, czasem nawet skusiliśmy się na coś do jedzenia.
Ile kosztują rzemieślnicze piwa w Wilnie? Ceny są podobne, może odrobinę wyższe od warszawskich. Najpopularniejsza litwska IPA – Humulupu z Browaru Dundulis w miejscach, które odwiedziliśmy kosztowała od 2,7 EUR do 3,5 EUR. Droższe są piwa importowane. I tak polska PINTA, która dominowała na kranach podczas naszej wizyty w Local Pub na ul. Jasińskiego kosztowała od 3,8 EUR do 5 EUR. Całkiem sporo.
O TYM PRZECZYTASZ W TYM WPISIE
1. Špunka (Spunka)
Adres: Užupio g. 9, otwarte: wtorek-niedziela, godz. 15-23, poniedziałek, godz. 17-23
Jeśli jesteście w Wilnie z bardzo krótką wizytą i macie czas na zwiedzenie tylko jednego baru z kraftowym piwem, niech będzie to Spunka na Zarzeczu (Užupio g. 9-1). Jeśli macie czas na dwie knajpy, niech będą to… dwie Spunki. Tę drugą znajdziecie całkiem blisko pierwszej – na lewym brzegu Wilenki (). A jak jeszcze zostanie Wam chwila, to wyskoczcie do jeszcze jednej – na
Dlaczego Spunka? Przede wszystkim za klimat. Spunka na Zarzeczu jest malutka. Wchodzi się do niej po stromych schodkach z ulicy. Łatwo jej nie zauważyć, bo zamazany napis jest tylko na drzwiach. Przy barze jest 8-10 miejsc, przy 5 wysokich stolikach maksymalnie 15-20 kolejnych. Tak naprawdę do zrobienia tłumu wystarczy jedna większa ekipa. Co więcej, stołki są naprawdę niewygodne i po godzinie siedzenia nawet zaspokojone dobrym piwem ciało może zacząć mówić: zmień pozycję, albo wyjdźmy stąd!
Ale Spunka to też najbardziej „naturalny” i wyluzowany bar w jakim byliśmy. Spędziliśmy tam trochę ponad godzinę, ale przez ten czas przez lokal przetoczyło się całkiem sporo stałych gości, którzy ucinali sobie dłuższe pogawędki nie tylko z barmanem, ale i z innymi stałymi gośćmi, turyści byli tutaj dodatkiem. Miłym, przyjmowanym niezwykle otwarcie i przyjaźnie, ale jednak jedynie dodatkiem. Niezwykła była za to przemiana, która dokonywała się we wchodzących podróżnikach. Zmęczeni, trochę zagubieni, czasami widać było, że nie do końca wiedzą gdzie trafili. A potem wystarczyło 2 minuty rozmowy o piwach z barmanem rozsądna liczba kranów i całkiem spory wybór w lodówce i ich śmiech ginął w śmiechu wszystkich innych przy barze. Do tego najtańsza Humulupu IPA w mieście – 2,7 EUR.
Zarzeczna Spunka ma też sioostrzany lokal, ale jest daleko od turystycznych szlaków – na Kęstučio g.55. To dzielnica Zwierzyniec po drugiej stronie Willi, 40 minut spacerem od Katedry. Ale jeśli przypadkiem będziecie nocować w tamtych rejonach, to macie jeszcze okazję na wizytę w kolejnej Spunce.
NASZA OCENA: 5+. Obowiązkowy punkt programu przy wycieczce na Zarzecze.

