
Kalabria po sezonie przynosiła nam prawie same pozytywne niespodzianki. Pogoda w połowie października okazała się być idealna, plaże i najpiękniejsze zabytki były tylko dla nas, o miejsca parkingowe nie musieliśmy się martwić. No i ceny. Ile kosztował nas 10-dniowy wyjazd, czym się poruszaliśmy, gdzie nocowaliśmy? Oto rodzinny wyjazd do Kalabrii od strony praktycznej
O TYM PRZECZYTASZ W TYM WPISIE
Lot do Kalabrii (KRK-SUF lub WAW-SUF)
Do Kalabrii, a dokładniej do centralnie położonego lotniska Lamezia Terme (SUF) dostaniecie się z Polski na pokładzie Wizzaira albo Ryanaira Ten pierwszy obsługuje trasę Warszawa – Lamezia Terme, lot KRK-SUF odbędziecie Ryanairem, aczkolwiek to trasa sezonowa. Ryanair obsługuje ją od wczesnej wiosny do wczesnej jesieni. Bilety w regularnie pojawiających się promocjach można znaleźć nawet za mniej niż 100 zł w obie strony. My za 4-osobową rodzinę z jedną sztuką bagażu rejestrowanego oraz wybranymi miejscami zapłaciliśmy mniej niż 1000 zł, czyli poniżej 250 zł za osobę. Samolot z Warszawy leci 2,5 godziny.
Lecąc z Warszawy warto pamiętać, że choć nadal nie można przenosić wody przez bramki, to od 2017 roku na lotnisku działają kraniki z wodą do picia. By nie wydawać horrendalnych pieniędzy na butelkowaną wodę na lotnisku lub w samolocie (2 EUR za 0,5 l,) można po prostu przenieść przez bramki puste butelki. Za to na lotnisku w Lamezii spróbowaliśmy przenieść dwie półlitrowe butelki i… się udało. Usłyszeliśmy jedynie komentarz, że dwie wody na cztery osoby to właśnie tyle, ile można wnieść do samolotu (!)
Lotnisko Lamezia Terme to mały port regionalny, na tyle mały, że kiedy zapytaliśmy się oddając samochód, czy odloty są z tego samego miejsca co przyloty, to pracownik wypożyczalni odpowiedział nam tylko szczerym śmiechem. W sezonie na pewno jest tam tłoczno, ale w październiku port był praktycznie wymarły z racji obsługi 1-2 lotów na godzinę. Ale nawet przy takim niewielkim ruchu warunki przy „gatkach” są mało komfortowe. Jeden lot do Warszawy zajął miejsca siedzące przewidziane dla dwóch gatek. Dla sąsiadów lecących w tym samym czasie do Budapesztu zabrakło już miejsca i musieli się organizować w sąsiednich niby-salkach.
Wizzair po sezonie ma w rozkładzie dwa loty tygodniowo (czwartek/niedziela). Samoloty z Polski lądują wczesnym, a wylatują późnym wieczorem. Przez mały ruch i niewielką powierzchnię lotniska od dotknięcia pasa lotniska przez nasz samolot do wyjścia z terminala (łącznie z odbiorem bagażu) minęło ledwie 20 minut. Ryanair również lata we wtorki i czwartki, ale krakowianie najwyraźniej wolą wcześnie wstać i zarówno wylot z Krakowa, jak i powrót do tego pięknego miasta jest rano.
Transport publiczny na miejscu
O tym nie napiszemy zbyt wiele, bo jeździliśmy wynajętym na lotnisku samochodem. Z lotniska jeździ trochę autobusów do większych miast Kalabrii. Najlepszą opcją jest na pewno przesiadka do pociągu. Stacja kolejowa Lamezia Terme Centrale jest położona zaledwie 1,5 km w linii prostej od wyjścia z terminala. Nie polecamy jednak spaceru. Co prawda, google maps sugeruje możliwość dojścia na stację w pół godziny, ale oznaczałoby to spacer ekspresową trasą bez pobocza. Lepiej więc zdać się na autobus albo taksówkę. Fortuny nie wydacie, a nerwów oszczędzicie niemało.
Linia kolejowa przecina Kalabrię nad samym morzem (czasem dosłownie, bo z niejednej plaży zobaczycie estakady prawie nad samą wodą) i dojedziecie nią do większości nadmorskich kurortów morza Tyrreńskiego. Pociąg nie zabierze was za to do niezwykłych miasteczek położonych na zboczach i szczytach kalabryjskich gór. Nie mając własnego środka transportu, będziecie więc skazani na rzadko kursujące autobusy. Dlatego, o ile nie planujecie przeleżeć całego pobytu na plaży, najlepiej wynająć samochód.
Wynajem samochodu na lotnisku Lamezia Terme
Zdecydowanie polecamy ten sposób podróżowania po Kalabrii. Szczególnie poza sezonem, kiedy zarówno na drogach, jak i miejskich i plażowych parkingach jest pusto. Własnym samochodem dojedziecie wszędzie. Wpadnie wam w oko zdjęcie jakiegoś malowniczego miasteczka na szczycie góry? Bam! Po 1-2 godzinach już tam jesteście. Wodospady w parku narodowym? Kilka godzin później są wasze. Zachód słońca z punktu widokowego na krętej drodze? Czemu nie?! Popularna restauracja wyniesiona pod niebiosa (dosłownie i wirtualnie – na jakimś kulinarnym blogu), ale za to położona środku niczego? Czemu nie?! Jeśli tylko oczywiście znajdzie ją wasza nawigacja…
Szukacie samochodu do wynajęcia? Poszukajcie tutaj.
