
Było ich trzech, w każdym z nich inna krew, ale jeden przyświecał im cel. Zaraz, zaraz. A skąd wiemy, że jeden? A jeśli jeden to jaki? Nauka? Majątek? Wolna politycznie i gospodarczo Polska? A może miłość? Co tak naprawdę połączyło Ignacego Łukasiewicza, Tytusa Trzecieskiego i Karola Klobassę-Zrenckiego w Bóbrce – kolebce nie tylko polskiego, ale światowego przemysłu naftowego?
Był taki czas, kiedy mieszkaliśmy w drodze. Z przyczepą kempingową przemierzaliśmy USA. Samochód kupiliśmy od Stanley’a „mów mi Stasiek”, przyczepę od Freda „moja babcia urodziła się w Czechosłowacji”, ale w Frydku, więc bardziej nawet w Czechopolsce…
Polska nie opuszczała nas ani na krok. I naprawdę „amerykańsko” poczuliśmy się dopiero w Teksasie, kiedy nagle w prerii zaczęliśmy dostrzegać szyby naftowe, a nowo poznawani przyjaciele raczyli nas opowieściami o farmerach, którzy co miesiąc jadą znudzeni na pocztę odebrać kolejny czek na 800 tys. dolarów (true story!).
O TYM PRZECZYTASZ W TYM WPISIE
Nie pij whisky, bo przyjdzie do ciebie Geofizyka
To była prawdziwa Ameryka! Nagłe bogactwo tryskające spod ziemi. Gorączka czarnego złota. Historia tak daleka od wschodnioeuropejskiej nudy przetykanej jedynie powstaniami, głodem, wojnami światowymi. Aż w końcu trafiliśmy do miejsca mistycznego jak „Kac, Las Vegas”. Pewnej nocy po środku Nowego Meksyku zajechaliśmy na pusty parking miedzy skałami. Przy nim ktoś rozpalił ognisko. Okazało się, że to stary hippis popijający tanią whisky z opowieściami o czasach ludzi-kwiatów, wolnej miłości, Indian, ucieczek przed strażnikami z parków narodowych. Z czego żyjesz – zapytaliśmy (ach ten nasz wrodzony racjonalizm). Odpowiedział: koledzy mi dowożą jedzenie i whisky (było co dowozić po tym wieczorze).
Rano pojawił się kolega z zapasami. Kiedy wspomnieliśmy, że mamy za sobą doświadczenia na naftowym kontrakcie i jesteśmy z Polski wyraźnie się ożywił. „Polska? Byłem! W Toruniu, w Geofizyce! Ale nie tylko! Współpracowaliśmy z Glinikiem, Jasłem! Naftową kolebką!”. Ledwie kilka godzin wcześniej, gdy nad Nowym Meksykiem wschodziło słońce, rozmawialiśmy o tym, dlaczego powstanie w getcie nie dostało silnego wsparcia od Armii Krajowej a tu znowu ta Polska. Tym razem to była twoja wina, panie Łukasiewicz!
Nafta tryska z ziemi i co z tym zrobisz, panie Łukasiewicz?!
O Ignacym Łukasiewiczu każdy coś w życiu słyszał. Głównie to, że wynalazł lampę naftową, a jeśli dane Wam było odwiedzić Lwów, to może kojarzycie go też jako farmaceutę. Podobnie jak w Teksasie i Nowym Meksyku, gdzie Polska nas nie chciała puścić, tak we Lwowie Łukasiewicz robił wszystko, by o sobie przypomnieć. Na ulicę Kopernika wcale nie poszliśmy z jego powodu. Chcieliśmy zobaczyć pozostałości po bogatej i popularnej przed wojną lwowskiej galerii handlowej – pasażu Mikolasza. Był to jeden z nielicznych zabytków dawnego Lwowa, który padł pod bombami w czasie II wojny światowej. Poszliśmy znaleźć jego resztki ukryte w podwórku lwowskiej zabudowy.