„Tablica graniczna” na Wilence przy wejściu na Zarzecze. 200 metrów dalej znajdziecie zarzeczańską Špunkę
2. Špunka (Saviciaus Spunka)
Adres:
Druga Spunka sprawia wrażenie trochę bardziej komercyjnej wersji Spunki na Zarzeczu. Więcej miejsca, wygodniejsze stołki, drewniane wnętrze jakby staranniej dopracowane i wykończone. Do tego trochę więcej turystów, bo i bliżej bardziej „mainstreamowych” rejonów. Ale i tutaj jest niezwykle przyjemny klimat, dużo stałych gości witających się z barmanem, pomocna i kompetentna obsługa, która nie tylko wie o czym mówi, ale jak sie rozkręci z podawaniem Wam degustacyjnych próbek, to aż się może w głowie zakręcić. Do tego zdecydowanie wygodniejsze stołki i rozsądny wybór „barowego” jedzenia na zaspokojenie mniejszego, piwnego głodu. Jedzenie dość drogie, ceny piw w niższej normie (ok. 3 EUR).
NASZA OCENA: 5. Warto, szczególnie jak chcecie posiedzieć chwilę dłużej.
3. Local Pub
Adres: J. Jasinskio g. 1, Otwarte: niedziela, godz. 16-23, poniedziałek-czwartek, godz. 16-24, piątek-sobota, godz. 16-02.
Local Pub wyśledziliśmy na Google’u i mało nas zachęcił. Nazwa sugerowała jakąś „mordownię”, dla której właściciele szukali zachodniej i elegancko brzmiącej nazwy, ale nie byli w stanie nic ciekawego wymyślić. W przypływie desperacji zdecydowali się więc na pierwszą nazwę, która przyszła im do głowy. Okolica też już nie taka ciekawa. Ruchliwe i zakorkowane skrzyżowanie, niedaleko więzienie, jest też muzeum poświęcone Holokaustowi oraz gmach Sądu Okręgowego zamieniony w czasie wojny napierw na katownię UB, potem Gestapo, a potem znowu UB. W jej podziemiach zabito ponad tysiąc osób, w celach przetrącono jeszcze więcej życiorysów. Nie jest to łatwa okolica.
No i jeszcze podgląd na Google Maps, gdzie kamienica wygląda na opuszczony dawno pustostan. Stąd w głowach zarysowała nam się historia, że oto ktoś z niewielkim budżetem znalazł wolną, zatęchłą piwnicę, tam otworzył mordownię i nazwał ją szumnie Local Pub. Ale i tak tam poszliśmy. Mówiąc też szczerze, to po wizycie w Muzeum Ofiar Ludobójstwa musieliśmy na chwilę gdzieś usiąść i ochłonąć. Gdzieś blisko. A że w okolicy znaliśmy tylko Local Pub, to co było robić.
I naprawdę polubiliśmy ten lokal. Co prawda akurat trwał w nim ostatni zajazd na Litwie i ponad połowa kranów była zajęta przez polskie piwa z Pinty, które dobrze znamy, ale na szczęście w butelkach też udało się znaleźć coś dobrego. To tu trafiliśmy na Dubultsa z Browaru Dundulis i tu też spróbowaliśmy Green Monster IPA z Browaru Apynys, które bardzo gorąco polecano nam w Špunce nr 2. Pierwszego trzeba spróbować koniecznie. Zielony Potwór, zwłaszcza pity bezpośrednio po Dubultsie, wypada nieco blado.
Sam lokal zajmuje kilka dużych sal na parterze kamienicy. Ogromne okna wychodzą na dość ruchliwą ulicę i spory chodnik, przy którym ustawiono też niemały ogródek. Nie polecamy go jednak, bo skrzyżowanie obok odgrywa dość ważną rolę na samochodowej mapie Wilna, więc z piwem dostaniecie też w pakiecie ryk ruszających i przejeżdżających samochodów oraz sporą dawkę spalin.
Zdecydowanie lepiej znaleźć miejsce w środku, co nie zawsze może być proste, bo nawet w ciągu tygodnia po 18 zajętych było większość miejsc plus na kilku stołach wystawione były rezerwacje. Wystrój to wysokie metalowo-drewniane stoły z dobrze wykończonego jasnego drewna i pomalowane na niebiesko cegły. Jest jasno, przestronnie i przyjemnie. Naprawdę dobrze się tam siedzi, szczególnie jak za oknem pada wileński letni deszcz.