Wynajem samochodu na lotnisku w Lamezia Termea jest tani, a dodatkowo może być całkiem łatwy. My samochód mieliśmy praktycznie za darmo, bo wydaliśmy na niego punkty zebrane w programie Miles&More. Ale śledziliśmy też uważnie oferty w internecie. Mały samochód (ale wystarczający dla 4-osobowej rodziny bez wygórowanych potrzeb) można wynająć za mniej niż 10 EUR za dzień. Warto jednak pamiętać, że przy takich stawkach dostaniecie w pakiecie z samochodem ubezpieczenie z udziałem własnym. Czyli w razie uszkodzenia samochodu bądź jego kradzieży, będziecie musieli z własnej kieszeni wyciągąć kilka tysięcy złotych. A znając południowy styl jazdy i parkowania i widząc jak wyglądają kalabryjskie bryki, drobne otarcie może się przydarzyć.
Udział własny można znieść dokupując kolejne ubezpieczenie za co najmniej 10 EUR dziennie. W pełni ubezpieczony samochód będzie was kosztował więc 80-90 zł dziennie. Takie oferty bez szczególnego polowania na promocje znajdziecie chociażby na stronach Wizzaira (przy wykorzystaniu zniżki za rezerwację lotu tymi liniami). Używając innych wyszukiwarek zejdziecie jeszcze o kilka złotych dziennie, do wspomnianych przez nas 350-400 zł za 10 dni bez pełnego ubezpieczenia.
My chwilę biliśmy się z myślami, ale zdecydowaliśmy się zaryzykować. Wzięliśmy opcję bez pełnego ubezpieczenia i z perspektywy czasu wydaje nam się to rozsądnym podejściem. Przynajmniej poza sezonem. Wszędzie pusto, nie trzeba parkować na zderzak, w dodatku nocowaliśmy w górach z parkowaniem pod domem… Ale w sezonie raczej skłanialibyśmy się do dopłaty tych 400 zł za spokojną głowę.
Oczywiście i w sezonie, i poza nim, na drogach spotkacie włoskich kierowców. Trzeba przyznać, że aż tak ostrej jazdy się nie spodziewaliśmy. Południowy styl przebija nawet czasem arabskie radosne podejście do kierowania samochodem. Ograniczenia prędkości to nic nieznaczące numerki przy drogach, wyprzedzanie na podwójnej ciągłej czy na zakrętach to standard. Ale jazda na zderzaku po krętych serpertynach przy włączonych długich światłach i znacznie powyżej limitów, to było trochę za dużo nawet dla nas. A przecież mieszkaliśmy w Libii i zrobiliśmy tam ładnych kilkanaście tysięcy kilometrów za kółkiem. I choć na codzień jeździmy grzecznie i bezpiecznie, to mamy w sobie trochę śródziemnego kierowcy.
Wynajem na lotnisku na szczęście nie kryje w sobie żadnych ukrytych opłat, podatku lotniskowego, czy bramki przy wyjeździe. Co więcej, autostrada przecinająca Kalabrię, jak i wszystkie trasy ekspresowe są darmowe, więc w wyjazdowym budżecie można spokojnie pominąć opcję płatności za przejazdy. No chyba, że ktoś się wybiera promem na Sycylię, ale to już zupełnie inna bajka.
Budynek wypożyczalni znajduje się około 100 metrów od terminala, po drugiej stronie parkingu, lekko na prawo od głównego wejścia. Jest w nim niewiele miejsca i jesteśmy przekonani, że w sezonie potrafi być tam tłoczno i gorąco. Poza sezonem wynajem poszedł w miarę sprawnie i łącznie z odstaniem w kolejce zajął nam około 30 minut. Ale to dlatego, że szybko odebraliśmy bagaż i byliśmy drudzy w kolejności do okienka. Kiedy odchodziliśmy, kolejka za nami urosła o kolejnych kilka osób, więc dla tych ostatnich oznaczało to co najmniej godzinę oczekiwania na swój samochód.
Kalabria jest górzysta i trudna do jazdy, ale nie dajcie sobie wcisnąć „tylko za kilka euro dziennie” większego samochodu niż potrzebujecie. My wzięliśmy najmniejszy 5-drzwiowy samochód z oferty (vw polo 1,0) i spokojnie dawał sobie radę nawet na najbardziej stromych wzniesieniach. Co najwyżej męczyliśmy do oporu jego pierwszy i drugi bieg. Za to na pewno sporo oszczędziliśmy na benzynie i mieliśmy łatwiej z parkowaniem w miasteczkach.
Tankowanie we Włoszech
Ceny paliwa we Włoszech to niestety dość bolesna niespodzianka. Za litr benzyny w Kalabrii płaciliśmy prawie 50% więcej niż w w tym samym czasie w Polsce. Kiedy u nas litr bezołowiówki ledwie przebija 1 EUR, w Kalabrii trzeba się przygotować na wydatek 1,5 EUR. W dodatku warto poświęcić temu tematowi chwilę, bo pierwsze tankowanie może was sporo kosztować. Tak jak nas, więc uczcie się na naszych błędach.