Dopiero zgłębiając historię Mikolasza, dowiedzieliśmy się, że był on farmaceutą, właścicielem znanej apteki przy wejściu do pasażu. W lokalu nazwanym „Pod Złotą Gwiazdą” zatrudnił między innymi Ignacego Łukasiewicza i Jana Zeha, którzy zajmowali się poszukiwaniem sposobu na destylację ropy naftowej. Mądrość ludowa od wieków stosowała czarną maź do leczenie schorzeń zarówno u zwierząt, jak i ludzi. Mikolasz chciał wykorzystać tę wiedzę skomercjalizować. Szybko jednak stracił zapał do finansowania badań Łukasiewicza i Zeha. Może już wtedy ten pierwszy widział, że jej potencjał tkwił bardziej w energii, a nie medycynie. Mikolasz pozostał za to wierny jednej z najstarszych ludzkich działalności – handlowi, i tak pasaż służył jego rodzinie jako dobre źródło zarobku przez kilka dekad.
Kiedy w 2018 roku odwiedziliśmy Lwów, w aptece przy Kopernika 7 trwały prace remontowe. Mówiło się, że nowy właściciel ma zamiar zachować przynajmniej część historycznego wyposażenia. W głosie naszych lwowskich przewodników słychać było nadzieję, ale i powątpiewanie. Tymczasem podobno tak się stało. W lokalu po aptece działa teraz kawiarnia, są historyczne meble, na ścianach znalazły się nawet odwołania do historii tego lokalu, a w nich nie zabrakło miejsca dla Łukasiewicza.
Ten po przygodzie u Mikolasza się nie poddał. W 1853 roku nie tylko doprowadził do destylacji ropy, na co uzyskał stosowny patent, ale też skonstruował lampę naftową, która pomogła przeprowadzić pierwszą na świecie operację przy sztucznym świetle. Łukasiewicz wiedząc, że ropa to rewolucja postanowił zająć się jej wydobyciem. I dobrze wiedział, gdzie jej szukać – w okolicach rodzinnych Gorlic na rzeką Ropą. Wrócił do nich w 1854 roku. I wydarzyły się wtedy dwie historyczne rzeczy: w Gorlicach – podkarpackim miasteczku zapłonęła pierwsza na świecie uliczna lampa naftowa a w nieodległej Bóbrce powstała pierwsza na świecie kopalnia ropy naftowej.
Było ich trzech…
To jak się zakłada kopalnię ropy naftowej? Nawet teraz byłoby to trudne, skoro Unia i kolejne banki wycofują się z finansowania wydobycia kopalin. A jak wyglądało poszukiwanie nafty w połowie XIX wieku? Pomagała mądrość ludowa i wiedza, gdzie w lasach tryska spod ziemi czarna maź. Ale poza tym trzeba było kopać, wiercić i mieć dużo wiary i wytrwałości.
Kopalnia w Bóbrce miała trzech ojców: Łukasiewicz wniósł wiedzę i wiarę, Trzecieski pieniądze, a Klobassa-Zrencki ziemię. Trzecieski był właścicielem majątku Polanka, który dziś w leży w granicach Krosna. O ropie wiedział dużo, lokalna ludność używała jej do wielu celów, on także korzystając z ludowej wiedzy leczył nią owce. Zresztą Trzecieski był blisko pierwszych poszukiwań ropy na Podkarpaciu. Zajmował się tym jego przyjaciel – Wincenty Pol, poeta, geograf i podróżnik. Trzecieski w Polance uratował go przed śmiercią w trakcie rzezi galicyjskiej zorganizowanej przez Jakuba Szelę. Sam mało co nie stracił wtedy życia, Polankę spalono, a jego uprowadzono.
Przez kolejne lata Trzecieskiemu udało się jednak odrodzić majątek i kiedy dowiedział się, że Łukasiewicz pojawił na Podkarpaciu, udał się do niego opowiadając o znanych mu roponośnych terenach. Szczególnie obiecujące wydawały się lasy wokół Bóbrki, będące własnością Klobassy-Zrenckiego.