Poza miłym wystrojem/nastrojem, bardzo fajną obsługą znajdziecie tam też coś do jedzenia – głównie burgery i różne barowe przekąski. Czy dobre – nie wiemy, nie mieliśmy wtedy na nic szczególnego apetytu. Jeśli zamierzacie się wybrać do Local Pubu, to na ich stronie interenetowej znajdziecie aktualną ofertę na kranach. Kiedy ich odwiedziliśmy, królowała PINTA w cenach od 3,8 do 5 EUR, a podstawowym niekraftowym piwem był Heineken za 3 EUR. Za ciekawe litewskie piwa spodziewajcie się zapłacić od 3 do 4 EUR.
NASZA OCENA: 5-. Minusik za mały wybór litewskich kraftów na kranie, ale to minusik symboliczny, bo w końcu ich miejsce zajął nie byle kto:)
4. Šnekutis (Snekutis)
Adres: Polocko g. 7A, Šv. Stepono g. 8 oraz Šv. Mikalojaus g. 15. Otwarte: codziennie, godz. 11-23.
Snekutis na Św. Mikołaja to pierwszy kraftowy lokal, do którego trafiliśmy w Wilnie. Taki mikołajowy prezencik dla rodziców, którzy wysłali dzieci na obóz zuchowy, a sami mogli udać się na zwiedzanie wileńskich knajp.
Snekutis to minisieciówka – w Wilnie znajdziecie ich 3 lokale. Ma to swoje plusy i minusy. Plusy – zawsze wiadomo, czego się spodziewać (przynajmniej mniej więcej). Minusy – sieciówkowe podejście do gości. Trudno się pozbyć wrażenia, że jednak jest się „przemielanym” klientem, a obsługa w sieciowych koszulkach wyrabia jedynie normę, licząc godziny do wyjścia z pracy. Obcesowa obsługa, dla której klient to zło konieczne, to zresztą popularny motyw w recenzjach z tej knajpy.
My na szczęście tak mocno tego nie odczuliśmy. Na Św. Mikołaja znaleźliśmy przestronny lokal (jeden z niewielu, gdzie naprawdę jest dużo miejsca a stoliki stoją w rozsądnej odległości od siebie), dobre piwo, luźną atmosferę, proste, ale pełne obiadowe menu (jest takie same we wszystkich trzech lokalach). Wystrój? W bardziej polskich kategoriach opisalibyśmy go jako (warszawsko)prasko-piwiarnianie-góralski, czyli „mieliśmy zapuszczony lokal, trochę ław, dorzuciliśmy gratów na ścianę, parę żarówek, żeby za ciemno nie było i zrobiliśmy porządny bar”. Jak na piwne spotkanie z przyjaciółmi – daje radę!
Ceny? Kraftowe piwa: ok. 3,5 EUR. Dobre, domowo smakujące zupy: 1,1-1,4 EUR (mała porcja), 2,2-2,8 EUR (duża porcja). Drugie danie: 2,4-9 EUR. My skusiliśmy się na niezłą zupę i bardzo przeciętne placki ziemniaczane z mięsem. Co ciekawe, ich kuchnia chyba jednak cieszy się powodzeniem, bo w czasie naszego półtoragodzinnego posiedzenia weszły i rozsiadły się obiadowo dwie rodziny z nastoletnimi dziećmi. Podejrzewamy jednak, że wieczorami publika się zmienia a tych nielicznych rodziców z dziećmi wymieniają co najwyżej tacy jak my – bezdzietni rodzice na wypasie.
W Šnekutisie odnieśliśmy też wrażenie, że jego główną klientelą jest zagraniczna i turystyczna młodzież 30+. W knajpie mieszało się co najmniej kilka języków, strona internetowa z pełnym menu też jest w kilku wersjach językowych (litewskiej, rosyjskiej i angielskiej). Wileńska hipsterka też lubi ten lokal, ale co najwyżej go dopełnia.