We Włoszech są dwie opcje tankowania. Jedna to samoobsługa (fai da te), druga to tankowanie z obsługą (servito). Ta druga opcja oznacza, że to pracownik stacji wyjmie pistolet z dystrybutora i zatankuje nam samochód. Czasem jego rola się na tym skończy, a resztę będziemy musieli zrobić sami. Czasem zrobi za nas wszystko, tak że nawet nie wysiądziemy z samochodu. Cokolwiek się nie zadzieje, to sporo za to dopłacimy.
Możemy zapłacić więcej nawet bez obsługi, bo zazwyczaj część dystrybutorów jest oznaczana jako samodzielne, a część jest „serwisowa”. Ceny na nich są ustawione „na sztywno”. Jeśli więc staniemy przy tym niewłaściwym i sami zatankujemy, to i tak prawdopodobnie zapłacimy za usługę, którą sami sobie wyświadczyliśmy. A zapłacić możemy niemało. Na jednym z blogów ktoś żalił się, że skasowano go dodatkowe 10 eurocentów na litrze. My za pierwsze tankowanie i to w dodatku do pełna zapłaciliśmy dodatkowo 30 eurocentów za każdy z prawie 40 litrów zatankowanej benzyny. Wizyta na stacji kosztowała nas więc 10 EUR więcej, tylko dlatego, że ktoś dotknął za nas dystrybutora i wydał nam resztę przy samochodzie. Warto więc uważnie czytać oznaczenia na dystrybutorach i nie dać się wyprzedzić obsłudze przy nalewaniu paliwa.
Parkowanie w Kalabrii
Jak to w życiu bywa mamy dwie wiadomości dotyczące parkowania. Jedną dobrą, a drugą złą. Dobra jest taka, że po sezonie nie ma żadnego problemu z miejscami parkingowymi. Na przykład w Capo Vaticano, przy jednej z najpiękniejszych plaż Kalabrii, jest mały parking na 20-30 samochodów. Dotarliśmy tam w słoneczny i ciepły dzień w samo południe. Miejsce? Żadnego problemu i to w dodatku za darmo. Podejrzewamy, że w sezonie najbliższy skrawek przestrzeni do zaparkowania znaleźlibyśmy kilka kilometrów dalej. Podobnie w najpopularniejszych kurortach. Może w Tropei mielibyśmy trochę problemów, ale akurat tam dotarliśmy w czasie sztormu i miasto było praktycznie puste.
Złą wiadomością jest ta, że parkowanie jest zazwyczaj płatne. Część miast obniża opłatę po sezonie (niektóre od połowy września, inne od października, ale Tropea na przykład dopiero od połowy listopada), te najmniejsze całkowicie je znoszą. Parkowanie jest bezpłatne tylko w poniedziałki, a w inne dni tygodnia zazwyczaj w czasie sjesty, czyli między godz. 12-13 a godz. 16-17. Mniejsze miasta nie każą sobie płacić po godz. 20, większe po godz. 24, a największe w ogóle nie przejmują się godzinami zakładając, że i tak nikt w nich nie śpi.
Jeśli wjechaliśmy do strefy płatnego parkowania z wyraźnie oznaczonymi miejscami, to lepiej płacić. Kiedy parkowaliśmy w Diamante, małym miasteczku z może 200 miejscami parkingowymi przy promenadzie, to tylko w tym rejonie chodziło troje albo czworo kontrolerów i non-stop zaglądało za szyby. Z drugiej strony mamy wrażenie, że w wielu miejscach Włosi kombinują jak Polacy i nawet w strefach płatnego parkowania szukają miejsc nieoznaczonych, by nie płacić. Tak było w Tropei, gdzie byliśmy przekonani, że całe centrum jest objęte płatnym parkowaniem, a potem widzieliśmy samochody poupychane wszędzie gdzie się dało bez żadnych opłat ani identyfikatorów dla mieszkańców za szybami.
Zakładamy jednak, że dla świętego spokoju chcecie zapłacić za parkowanie. Ile taka przyjemność kosztuje? Zazwyczaj od 0,5 do 1,5 EUR za godzinę w zależności od miejscowości i pory roku. Jak widać, ceny są mniej więcej polskie. Negatywnie wyróżnia się Tropea z najdroższym płatnym parkowaniem (i to przez cały dzień) i z opłatami obniżonymi dopiero w listopadzie. Może dlatego wszyscy tak bardzo tam kombinowali.
Warto też dodać, że we wszystkich odwiedzonych przez nas miejscach parkometry były inteligentne, tzn. nie przyjmowały pieniędzy w poniedziałki, a jeśli wrzuciło się za dużo gotówki i opłata obejmowała już na przykład bezpłatne godziny sjesty, to zapłacony dodatkowo okres obejmował kolejne minuty po sjeście, albo nawet pierwsze minuty następnego poranka. Zresztą parkometry dostarcza tam ta sama firma, co do wielu polskich miast, więc płatności za parkowanie w Kalabrii to żadna czarna magia.
