Haarlem, czyli Amsterdam bez ludzi

Rozcinacie sobie czasem świat jak warstwy w Photoshopie? Jedną warstwą mogą być budynki i ulice, drugą dźwięki, trzecią zapachy, czwartą ludzie. Krótki wyjazd do Haarlem z Amsterdamu był jak przecięcie holenderskiego miasta na takie właśnie warstwy. A Haarlem był jak Amsterdam bez jednej z nich. Której?

Podróżowanie to często gra między czasem a pieniędzmi. Często kupuje się nie tyle widoki, co czas, by je zobaczyć. To on staje się głównym kosztem. Można coś zobaczyć w kilka chwil jadąc taksówką, w kilkadziesiąt minut jadąc pociągiem, w godzinę jadąc autobusem, czy w dwie godziny jadąc rowerem. Można całe miasto zwiedzić w jeden dzień za 100 dolarów. Można w pięć dni za dolara. Nie licząc oczywiście wyżywienia i noclegów (chyba, że korzystamy z house sittingu, wtedy przynajmniej to drugie mamy za darmo).

Podróżowanie, czy może bardziej turystyczne wędrowanie, nierzadko przeradza się w mentalne rysowanie wykresów, gdzie jedną zmienną jest czas, a drugą finansowe możliwości. A kiedy mówimy o rodzinnym podróżowaniu, to finansowa zmienna kurczy się pod znacznie większym ciężarem. W naszym przypadku to ciężar, który noszą nie dwie a osiem stóp.

Haarlem

Haarlem

„Go to Harlem by train” – zasugerował nam pracownik informacji turystycznej przy amsterdamskim Dworcu Głównym. „Ale regionalna karta, którą chcemy kupić nie pokrywa podróży pociągiem, tylko autobusami” – zauważyliśmy. „No tak, ale pociągiem jest dwa albo nawet trzy razy szybciej, a zapłacicie tylko niecałe 5 EUR za osobę”. No tak, tylko, że 4,2 (bo tyle kosztuje dokładnie bilet)+4,2+dzieci, razy dwa, to już się robi lekką ręką 100 zł, żeby zaoszczędzić mniej więcej godzinę. 100 zł/h? Trochę za duża stawka jak na rodzinne podróżowanie.

Z pociągu więc zrezygnowaliśmy. Zdecydowaliśmy się za to na dokupienie Region Day Ticket za 10 EUR od osoby. To też sporo, ale planowaliśmy jednego dnia odwiedzić zarówno Zaanse Sachns, Zaandvort i Haarlem. Plan ambitny, z czego się nie robi, żeby porządnie zmęczyć dzieci i mieć wieczór tylko dla siebie (i butelki dobrego wina).

Zdecydowaliśmy się więc na wycieczkę do Haarlem autobusem nr 80 z dworca Elandsgracht, który jest kilka przystanków tramwajem nr 17 od „Centralnej”, czyli Centraal Station. Samego dworca zresztą nie mieliśmy okazji zobaczyć, bo w zamieszaniu wywołanym tłumem (to oksymoron, dwoje dorosłych i dwoje rozrabiających dzieci to zawsze jest tłum) wysiedliśmy przystanek wcześniej. Podróż autobusem z dziećmi jest o tyle przyjemniejsza, że dzieci w przypadku tego środka transportu są poza Amsterdamem traktowane „po przyjacielsku” (bilet to jedyne 1 EUR).

Haarlem

Haarlem nocą

Z tą „80” i Haarlemem to jest jednak trochę ściema. Pomyślelibyście, że gdzie jak gdzie, ale w Holandii to na pewno z transportem publicznym jest taka organizacja, że tylko pozazdrościć. Otóż „80” ma Haarlem, kolokwialnie rzecz ujmując, gdzieś. Bo tak naprawdę to autobus, który pozwala Amsterdaczykom dojechać na plażę w Zaandvort. No bo skoro Haarlem to taki trochę gorszy Amsterdam, to po co tam wysiadać?

Dlatego jadąc z Amsterdamu do Haarlem „80” trzeba uważać. Pewnie latem zdołacie się przykleić do grupy japońskich turystów i załapiecie, na którym przystanku wysiąść. Ale jeśli jedziecie poza sezonem, to lepiej przygotować sobie mapę, albo odpalić GPS na telefonie. Autobus przejeżdża co prawda całkiem blisko starego miasta, ale nie znając okolicy w żaden sposób tego nie spostrzeżecie. Jeśli chcecie zatrzymać się w Haarlem, to najlepiej wysiąść na przystanku Tempeliersstraat. Nie ma jednak żadnej zapowiedzi, że stąd właśnie jest najbliżej do centrum miasta. Okolica wygląda bardziej na bardzo odległe i wcale nie najlepsze przedmieścia.  Tymczasem stąd do głównych zabytków dojdziecie ledwie w kilka minut.

My do Haarlemu dotarliśmy jednak zupełnie z drugiej strony, łapiąc już po zmierzchu autobus nr 81 z Zaandvort. Tam też mieliśmy sporą zagwozdkę, bo okazało się, że autobusy w centrum miasta robią dziwne rundki w związku z tym nie tylko z tego samego przystanku odjeżdżają w dwie różne strony, ale też w promieniu wzroku są różne przystanki, między którymi autobus jedzie kilka minut. Haarlem zwiedzaliśmy już po zmroku zaczynając od głównego dworca autobusowo-kolejowego zlokalizowanego (podobnie jak w Amsterdamie) na północy miasta.