Nasza ocena: 4+. Idealna na całowieczorną piwną biesiadę. Dużo miejsca, spory wybór piwa, kuchni raczej nie polecamy.
5. Alaus Biblioteka
Adres: Trakų g. 4, otwarte: wtorek-sobota, godz. 17-24.
Biblioteka Piwa, bo tak tłumaczy się litewskie Alaus Biblioteka to lokal-instytucja z tradycjami i aspiracjami. Już trzy lata temu z ogromnym uznaniem opisywał to miejsce na swoim blogu osmol.pl nasz studencki piwny kumpel. Bardzo dużo sobie obiecywaliśmy po tym miejscu i chyba… za wysoko zawiesiliśmy poprzeczkę.
Knajpa zajmuje całe piętro statecznej kamienicy. Wchodzi się po schodach na górę, by potem stanąć w wielkiej sali z wysokimi sufitami przed długim barem i regałami zastawionymi piwami w tak wielu gatunkach piwa, że trudno je ogarnąć. Salę dopełniają jeszcze półki z książkami oraz proste drewniane stoły i krzesła. Na blatach tu i ówdzie stoją biblioteczne lampki – jeśli tak jak my przesiedzieliście x lat temu wiele godzin w miejskich czy uniwersyteckich bibliotekach, tych jeszcze przed generalnymi remontami za unijne pieniądze, z wyposażeniem z połowy wieku albo i starszym, to na pewno je znacie – zgrabne, ładnie zaprojektowane złote lampy z zielonymi kloszami, oświetlające ledwie zeszyt do notatek i książkę albo dwie.
I choć ogromnie szanujemy pomysł i wysiłek włożony w zebranie tych wszystkich piw oraz codzienne logistyczne ogarnianie braków i dbanie o ciągłość „księgozbioru”, to nie byliśmy w stanie wczuć się w klimat tego lokalu. Było cicho, statecznie, poważnie. Aż zaczęliśmy się rozglądać, czy zaraz z pomiędzy regałów nie wychyli się pani bibliotekarka, by syknąć na tych, co jednak odezwali się za głośno. Wyjście na piwo do takiego miejsca to pewnie ciekawa intelektualna przygoda, ale jeśli chodzi o intensywność emocji i dobrą zabawę, to trochę jak randka w prawdziwej bibliotece: „Przy tym stoliku czytam Prousta, a na tamtym regale stoi IPA o doskonałym IBU, może usiądziemy Waćpanno przy stoliku w rogu i pogrążymy się w lekturze oraz przyciszonych rozmowach o sensie życia i piwnych aromatach”.
Jakby dla zrównoważenia bibliotecznego charakteru ulicy (tuż obok Alaus Biblioteka jest jeszcze prawdziwa biblioteka im. Adama Mickiewicza) pozostałe bary na ulicy urządzono w zupełnie innych klimatach. Zajrzeliśmy do nich przypadkiem, przechodząc w poniedziałkowy wieczór, kiedy interesująca nas knajpa przy tej ulicy była zamknięta. Otóż Traku jest najwyraźniej ulicą australijskich miłośników wyścigów motocyklowych o średniej wieku ledwie przekraczającej 20 lat (od 2018 roku alkohol można kupić na Litwie od 20. roku życia). Jeśli więc macie ochotę na Fostersa i wyścigi Moto GP, to na Traku na pewno poczujecie się tak dobrze, jak zazwyczaj Marc Márquez na mecie. Klimaty trochę nie dla nas.
Nasza ocena: 4. Wpadnijcie na jedno piwo, najlepiej takie, którego nazwy gatunku nawet nie znacie. A potem przenieście się gdzieś, gdzie jest trochę więcej życia.
6. Nisha Craft Capital
Adres: L. Stuokos-Gucevičiaus g. 9, otwarte: codziennie, godz. 15-23.