Noclegi w Kalabrii
Skoro zaparkowaliśmy już na noc samochód, to czas znaleźć jakieś przyjemne miejsce noclegowe również dla siebie. Jeśli szukacie noclegu w hotelu, to polecamy wyszukiwarki Hotelscombined i Booking.com (głównie dlatego, że z waszych rezerwacji wpada nam po kilka centów).
Jeśli chodzi o hotele, kempingi i tym podobne atrakcje, to sądzilismy, że nie będzie większego problemu ze złapaniem dobrych okazji po sezonie. Ale się myliliśmy. Kalabria to żaden hotelowy raj. To raczej niedrogie miejce, gdzie Włosi mają drugi (często rodzinny) dom albo wakacyjne mieszkanie. I dlatego poza sezonem Kalabria się wyludnia. Jeśli przed oczami macie tanią riwierę wypełnioną niemieckimi i brytyjskimi wycieczkami emerytów, to nie jest ten przypadek. Tych kilka samolotów dziennie rozwiewa się po całym regionie i nie zaburza posezonowej pustki. Po zmroku hotele i restauracje zieją pustką i ciemnymi oknami.
Hotel pojawiał się w naszych rozważaniach, ale mimo wielu godzin spędzonych na przeszukiwaniu internetu z trudem udawało nam się zejść poniżej 100 pln za dobę za pokój/pokoje dla czterech osób. Raz czy dwa razy udało nam się nawet wypatrzeć w tej cenie dwie sypialnie z aneksem kuchennym, ale budynek wyglądał tak źle, że od razu rezygnowaliśmy.
Airbnb Kalabria
Hotel i tak był planem B. Od początku planowaliśmy, że tym razem znajdziemy coś przez airbnb. Limit, który sobie założyliśmy wynosił 150 zł za noc, ale przy uwzględnieniu pełnych kosztów, a więc też i sprzątania, i czegokolwiek jeszcze sobie właściciel nie wymyślił. Ponieważ nie docenialiśmy spokoju i pustek w Kalabrii w październiku, szukaliśmy czegoś raczej na uboczu, najlepiej w górach z widokiem.
Nasz wybór padł w końcu na dom w Piscopie obok Lago przy Amantei. Wszyscy mylili naszą wieś z Piscopio niedaleko Tropei, co było dość zrozumiałe. W naszej osadzie było z siedem domów, z czego tylko połowa była zamieszkana, a większość mieszkańców zapewne pamiętała ostatnią wojnę. W Piscopio pewnie poza sezonem średnia wieku odpowiada tej, która się właśnie wysypała z samolotu wizzaira czy ryanaira. Nadal też nie potrafimy uwierzyć, jak w środku nocy udało nam się trafić do wsi na wzgórzu w środku Kalabrii. Aczkolwiek musimy przyznać, że kiedyś o godz. 3 nad ranem trafiliśmy do niby chatki położonej w środku Dominikany po kilkunastu godzinach w samolocie i wielu godzinach jazdy przez całą wyspę, więc może po prostu jesteśmy nieźli w te klocki. I nigdy nie zapomnimy widoku samotnego konia stojącego w świetle księżyca pośrodku „autostrady na Płw. Semana”, gdzieś mniej więcej tutaj.
Jeśli szukacie ciszy i spokoju, to w październiku poza Tropeą znajdziecie go wszędzie. Nawet jeśli jedziecie tam dla ciszy i samotności, to możecie spokojnie brać coś nawet w centrum wakacyjnego resortu. W dodatku oszczędzi wam to wydatków na stacji benzynowej i zawsze będziecie mogli w restauracji zamówić sporą karafkę wina za te kilka euro do kolacji. Jak na przykład stare miasto w Amantei. Jest i widok na morze, trochę knajp, można dojść spacerkiem na plaże. A po sezonie jest zero problemów z parkowaniem. Win-win, jak to zwykle mawiają na taką sytuację.
Prawie, bo my co prawda codziennie późnym wieczorem wracając do Piscopie po całym dniu zwiedzania pluliśmy sobie w brodę, że zdecydowaliśmy się na taką dziurę-zabitą-dechami (dosłownie, kilka porzuconych ruder zabezpieczono właśnie w ten sposób). A potem każdego ranka gratulowaliśmy sobie w duchu tego wyboru zrywając miętę, bazylię i świeże pomidorki prosto z krzaka, jedząc śniadanie w ogrodzie i ciesząc oczy zielenią gór i błękitem nieba. Udało nam się nawet – mimo jesiennego chłodu – posiedzieć przy winie do późnej nocy na tarasie – tak rozgwieżdżonego nieba nie widzieliśmy już dawno. Sami więc musicie rozważyć plusy i minusy obu miejscówek.
Ile więc was wyniesie rodzinny nocleg w Kalabrii? Jeśli nie macie niesamowitych oczekiwań, szukacie fajnego miejsca z pościelą, ręcznikami i ciepłą wodą, dobrze wyposażoną kuchnią i co najmniej dwoma łóżkami, żeby was wszystkich pomieścić, to powinniście się zamknąć w 100 zł za dobę. A jeśli korzystacie z airbnb po raz pierwszy i zarejestrujecie się przez tego linka, to dodatkowo wpadnie wam od was zniżka! Jakby powiedziała Kalina, airbnb w Kalabrii rządzi!