Haarlem późną porą, czyli co widać w oknach

Haarlem wieczorem wygląda dość surrealistycznie. Już okolice dworca i trasa spaceru w stronę centrum wyglądały dziwnie. Pustki, pustki i jeszcze raz pustki. Nawet w Warszawie, mieście którego mieszkańcy są uczuleni na życie nocne i chowają się po domach, wieczorami jest jakieś życie. Tu hulał wiatr wzbudzał fale na historycznych kanałach i obijał się o kilkusetletnie kamienice.

Jedyni ludzie, których spotkaliśmy, siedzieli w knajpach przy Grote Markt. Reszta miasta, mimo że wieczór był dość ciepły, była kompletnie wyludniona. Haarlemczycy siedzieli w domach, oglądali telewizję, jedli kolacje… Skąd wiemy? Słyszeliście kiedyś o holenderskim zwyczaju nie zasłaniania okien? Ponoć okna zasłaniają je tylko ci, którzy mają coś do ukrycia. I rzeczywiście, zarówno w Haarlemie, jak i w Amsterdamie wieczorami bez problemu można zajrzeć ludziom do domu. O ile w Amsterdamie jest to głównie okazja, do podziwiania wnętrz i Amsterdamczyków przy codziennym życiu, tak w Haarlemie (przynajmniej wieczorem) była to okazja, żeby w ogóle zobaczyć żywych Haarlemczyków.

Jeśli kiedyś wybuchnie epidemia przemieniająca ludzi w zombie, a wy akurat będziecie w Amsterdamie, to przypomnijcie sobie ten nasz tekst i szybko uciekajcie do Haarlemu. W Amsterdamie hordy zombie będą szalały po ulicach, a w Haarlemie będzie pustka. Wszystkie zostaną w domach, bo przecież dobrze wiadomo, że zombie nie potrafią otwierać drzwi. I jeszcze będzie można je oglądać przez niezasłonięte okna!

Chodziliśmy więc pustymi ulicami, chłonąc klimat pogrążającego się we śnie miasta, wyglądającego jak dekoracje do filmu („Amsterdam po zarazie”), zastanawiając się, jak bardzo różniłyby się nasze wrażenia z tego miejsca, gdybyśmy trafili tam w środku dnia. Doceniliśmy przy tym Grote Markt. W Amsterdamie na placu Dam był taki tłum, taki hałas i taki natłok dźwięków przez ogromne wesołe miasteczko, że od razu stamtąd uciekliśmy. W Haarlemie była cisza i pustka. Na tle ciemnego nieba i podświetlonych kamieniczek dominowała sylwetka Grote Kerk – Wielkiego Kościoła. Późną wieczorową porą była zamknięty, a szkoda. bo w środku stoją organy, na których grali kiedyś Mendelssohn, Händel oraz 10-letni Mozart.

Haarlem, czyli Amsterdam bez ludzi

Grote Kerk, Haarlem

Pusty Grote Markt był po Amsterdamie takim doświadczeniem jak plac Świętego Marka w Wenecji bez ludzi, jak plac Świętego Piotra bez żywej duszy. A zamiast donośnych organów z Wielkiego Kościoła albo gwaru turystów mieliśmy widowisko „światło i cisza” – światło lamp rzucane na bruk placu w absolutnym i niezmąconym spokoju. Jeśli więc zmęczycie się Amsterdamem, gorąco polecamy wam wycieczkę do Haarlemu. W piękny dzień w sezonie pewnie nie będziecie świadkami takiej ujmującej pustki, ale na pewno choć trochę odetchnięcie od tłumu i hałasu.

Informacje praktyczne

Region Day Ticket można kupić w komplecie z kartą I Amsterdam City Card, dopłacając 10 euro. Obowiązuje na wszystkie przejazdy przewoźnika GVB (autobusy, tramwaje, metro) przez 24 godziny od momentu aktywacji karty. Karta nie musi być aktywowana w tym samym czasie co City Card, jest ważna do końca roku. Jeśli z kolei chcielibyście zwiedzić okolice Amsterdamu, ale nie interesują Was amsterdamskie muzea i nie zamierzacie kupić City Card, za 13,50 euro możecie kupić 24-godzinny Amsterdam & Region Travel Ticket.

Na szczęście zdążyliśmy na autobus powrotny do Amsterdamu i nie musieliśmy nocować poza domem. Ale jeśli szukalibyście noclegu w Haarlemie polecamy wyszukiwarkę Hotelscombined.

Jeśli mieszkacie na południu Amsterdamu, to nie musicie się skazywać na autobus nr 80. My do miasta wróciliśmy autobusem nr 346, który jedzie na stację Amsterdam Zuid i dojeżdża tam znacznie szybciej niż „80” do Elandsgracht.

Skończyliśmy już blogować, więc wyłączyliśmy komentarze. Nasze posty mogą się teraz starzeć w ciszy i godności:)

  • 28/02/2018

    Fotki mają w sobie coś magicznego. O dziwo taki złoty kolor zawsze kojarzył mi się z Holandią, nie wiem czemu…

  • 01/04/2017

    Wow! Super fotki. Zawsze podobały mi się fotografie pokazujące miasta nocą. Czyli jednak miałem rację, że tutaj zostałem po przeczytaniu pierwszego wpisu 🙂
    No nic, dodaję do feedly!

Sorry, the comment form is closed at this time.