Fantastyczne miejsce, z którym nie do końca udało nam się zgrać. To tam spotkaliśmy znudzonego, defetystycznego kelnera. Ale czemu się dziwić? Czwartkowy wieczór, centrum miasta, a tu zupełnie pusty lokal i tylko jakichś dwoje rozmownych Polaków przyszło. Po radosnym craft-bar-hoppingu słowa o słabości litewskiej rewolucji i konieczności opierania się na polskiej piwnej myśli były jak zimny prysznic. Nie, żebyśmy nie odczuwali dumy z naszych narodowych piwnych dokonań. Było nam całkiem miło, że knajp i dobrych piw mamy nad Wisłą całkiem spory wybór, a o miejsce przy stoliku nie zawsze jest łatwo. Ale Litwie, a Wilnu w szczególności, też dobrze życzymy. Tymczasem bez odpowiedniej masy krytycznej świadomych piwoszy mocno się ta piwna rewolucja nie rozwinie.
Nisha Craft Capital jest jednym z tych miejsc, które powinny tętnić życiem. Bogaty (choć mało czytelny) wybór piw, serce Wilna (krok od prospektu Giedymina, Katedry, Uniwersytetu), jak zwykle trochę drewna, metalu, badziewia i wysokich stołów, jakaś zabłąkana kanapa i parę foteli pod ścianą. W sumie składa się to w jakąś kraftowy standard, ale jednak do końca nie gra. Może turyści i studenci szukają czegoś bardziej dopracowanego? Może jak już kraft to z menu na wielkim monitorze a nie na wiele razy ścieranej tablicy i mini-karteczkach przy kranach? A może tak naprawdę wszystko gra i hula, a my po prostu trafiliśmy na średni dzień w studenckie wakacje?
Trudno więc nam wprost wyrazić co nam nie zagrało w Nishy, ale to nie jest lokal w Wilnie, do którego znowu nas ciągnie. Namawiamy jednak, żebyście przynajmniej do niego zajrzeli. W okolicy będziecie na pewno, bo nieopodal jest przynajmniej kilka obowiązkowych punktów z każdego turystycznego przewodnika. A nuż Wam się spodoba i traficie na lepszy dzień barmana.
Nasza ocena: 4-. Zasługuje chyba na więcej, ale zabrakło między nami chemii (o ile można tak mówić w przewodniku po wileńskich barach z kraftowymi piwami).
7. Bambalynė (Bambalyne)
Adres: Stiklių g. 7, otwarte: wtorek-sobota, godz. 11-24, niedziela-poniedziałek, godz. 11-22.
O Bambalyne przeczytaliśmy gdzieś w anglojęzycznym internecie: „niesamowita knajpa, 150 piw w małej piwnicy w samym sercu Wilna!”. Ta nazwa pojawiała się też w różnych zestawieniach „najlepszych wileńskich knajp”. No i lokalizacja – dawne wileńskie getto, mała, klimatyczna i bardzo turystyczna uliczka między Placem Ratuszowym a Uniwersytetem. Może być ciekawie – pomyśleliśmy.
Do bramy, w której mieści się Bambalyne dobiegliśmy po kolejnej mini-ulewie. W połowie lipca, kiedy mieliśmy szansę spędzić kilka dni w stolicy Litwy, padało prawie codziennie. Ale padało nagle i znienacka. To znaczy była piękna pogoda, kilka chmurek, słońce praży i nagle zaczyna lać. Wtedy dopiero okazywało się, że w wąskich uliczkach miasta nie dostrzegliśmy tej chmury, która właśnie nadciągnęła i jak tylko pojawiła się nad miastem to chlusnęła wodą jak messerschmitt pociskami. Trwało to zwykle maksymalnie pół godziny i znowu było pięknie. A dwie godzin później powtórka z rozrywki.