Restauracje w Kalabrii
To chyba była najmilsza niespodzianka tego pobytu. O ile w mniejszych i zagubionych górskich miasteczkach spodziewaliśmy się rozsądnej wysokości rachunków, tak obawialiśmy się popularniejszych kurortów, szczególnie lokali „z widokiem”. Tymczasem poza Tropeą, gdzie ceny były wyraźnie wyższe niż w innych miejscowościach, wszędzie indziej płaciliśmy nie więcej niż w Warszawie. Nawet w górskiej Grisolii, w Pietra di Oro – restauracji polecanej m.in. przez autorkę bloga Primo Cappuccino, z którego to lokalu rozciąga się jeden z piękniejszych widoków w Kalabrii, ceny pizzy zaczynają się od 4 EUR, a litrowa karafka wina to wydatek… 6 EUR! Szkoda tylko, że byliśmy tam samochodem oraz że spóźniliśmy się na zachód słońca i w trakcie posiłku mogliśmy podziwiać co najwyżej nocną panoramę Riviery dei Cedri.
Ile więc zapłacimy za obiad w restauracji? 4-osobowa rodzina może się najeść już za 20 EUR. Dwa razy więcej wydamy za naprawdę suty posiłek z deserem i alkoholem w restauracji ze średniej półki. Oto ceny, które znaleźliśmy w odwiedzonych przez nas restauracjach:
- Pizza: 3,5-8 EUR (w Tropei 5-10),
- Ryba (w tym lokalna specjalność, czyli miecznik): 8-14 EUR,
- Spaghetti al pomodoro: 3-5 EUR,
- Piwo (małe): 2-2,5 EUR,
- Piwo (duże): 4 EUR,
- Wino (1l): 6 EUR,
- Woda (1l): 1-2 EUR.
Podobnie mile dla portfela kończą się wizyty w kawiarniach. Zwyczajowa cena za espresso/americano to 1 EUR, trudno jest znaleźć lokal i wymyślną kawę, której cena przekroczy 2,5 EUR. Do tego deser w cenie 2,5-5 EUR. W historycznej Gran Caffe Renzelli, kawiarni z ponad 200-letnią historią na starym mieście w Cosenzie, zostawiliśmy całe 8 EUR za dwie kawy i trzy ciastka. W Warszawie przy takim zamówieniu zapłacilibyśmy może nie sporo, ale na pewno trochę więcej.
Jedyny problem z restauracjami po sezonie jest taki, że wcale nie tak łatwo znaleźć otwarty lokal. W turystycznych miejscowościach w październiku większość zamknęła się na amen z końcem sezonu. Te otwarte trzymały się sztywno godzin sjesty i wpuszczały gości do godz. 12-13, a potem dopiero od godz. 17-18, ale kuchnia nierzadko ruszała dopiero o godz. 20, o czym boleśnie przekonaliśmy się jadąc na lotnisko. Otwartą o godz. 18 restaurację znaleźliśmy dopiero w ostatnim miasteczku przed lotniskiem, był to tani fastood (z daniami za 3-4 EUR), gdzie jedynymi gośćmi byli Polacy, którzy wracali tym samym co my samolotem.
Ceny w sklepach w Kalabrii
I kolejne miłe zaskoczenie. O ile można się było spodziewać, że włoskie przysmaki – sery, wędliny, oliwki i różne „smarowidła” do pieczywa będą wyraźnie tańsze na miejscu niż w Polsce, tak okazało się, że i inne produkty można dostać w zbliżonych do Polski cenach.
W odrębnej lidze gra kalabryjskie wino. Najniższa półka to butelki poniżej 1 EUR. Dobre wino, w tym lokalne, znajdziemy już za 2-3 EUR. Takie za 6 EUR i więcej znajdziemy w sklepach z lokalnymi i starannie dobranymi produktami. My zazwyczaj kończyliśmy z butelką za 1,5-2,5 EUR i nie żałowaliśmy. W Polsce podobnej klasy trunek kosztowałby nas kilka razy więcej.
Plażowanie w Kalabrii po sezonie
Jeśli chcecie mieć plażę tylko dla siebie, morze nadal cieplejsze niż Bałtyk i słońce, które was wygrzeje, ale nie spali, to Kalabria w październiku jest idealnym wyborem. Ma to oczywiście dużo oczywistych plusów, ale ma też dwa spore minusy. Pierwszy, to czystość. Po sezonie o plaże w Kalabrii nikt nie dba. W wielu miejscach znalezienie kawałka przestrzeni bez śmieci potrafi być sporym wyzwaniem. Drugi minus to kwestia komfortu i poczucia bezpieczeństwa. My poczuliśmy się niepewnie raz, kiedy na zupełnie pustej plaży, w zupełnie pustym miasteczku, lokalni młodzieńcy szalejący po deptaku dwoma samochodami postanowili zaparkować dokładnie obok nas. Po kilku minutach wyraźnych obserwacji uznaliśmy, że mamy jeszcze kilka miejsc do zwiedzenia tego dnia i na plaży pobawimy się kiedy indziej.