Klobassa-Zrencki był postacią nietuzinkową. Wykształcony na Politechnikach w Wiedniu i Hoffenheim, osiadł w rodzinnym majątku w Zręcinie w 1847 roku. Budził skrajne emocje. Z jednej strony niby swój, ale jednak obcy. Z drugiej, miał za sobą 9 miesięcy więzienia za działalność patriotyczną, co budziło spory szacunek. Klobassa szybko przystąpił do społecznej rewolucji w swoim majątku, najpierw podpisał list do Cesarza popierający zniesienie pańszczyzny, a potem, nie czekając na odpowiedź, zniósł ją w swoim majątku. Czyn był szlachetny i rewolucyjny, niemniej jednak kompletnie go zrujnował. Wyjście z sytuacji było już bardzo tradycyjne – Klobassa znalazł sobie najpierw jedną bogatą żonę, a po jej śmierci kolejną. Tak odbudował majątek i nabył w posagu wiele okolicznych terenów.
Wtedy zapukali do niego Trzecieski z Łukasiewiczem i zaproponowali współpracę. Klobassa podobno nie wierzył w powodzenie interesu, ale zdecydował się wpuścić ich do swych lasów za niewielką roczną opłatą. Poszukiwania szybko przyniosły rezultat. Już po roku w szybie Wojciech trysnął słup ropy.
Bóbrka – stolica naftowego imperium
W kolejnych latach zmieniły się zasady współpracy. Klobassa mocno dofinansował wraz z Trzecieskim spółkę, a Łukasiewicz został dyrektorem generalnym z wysoką pensją. W tej formie firma przetrwała 10 lat, kiedy została rozwiązana z inicjatywy Łukasiewicza. Ten bowiem postanowił skupić się na swojej destylarni w Chorkówce i pracy społecznej oraz naukowej. Tymczasem Trzecieski popadł w kłopoty finansowe, a Klobassa wykorzystał sytuację, przejął Bóbrkę na własność i stworzył z niej prawdziwe naftowe imperium.
Spółka przynosiła mu ogromne zyski i rozwijała się w zawrotnym tempie. Klobassa okazał się doskonałym biznesmenem. Do wydobycia ropy dołączyła działalność lecznicza. W 1868 roku otwarto uzdrowisko Bóbrka Zdrój i szybko zyskało ono dużą sławę w całych Austro-Węgrzech. Pieniądze płynęły szerokim strumieniem z różnych źródeł, ale Klobassa pozostał wierny dawnym ideałom, poświęcając się również działalności społecznej i charytatywnej. Postawił sobie oczywiście imponujący pałac z ogromnym i pełnym atrakcji parkiem, ale fundował też szkoły, budował drogi, sfinansował most w Krośnie. Jeszcze w 1866 roku stworzył pierwszą kasę zapomogową w Bóbrce, zapewniał też darmową opiekę zdrowotną.
Również Łukasiewicz przeznaczał sporą część zysków na cele społeczne, charytatywne i patriotyczne. Podobnie jak Trzecieski wspierał materialnie powstanie styczniowe w 1863 roku, a więc nawet w walce o niepodległość czuć lekki zapach ropy. W 1873 roku został uhonorowany przez papieża za działalność charytatywną tytułem szambelana papieskiego. Był posłem na Sejm Galicyjski. Cały czas pozostawał dyrektorem generalnym w Bóbrce, rozwijał destylarnie, reklamował swoje produkty i osiągnięcia na pokazach czy europejskich wystawach przemysłowych. Dalej widzicie w nim skromnego farmaceutę-wynalazcę?
Trzecieski zmarł w 1878 roku, Łukasiewicz w 1882 roku, a Klobassa kilka lat później. Pieniądze, które zarobili oraz ich działalność społeczna i polityczna odmieniły Podkarpacie.
Bóbrka – 165 lat nieprzerwanego działania
A Bóbrka? W rękach Klobassów pozostała do 1893 roku. Wtedy kupił ją inwestor z Kanady – niejaki Wiliam Henry MacGarvey. W wolnej Polsce Bóbrka weszła w skład koncernu naftowego „Małopolska” Grupa Francuskich Towarzystw Przemysłowych i Handlowych w Polsce – wtedy największego koncernu naftowego na świecie. Po wojnie kopalnię upaństwowiono, a obecnie jest to skansen z funkcjonującą kopalnią, noszący nazwę Muzeum Przemysłu Naftowego i Gazowniczego im. Ignacego Łukasiewicza. To jedna z największych takich placówek na świecie. Podobne można znaleźć w Ploeszti w Rumunii i Stavanger w Norwegii.