Właśnie taka nagła mini-ulewa złapała nas, kiedy szliśmy do Bambalyne. Wbiegliśmy więc z radością do bramy, licząc, że odsapniemy i trochę się osuszymy i… pocałowaliśmy klamkę. „Wyszła na kawę” – powiedział gość siedzący ze szklanką piwa w bramie. „Wróci za 15 minut” – dodał. Dobrze przynajmniej, że na kawę, a nie na piwo – pomyśleliśmy i grzecznie odczekaliśmy kwadrans.
Okazało się jednak, że Bambalyne nie jest tak kompletnie wymarłe. Po tym jak w końcu zeszliśmy do piwnicy i spośród może 50 piw, które były do wyboru wzięliśmy jedyne dwa dostępne litewskie ajpieje do knajpy zajrzało jeszcze kilka osób. Postały trochę przed lodówką, coś wybrały i zagubiły się w zakamarkach piwnicy.
Bambalyne nie jest dużym lokalem. Pod gotyckimi sklepieniami, na wygodnych fotelach i krzesłach zmieści się może ze 30 osób. Wystrój jest całkiem w porządku – stare meble, kredensy, drewno, gołe cegły. Razi za to wystawa przed barem, która wygląda jak składowisko starych skrzynek, a jest chyba jakimś sklepikiem dla turystów.
Bambalyne zupełnie nam jednak nie przypadło go gustu. Wybór piw był spory, ale sprawiał wrażenie zupełnie przypadkowego. Lokal był pusty i w tej pustce nie było żadnego klimatu. Po szybkim wypiciu zamówionych piw wyszliśmy z niego bez żalu.
UWAGA: Bambalyne jest powiązana z knajpą Leiciu Bravoras na tej samej ulicy. Ten drugi lokal wyskakuje wysoko w Google’u na frazę „best zeppelins in Vilnius”. Z naszego doświadczenia wynika jednak, że więcej wysiłku wkłada się tam w wypozycjonowanie się w wyszukiwarce niż na prawdziwe gotowanie…
Nasza ocena: 4-. Bez życia i raczej dekoracja dla turystów niż miłośników dobrego piwa.
8. Vijokliai Beer Garden
Adres: Pylimo g. 66, otwarte: niedziela-środa, godz. 17-22, czwartek-sobota, godz. 17-02.
Lokal, który trafił na listę głównie przez jego sąsiedzwo – słynny mural poświęcony nowej przyjaźni amerykańsko-rosyjskiej. Szczególnie po helsińskim wyznaniu miłości, kiedy Putin spijał z dziubka Trumpa kolejne słowa o rosyjskiej niewinności i ułomności amerykańskich służb, naścienna grafika wydała się jeszcze bardziej aktualna.
No a skoro odeszliśmy już tak daleko od Starego Miasta (na Pylimo i tak warto zajść, nie tylko dla muralu, ale też wileńskiej Hali Targowej), to warto się gdzieś w okolicy na chwilę zatrzymać i odpocząć. Tuż przy muralu i Hali mamy dwa dobre miejsca na chwilę odpoczynku. Jedno jest bardziej jedzeniowe – to grill bar Keulė Rūkė (otwarty w weekendy do rana!), a drugie bardziej piwne – to Vijokliai Beer Garden. Oba dzielą ten sam adres – Pylimo g. 66. Pierwsze jest kultowe ze względu na kontrkulturowe murale oraz podobno doskonałe i stosunkowo niedrogie burgery. Stołuje się tam hipsterka, biznesmeni a nawet burmistrz Wilna. Vijokliai jest chyba mniej znane, ale przyciągnęło nas właśnie po pierwsze tym, że trochę w cieniu, a po drugie malowniczym wewnętrznym dziedzińcem z zielonym, naturalnym dachem.