W internecie znajdziecie wiele rankingów najlepszych kalabryjskich plaż. My do tej pory zawsze podkreślaliśmy, że jesteśmy mało plażowi, ale w Kalabrii nam przeszło. Po pierwsze, okazało się, że dzieciaki w tym wieku (5 i 8) mogą się bawić ze sobą bez marudzenia na tyle długo, że przynajmniej jedno z nas w tym czasie przeczyta dłuższy rozdział książki, zdrzemnie się, albo po prostu poopala się i odsapnie po dłuższym zwiedzaniu pokręconych górskich starówek. Po drugie, okazało się, że można dostać piękny widok, ciepłą pogodę i brak tłumów w jednym. W sumie te plaże nie są takie złe.
Najlepsze wrażenie zrobiła na nas plaża w Capo Vaticano – piaszczysta, w widowiskowej i spokojnej zatoczce, z dość spokojnym zejściem do wody, może trochę za szybko przechodzącym w około metr głębokości, ale i tak zdatnej do samotnej zabawy dla dzieciaków od 5 lat w górę pod czujnym okiem jednego rodzica. To była też jedyna plaża, na której spotkaliśmy turystów, ale trudno powiedzieć, by udało im się stworzyć tłum. Ale nie mamy złudzeń. W sezonie na pewno jest tam bardzo tłoczno, a wolne miejsca parkingowe znajdziecie w sąsiedniej miejscowości.
Super opinie zbiera też Tropea, ale w czasie naszej wizyty trwał akurat sztorm i nie przetestowaliśmy plaży na własnej (nomen omen) skórze. Widoki faktycznie są super, ale warto pamiętać, że plaża leży na wprost turystycznej starówki. O ile nie tam nie mieszkacie, to nastawcie się na problemy z parkowaniem i spory wydatek (1,5 EUR za godzinę), jak już znajdziecie jakieś miejsce. W dodatku kąpiele i wylegiwanie przy ruchliwej ulicy i zwieszających się budynkach dla nas byłoby średnią rozrywką. No, ale jak już pisaliśmy, nasze relacje z plażami można opisać co najmniej jako „to skomplikowane”.
Nie polecamy innej plaży, która często okupuje czołowe miejsca w rankingach, czyli Capo Rizutto. To właśnie tam miejscowa młodzież skutecznie odebrała nam przyjemność z plażowania. W dodatku miasteczko, które otacza plażę, jest jednym z najbrzydszych kurortów, jakie widzieliśmy w Kalabrii. A do tego wszędzie stamtąd daleko (poza La Castellą, ale to już inny, niż plażowanie, temat).
Dobrze się będą nam za to kojarzyć plaże Riviery dei Cedri, zachodniego wybrzeża Kalabrii ciągnącego się od Amantei (niedaleko której mieszkaliśmy) aż do Tortory na północy. Może są mocno kamieniste, ale przy tym łatwo się do nich dostać zarówno samochodem jak i pociągiem, mają bardziej i mniej dzikie fragmenty i pewnie nawet w sezonie można w nich znaleźć zarówno tłoczne i żywe rejony z restauracją czy barem za rogiem, plażowymi siatkarkami/siatkarzami, skuterami wodnymi i jakimiś innymi szaleńcami jak i urokliwe pustkowia. W dodatku nowoczesne nadmorskie miasteczka mają zazwyczaj starówki na okolicznych wzgórzach i po dniu na plaży wystarczy kilkanaście minut w samochodzie, by znaleźć się w zupełnie innym świecie i z niego obejrzeć jak światło zachodzącego słońca zalewa Kalabrię i rozpala góry. W oddali będziecie mieli dramatyczny szczyt Stromboli, a na zwieszających się za wami górach zobaczycie kamienne historyczne miasta. Nam wystarczało do szczęścia.
Kalabryjskie zabytki po sezonie
Są, nadal stoją, ale często nie tak łatwo się do nich dostać. Wiele z wiekowych kościołów i sanktuariów przywitało nas głucho zamkniętymi drzwiami oraz brakiem żywej duszy, które te drzwi mogłaby otworzyć. Nie dane nam było obejrzeć nagrobka Izabeli Aragońskiej (tej francuskiej z XII wieku) w katedrze w Cosenzie, wiele ze średniowiecznych kościołów w małych miasteczkach ocenialiśmy po zewnętrznych murach. Sanktuarium w Papasidero? Zamknięte, ale dzięki temu zeszliśmy nad rzekę i spędziliśmy wiele minut doskonaląc umiejętność puszczania kaczek na wodzie. Inne miejsca przez zupełną pustkę zachęcały, żeby łamać reguły i omijać szerokim łukiem znaki z zakazem wejścia (jak w przypadku opuszczonego miasta Avena) oraz wdrapać się na ruiny obok ogrodzenia (ruiny Cirelli). „Every obstacle is an opportunity” – jak mawia pewna znana nam osoba.
Płatne atrakcje, takie jak na przykład normańskie, szwabskie, czy aragońskie zamki/kościoły/sanktuaria/muzea nie zrujnują waszych portfeli. Wstęp to zazwyczaj koszt 2-4 EUR, za dorosłego, 1-3 EUR za ucznia, a dzieci do 6-7 lat wchodzą za darmo. W niektórych miejscach przy okazji zrobicie dobry uczynek wybudzając obsługę z letargu. Specjalnie dla was włączą się światła w pokojach wystawowych, dostaniecie prywatną wycieczkę i długą i wyczerpująca opowieść. Jak my w Papasidero na stanowisku archeologicznym, z cmentarzem, na którym chowano ludzi przez co najmniej 5 000 lat (!) od 16 000 r. p.n.e do 11 000 r p.n.e (Grotta del Romito).