Jeśli jesteście fanami historii, kochacie wynalazki i nie nudzą Was przemysłowe ciekawostki, to Bóbrka zapewni Wam co najmniej pół dnia atrakcji. Oczywiście nie znajdziecie w Bóbrce rollercoasterów, diabelskich młynów w kształcie szybów, czy słupów ognia. Ale Bóbrka idąc w nowoczesność zadbała też o multimedialne atrakcje. Poznacie więc samego Łukasiewicza, który opowie o swoich wynalazkach, coś gdzieś wybuchnie, poznacie sekrety wydobycia ropy i przejdziecie się ścieżką edukacyjną, która wyjaśni co się właściwie z tą ropą dzieje, zanim zamieni się w te tysiąc rzeczy, do których ją używamy.
Dla nas najbardziej niesamowite było jednak spojrzenie w przeszłość, w głąb działających od ponad 150 lat szybów nazwanych „Franek” i „Janina”. Zmieniają się granice, systemy technologie, nawet wykorzystanie ropy, która być może za kilka dekad straci swoje znaczenie transportowe, a Franek i Janina nie przestają powoli bulgotać. Co więcej, warto pamiętać, że ropa naftowa zmieniła świat i początek tej rewolucji miał miejsce również tutaj – w Bóbrce.
Na terenie muzeum do zobaczenia jest teraz około 50 obiektów. To nie tylko bóbrskie budynki, wiertnie, kopanki, kieraty, kiwony czy szyby, ale też maszyny eksploatowane w innych miejscach, które w Bóbrce znalazły się na zasłużonej emeryturze, jak wielkie wiertnice z lat 50-tych i 60-tych czy stacje redukcyjno-pomiarowe. Warto pamiętać, że Polska naftową potęgą była całkiem długo (choć głównie, kiedy Polską nie była), ale i jeszcze całkiem niedawno miała dobrą markę na świecie w poszukiwaniach i wydobyciu ropy, a nieodległe Bóbrce Jasło czy Glinik są nieźle znane nafciarzom w różnych zakątkach globu.
Na Szlaku „Odkrywcy Czarnego Złota”
Muzeum w Bóbrce to niejedyne miejsce poświęcone „czarnemu złotu” i jego wpływowi na Podkarpacie. To ledwie pierwszy przystanek na specjalnym szlaku prowadzącym przez najciekawsze i najważniejsze miejsca związane z powstaniem i rozwojem przemysłu naftowego. Szlak wiedzie przez atrakcje po polskiej i słowackiej stronie, co choć pewnie wynika główne z dofinansowania projektów transgranicznych to i tak cieszy, bo z sąsiadami zawsze raźniej.
Trasa jest rozpisana na trzy dni. Pierwszego proponuje się zwiedzenie Bóbrki (muzeum, Parafia pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa) i Krosna (Muzeum Podkarpackie w Krośnie, Pomnik Ignacego Łukasiewicza, Budynek dawnego Towarzystwa Zaliczkowego). Drugi dzień to nadal Krosno (wspominany kilkukrotnie w tym tekście Pałac Polanka), następnie Jedlicze (Rafineria Nafty Jedlicze i grób Tytusa Trzecieskiego), Zręcin (grób Ignacego i Honoraty Łukasiewiczów oraz kaplica rodziny Klobassów i Parafia), Iwonicz-Zdrój (źródło Bełkotka). Trzeci dzień jest już Słowacja: Mikova (kopalnia ropy naftowej), Dechtivka a na koniec Sanok (Muzeum Budownictwa Ludowego). Sporo na szlaku zabytków sakralnych, mniej placówek szkolnych czy medycznych, które były fundowane za petrodolary, czy raczej petrokorony. Ale i takie znajdziecie po drodze.
Opis kolejnych przystanków na szlaku oraz sugestie innych ciekawych atrakcji znajdziecie na stronie Podkarpackiej Regionalnej Organizacji Turystycznej: „Odkrywcy Czarnego Złota”. My w te rejony na pewno wrócimy, zarówno dla natury, jak i przemysłowej historii.