Vijokliai jednak rozczarowało. Wybór piwa jest niewielki, dziedziniec może i fajny, ale nie kiedy miasto przenika wszechobecna wilgoć, a przez liście sączy się lipcowy deszcz, jest mokro i nieprzyjemnie. Jak już zawędrujecie w te okolice, to nie zapełniajcie wcześniej brzuchów, posilcie się w Keulė Rūkė, a potem przenieście się w okolice Arklių/
Nasza ocena: 3. Może bez sąsiedztwa byłaby 4, ale skoro tuż obok jest słynne Keulė Rūkė, to lepiej zajrzeć właśnie tam.
9. Craft and Draft
Adres: Gedimino pr. 5, otwarte: poniedziałek-środa, godz. 16-23, czwartek, godz. 16-01, piątek, godz. 16-03, sobota, godz. 14-03, niedziela, godz. 14-23.
Z takim adresem trudno spodziewać się lokalnego baru z charakterem, bardziej czegoś w stylu Bierhalle. Z jakiegoś jednak niezrozumiałego powodu sądziliśmy, że może w Wilnie będzie inaczej, że żeby może się tak, z racji historycznych, odróżnić, to będzie na opak i prawdziwie doskonały kraftowy lokal będzie właśnie tu – na początku prospektu Giedymina, rzut podkładką od piwa od Katedry.
Suprise, suprise, ale było dokładnie coś, czego można się spodziewać po browarze restauracyjnym na głównej ulicy miasta. Craft&Draft chwali się, że zawsze ma 5 własnych piw na kranie. I faktycznie są. Spróbowaliśmy dwóch, w typ ich APA. Po dwóch małych degustacyjnych łykach nie wiedzieliśmy co pijemy, mógł to być lager, mógł być ale. Aromat uleciał jeszcze chyba w momencie nalewania i oba piwa zdominował zapaszek „mokrej szmaty”, za który podobno odpowiada słabej jakości chmiel. No ale skoro byliśmy, to zdecydowaliśmy się na sprawdzone już wcześniej lokalne rozwiązania butelkowe. Zamówiliśmy też najtańsze z drogich burgerów (6 EUR / 7,5 EUR) i zasiedliśmy na kanapie, żeby ocenić wnętrze.
A wnętrze niczego sobie. Ogromna, przestronna piwnica z piwnymi elementami wystroju (można też zajrzeć do pomieszczenia z kadziami warzelniczymi), wygodne kanapy i fotele, w sali barowej wysokie stoły. Do tego jeszcze mały i dość popularny ogródek od strony ulicy. Raczej pusto i raczej turystycznie. Mamy wrażenie, że może być to miejsce lubiane przez korporacje na jakieś piątkowe wspólne wyjścia integracyjne. O ile ktokolwiek w organizacji jest w stanie spamiętać ich godziny otwarcia.
Nasza ocena: 3-. Jak Was wyciągnie tam korporacja, to idźcie. Ale jak macie sami płacić, to zostawcie pieniądze gdzieś indziej.
Które lokale z dobrym piwem w Wilnie ominęliśmy?
W naszych piwnych spacerach po Wilnie ominęliśmy (już nie ten wiek, żeby zaliczać więcej niż 2-3 knajpy dziennie):
- Alus Namai (A. Goštauto g. 8). Podobno jedna z lepszych knajp z lokalnymi piwami w Wilnie. Niestety nie dane nam było to potwierdzić. Po pierwsze trochę nie po drodze, po drugie to chyba zbyt mało kraftowy lokal jak na nasze potrzeby.
- Prohibicja (Arklių g. 6). Poczytaliśmy doskonałe recenzje i różne zachęcające głosy, wybieraliśmy się tam przez kilka dni, ba!, przechodziliśmy nawet sąsiednimi uliczkami i… nic. Jakby Matrix nie zdążył jeszcze urządzić okolicy i zawsze kierował nas innymi ścieżkami. Z tego co jednak czytaliśmy, to dobry kandydat na mocną 4, a może nawet 5 z minusem. Zresztą, nawet jak nie spodoba Wam się w Prohibicji to tuż obok macie…
- Etmonų Špunka (
- BeerHouse & Craft Kitchen (Vokiečių g. 24). Knajpa, która przewija się w różnych zestawieniach, ale intuicja podpowiada, że do naszego „the best of” raczej by nie trafiła. Z lektury dostępnego na stronie menu odnieśliśmy wrażnie, że nie chodzi tam o dobre piwo za rozsądną cenę, ale o niezły zarobek na piwno-kuchennych snobach. Kraftowych piw w menu nie widać, a chłodnik za 15 zł plasuje knajpę na trochę za wysokiej dla nas półce.