Rodzinny wyjazd do Kalabrii – ile to kosztuje
Czas więc na podsumowanie. Ile zapłaciliśmy za 10-dniowy, samodzielnie zorganizowany wyjazd do Kalabrii dla 4-osobowej rodziny? To wyjazd posezonowy, rodzinny i trochę dla zgredów, więc zrezygnowaliśmy w jego czasie z takich atrakcji takie jak nurkowanie, loty na paralotni, rejsy wycieczkowe, rafting na rzece Lao, czy wizyty w aquaparkach i innych rozrywkowych miejscach. Zresztą i tak wiele z nich przestało być dostępnych z końcem wakacji. Nasz rachunek wyglądał tak:
- Lot – 1000 zł,
- Noclegi – 1000 zł,
- Samochód – 400 zł,
- Paliwo – 500 zł (150-200 km dziennie),
- Jedzenie (zakupy i restauracje) – 1200 zł,
- Atrakcje – 200 zł,
Razem – 4300 zł, czyli 430 zł dziennie.
Da się to zrobić oczywiście taniej, przede wszystkim polując na naprawdę wyjątkowe lotnicze promocje. Pewnie można też oszczędzić na jedzeniu. Ceny supermarketowe są niewiele wyższe od polskich, więc zakupy nie będą drogie. Ale ceny w knajpach też są polskie, albo nawet niższe. Więc, gdzie zrobić sobie wakacje od gotowania, jak nie właśnie w Kalabrii? Jeśli lubicie aktywny wypoczynek, to Kalabria daje trochę okazji na odrobinę szaleństwa (chociażby wspomniany rafting na rzece Lao). Ale wtedy wybierzcie się tam w sezonie. A to cenowo już na pewno zupełnie inna bajka.
Sorry, the comment form is closed at this time.
Karolina
Witam . Mam pytanie czy jest możliwość wypożyczenia samochodu bez karty kredytowej wybieramy się z mężem w tym tygodniu i właśnie chcieliśmy zarezerwować samochód okazuje się że nie ma takiej opcji ☹️
osiemstop
Cześć,
Niestety nie wiemy, ale podejrzewamy, że się nie da:( Jeśli potrzebują tylko numer karty, to może założyć szybko Revoluta, przelać tylko tyle, ile trzeba i zarezerwować? Dodatkowy plus jest taki, że w Revolucie można wygenerować jednorazowy numer wirtualnej karty, więc nie ma ryzyka, że potem będą próbowali coś ściągnąć dodatkowo (jak nam, ale na szczęście mieliśmy zblokowane transakcje). Nie wiemy czy to zadziała, bo zawsze może się okazać, że na miejscu taką kartę trzeba będzie okazać, co przy wirtualnej zdecydowanie będzie problemem. Ale jeśli to rozwiązanie ma szansę przejść, to polecamy. Revolut nam się dobrze sprawdza!
enter2510
Ekstra opis. W podobnym klimacie jaki lubię.
osiemstop
Dzięki!
Julia
Lecimy z dziećmi w połowie maja i chciałabym się dowiedzieć więcej o kwestie bezpieczeństwa? Jak wyglada sprawa z afrykańskimi imigrantami?
osiemstop
W żadnym momencie naszego pobytu nie czuliśmy się zagrożeni.
Przemysław
W tym roku podróżowaliśmy po Kampanii i prawdę mówiąc, nie zdecydowalibyśmy się za nic w świecie na to, by wypożyczyć samochód. Nie znaleźliśmy ani jednego chyba auta w całym Neapolu i okolicach, który nie miał by rys, wgnieceń, nowego zderzaka i innych przygód. Zarówno Neapol, jak i Rzym do którego trafiliśmy po Kampanii to miasta, gdzie jeździ się właśnie tak jak to opisujecie, a do tego po wąskich uliczkach, ciasnymi przesmykami i nikt nie martwi się o to, czy ma jeszcze miejsce czy nie.
osiemstop
Poza sezonem było na tyle pusto, że byliśmy niczym królowie szos:) Udało nam się oddać samochód w takim samym stanie jak wypożyczyliśmy:) Mimo wszystko polecamy!
wakdek
Ok. dzięki
Waldek
Witaj
Dzięki za przydatne informacje. Wybieramy się do Tropei w listopadzie i mam problem z oddaniem auta na lotnisku w Lamezia Terme ponieważ muszę zwrócić auto 6-7 rano z powodu porannego lotu, a wypożyczalnia jest czynna od 8.00. Pytam bo może miałaś podobny problem będąc tam. Z góry dziękuję z informację. Pozdrawiam
osiemstop
Niestety, nie pomożemy, bo wracaliśmy wieczorem, kiedy wypożyczalnia była jeszcze otwarta. Z tego co się orientujemy to zazwyczaj jest jakaś dopłata za wypożyczenie/zwrot samochodu poza godzinami otwarcia, ale to południowe Włochy, więc kto wie jak oni sobie to wymyślili…
Katarzyna
Bardzo dziękuję za najlepszy, jaki czytałam, wpis o Kalabrii poza sezonem. Wczoraj wyhaczyłąm supertani lot w połowie października i zastanawiałam się, gdyż miałam wątpliwości związane z pogodą… My również nie jesteśmy zwolennikami plażingu, ale jednak dwa dni wypadałoby przeznaczyć na kąpiel. Wasz wpis bardzo mi pomógł, bookuję bilety. Powiedzcie proszę tylko, ile mniej więcej było stopni. Pozdrawiam.
osiemstop
Dzięki, bardzo nam miło:) Przez prawie cały nasz pobyt było ciepło, ok. 25, może nawet więcej, bardzo słonecznie, pod koniec dopiero się ochłodziło, mieliśmy jeden dzień deszczowy a potem tak z 18-20 i wiatr.