Nasza ulubiona litewska IPA
Tu trochę wahamy się w zdecydowanej ocenie. Szczególnie, że z bólem musimy przyznać, iż żadna litewska IPA nie rzuca na kolana. Są lepsze i gorsze, ale nie ma takiej, o której na koniec ciężkiego dnia można pomyśleć: „ah, jak dobrze byłoby teraz sięgnąć po…”. Skoro jednak mamy wybierać…
To pewnie byłoby to piwo Dubults z browaru Dundulis. Krytycy zarzucają mu zbyt wysoką karmelowość, która ma zapewne załagodzić wysoki poziom alkoholu (7,2%). My, choć praktycznie nie używamy cukru i na karmel w piwie jesteśmy wyczuleni, w ogóle nie mieliśmy takich odczuć. Bardzo głęboka goryczka (72 IBU), dobre wysycenie, aromatyczna mieszanka chmielów. Zdziwiły nas trochę słabe oceny Dubults na Ratebeer, ale, jak już pisaliśmy, wcale nie twierdzimy, że nasz gust jest uniwersalny.
Minusem (dla nas) jest oczywiście wysoka zawartość alkoholu. W naszym wieku dwa takie piwa mogą zakończyć wieczór, dlatego jeśli już nie widzieliśmy niczego nowego na kranach ani w butelkach, to naszą bezpieczną i sprawdzoną przystanią zawsze była Humulupu IPA z Dundulisa – pierwsza komercyjnie ważona na Litwie IPA. Wiecie jak to jest z pierwszymi, zawsze ma się dla nich specjalne miejsce. Tak samo jest u nas z Atakiem Chmielu z Pinty, choć już nie trzyma tak poziomu jak kiedyś i smak sporo zależy od warki, to zawsze jest jednak „TĄ IPĄ”.
Humulupu jest słabsza i woltażowo, i pod względem IBU od Dubultsa, szybciej się ją zapomina. Ale to dobra, „towarzyska” IPA, która daje wystarczająco dużo doznań smakowych, nie skłaniając przy tym do tyrad w stylu: „wyczuwam południowe nachylenie chmielowego zbocza i wysoką mineralność jęczmieniowej gleby…”.
Sorry, the comment form is closed at this time.
Damian
Mieszkam na Litwie od 2005 roku. Puby na Litwie już na początku tego wieku znacząco różniły się od tych w Polsce. Otóż w litewskich pubach bez problemu zawsze można było zjeść coś dobrego na śniadanie, obiad czy kolację w przeciwieństwie do paluszkowo-czipsowego menu w Polsce
osiemstop
W Polsce niestety nadal to rzadkość.
Agnieszka
Faktycznie, puby wyglądają obiecująco ale mnie najbardziej zachwyciła i zaimponowała wyjątkowa i dogłębna znajomość tematu prezentowana przez Autorów. Od razu widać, że to nie wiedza wyczytana z książek 🙂
osiemstop
Lata praktyki 😀
diana
Fajne miejscówki, puby bardzo klimatyczne, każdy wydaje się niszowy, co bardzo mi się podoba ;).
osiemstop
A to tylko wierzchołek góry lodowej:)
Czajka Travel
Jaki szeroki wybór piw, dzięki za propozycje. A byliście może na wakacjach w Gruzji i tam próbowaliście regionalnej kuchni?
osiemstop
Jeszcze nie, ale mamy na naszej liście:)