Karolina
Dziękuję za ten wpis. Wybieramy sie do Kalabrii i Basilikaty w drugiej połowie września. Lecimy do Rzymu (niestety z Kopenhagi, bo mieszkamy na południu Szwecji, to najtańsza opcja) i planujemy pojechać po prostu na doł z Rzymu (to raptem kilka h autotsrada).
Dużo daliscie wskazówek i porad!
Już się nie mogę doczekać na te wakacje! (zreszta jak na każde, mimo, ze mamy na koncie już wiekszość regionów włoskich :))
osiemstop
Cieszę się, że mogliśmy się przydać:) Udanych wakacji!
Dorota - kocham wyjazdy
świetny poradnik 🙂 taka piguła z wszystkimi niezbędnymi informacjami 🙂
osiemstop
Cieszymy się, że Ci się podobało:)
Ania | PrimoCappuccino
Świetny kompleksowy poradnik 🙂
No i do Grisolii dotarliście, super!
osiemstop
Wiesz, przeczytaliśmy na takim jednym blogu..;)
Magda
Piękna Kalabria, jak piękne całe Włochy 🙂 Kalabria czeka jeszcze na nasze odkrycie – oby nie za długo bo jest piękna. Wtedy sięgnę po Wasze wskazówki. My w maju zachwycaliśmy się Apulią. Zaryzykowaliśmy a w sumie świadomie wybraliśmy transport publiczny z dzieciakami. Było całkiem sprawnie i ciekawie 😉 Pozdrawiamy serdecznie.
osiemstop
W Kalabrii jednak polecamy samochód, będziemy jeszcze pisać o tych wszystkich miejscach, które odkryliśmy, a do których transportem publicznym niełatwo się dostać. Choć transportem publicznym też w parę przepięknych miejsc da się dotrzeć:) Pozdrawiamy!
Magda
Witam. Bardzo fajnie przydatnie opisane ?. My w tym roku wybieramy sie do Tropei. I chcemy wynająć auto. Czy macie jakąś sprawdzoną wypozyczalnie? Moglibyście cos polecic? Pozdrawiam
osiemstop
Cześć,
Nie mamy żadnych ulubionych wypożyczalni. W Kalabrii akurat samochód wzięliśmy za mile z Miles&More, miało być Alamo, a była, jako podwykonawca, wypożyczalnia o nazwie Locauto. Samo wypożyczenie poszło w miarę sprawnie, ale kilka miesięcy po powrocie przyszedł sms o nieudanej płatności kartą. Okazało się, że ta wypożyczalnia ma w cenniku kilkadziesiąt euro za „czynności dodatkowe” i, jak pokazują wygooglane opinie, bardzo lubi tę pozycję wykorzystywać. Teoretycznie może dostaliśmy jakiś mandat, ale nikt nie próbował się z nami w tej sprawie skontaktować, ani nic ustalać. Na szczęście mieliśmy zablokowane transakcje korespondencyjne, a w tym trybie starali nam się obciżyć kartę. Locauto więc nie polecamy szczególnie gorąco. Zazwyczaj korzystamy z kilku wyszukiwarek, porównujemy oferty i bierzemy najtańszy samochód z jakimś podstawowym ubezpieczeniem. Kiedyś korzystaliśmy z holidaycars.com, sprawdzamy też tanieauta.be i jeszcze ze 2-3 z góry google’a. Całkiem dobre stawki ma też wizzair już po zniżkach za kupienie u nich lotu. Podsumowując, magikami w tej kwesti niestety nie jesteśmy:)
Marcin
A co z kwestią fotelików dla dzieci? Dzieci w wieku 5 i 8 więc raczej powinny jeździć w A więc jaki koszt dodatkowy?
osiemstop
Wszystko zależy od wypożyczalni – zwykle jest to dodatkowe od kilku do kilkunastu euro za dobę, nie pamiętam w tym momencie ile dokładnie płaciliśmy w Kalabrii (chybapłaciliśmy za wynajem milami, więc jakoś porozbijana była ta płatność), a dla Maćka wzięliśmy w bagaż poddupnik. Ostatnio czytałam o nakładce na pasy, bodajże Smart Kids Belt to się nazywa – opinie sa oczywiście bardzo podzielone, bo wszystko co dotyczy kwestii przewożenia dzieci i nie jest fotelikiem budzi kontrowersje, jednak ma atesty, homologację i akceptację PIMOT, więc niewykluczone, że na kolejny wyjazd zdecydujemy się na taki wynalazek, zwłaszcza że na pewno lepsze to rozwiązanie niż chociażby ten nieszczęsny poddupnik.
Oliwia Papatanasis
O tak!