Olimp z dziećmi, czyli gdzie zaczyna się wąwóz Enipeas

Nasza wyprawa do wąwozu Enipeas przypominała trochę remont łazienki. Miało być łatwo i miała być wanna. A potem okazało się, że wszystko się trochę rozjechało, i nie ma wanny, ale za to jest prysznic. Jeśli wybieracie się do wąwozu Enipeas, to upewnijcie się lepiej niż my, o którą część wąwozu wam chodzi.

Gdy dzieci były małe mogliśmy jechać wszędzie, gdzie chcieliśmy. To my byliśmy pomysłodawcami każdej wyprawy i ciągaliśmy nasze Bogu ducha winne pociechy ze sobą, gdzie nam się akurat spodobało. Dominikana, Izrael, Tajlandia, Laos, Kambodża, Wietnam, Stany, albo bliżej – Holandia, Włochy czy Chorwacja. To zawsze my i tylko my, powodowani a to zaproszeniem znajomych, a to promocją lotniczą, a to niezrozumiałym impulsem, decydowaliśmy o kolejnej, z przeproszeniem, destynacji.

I tak mijały nam kolejne lata, aż tu ostatnio, całkiem niespodziewanie, do głosu doszły dzieci. A dokładniej Kalina, która przesłuchawszy audiobooka z mitami greckimi tyle razy, że mogła z pamięci cytować jego obszerne fragmenty, zażądała stanowczo abyśmy na najbliższy wyjazd wybrali się do Grecji właśnie. Cóż było robić, z upartą prawie-siedmiolatką nie wygrasz. Nawet brat z nią nie wygra, próbując ją wkręcić, że Apollo to rzymski, a nie grecki bóg… Zapakowaliśmy samochód po kokardki i po kilku dniach w podróży i przystankach na Słowacji (niezmiennie i gorąco polecamy wizytę U Barana Jana), w Serbii i w Macedonii, dotarliśmy do stóp Olimpu.

Olimp. Widok z wąwozu Enipeas

Widok na masyw Olimpu ze szlaku w wąwozie Enipeas

Litochoro – greckie Zakopane

Jak szła ta klasyczna turystyczna wyliczanka? Jeśli to poniedziałek, to jesteśmy w Paryżu, jeśli wtorek – to musi być Londyn… a raczej Lądek, Lądek Zdrój, w końcu nie ma takiego miasta jak Londyn. U nas to wyglądało jeszcze lepiej. Jeśli to śniadanie, to musi być Skopje, jeśli to obiad, to jesteśmy w Litochoro. Co prawda obiecywaliśmy sobie unikać autostrad w drodze do Grecji, ale plan mieliśmy tak napięty, że liczyła się każda minuta. Już w Skopje wskoczyliśmy na autostradę i trzymaliśmy się jak najszybszych dróg aż do Litochoro. Dopiero potem trochę zwolniliśmy i dalej na południe poruszaliśmy się bocznymi drogami.

Litochoro – greckie Zakopane. To najpopularniejsza zbitka z nazwą tej miejscowości u podnóża Olimpu, którą znajdziecie w internecie. Bardzo ambiwaletna zresztą. Że niby pełne ludzi, którzy przyjechali spragnieni wysokich i pięknych gór? Czy pełne bilboardów, zakorkowane i z cenami bardziej z kosmosu niż z 1000 (a przypadku Litochoro 300) m n.p.m.? Na szczęście chyba to pierwsze.

Litochoro pod koniec kwietnia było bardzo cichą i spokojną mieściną. Raczej średnio urodziwą, ale też bez większych zgrzytów. Z przelotową szeroką ulicą i małymi bocznymi, jednokierunkowymi uliczkami. W sezonie podobno jest tu trochę tłoczniej, bo to główna baza wypadowa na masyw Olimpu oraz/lub do wąwozu Enipeas. O tym dlaczego oraz/lub będzie za chwilę.

Wodospad. Wąwóz Enipeas. Szlak na Olimp

W dordze na Olimp. Wodospad w wąwozie Enipeas na szlaku za Prionią

Nadal jednak daleko Litochoro pod względem tłoku do naszego Zakopanego. Miasto jest przecież zaledwie kilka kilometrów w linii prostej od wybrzeża. Po co zatrzymywać się w przelotowym miasteczku, skoro zanim się zje do końca souvlaki można już moczyć nogi w morzu z hotelem lub kempingiem za plecami. Litochoro bliżej więc do Przemyśla, gdzie większość turytstów zatrzymuje się na kilka godzin, żeby przesiąść się do pociągu do Lwowa, albo ruszyć dalej na południe w Bieszczady. I my, jak przystało na podróżników przez duże T, zatrzymaliśmy się w Litochoro dosłownie na chwilę, by nabrać sił przed wspinaczką w góry Olimpu.

Byliśmy w Grecji ledwie kilka godzin, więc o kilka godzin bez souvlaki za długo. Skuszeni dobrymi recenzjami w Google’u wybraliśmy niewielki fast-food To Steki i się nie zawiedliśmy. Bardzo przyzwoite jedzenie w bardzo rozsądnych cenach (menu To Steki), a do tego miła, gościnna i uśmiechnięta obsługa. Jak to było? Greckie Zakopane? Nadal bardziej grecki Przemyśl.

Ośnieżone zbocza w masywie Olimpu

Ośnieżone zbocza w masywie Olimpu pod koniec kwietnia

Z Litochoro na Olimp

Posileni ruszyliśmy dalej – w stronę Olimpijskiego Parku Narodowego, który obejmuje swoją opieką masywu Olimpu. Właśnie – masywu a nie góry Olimp. Nasza córka poznała tę, trochę zapomnianą przez nas, prawdę dość szybko. Olimp nie jest górą. To najwyższy masyw górski w Grecji, a przy tym niezwykle malowniczo położony, bo widoczny chociażby z plaż Riwiery Olimpijskiej.

Najwyższym szczytem masywu Olimpu jest Mitikas (obecnie oficjalnie 2.918 m n.p.m.), na którym ludzie stanęli dopiero w 1913 roku (ciekawe czy jak Gagarin stwierdzili: Boga niet, i jeśli tak to ze smutkiem czy z radością). Mitikas miał być siedzibą bogów. Tronem Zeusa był za to szczyt Stefani (2.909 m n.p.m.). Wysokościowo między nimi lokuje się jeszcze góra Skolio (2.911 m n.p.m) znana z możliwości wspinaczki po północnej ścianie.

Olimp. Widoki z wąwozu Enipeas

Widoki z wąwozu Enipeas

Dwadzieścia cztery lata po pierwszym zdobyciu góry Mitikas masyw znalazł się w granicach pierwszego w Grecji parku narodowego. Ciekawe czy fakt, że Niemcy rok wcześniej organizowali XI nowożytne igrzyska olimpijskie miał na to wpływ. Skoro nawet tacy ludzie jak naziści mogą zagarną dla siebie Olimp-iadę, to chyba nadszedł czas, by otoczyć świętą górę specjalną, narodową opieką…

Bogowie chyba nie do końca ucieszyli się na nasz przyjazd. Najpierw trochę nas skonfundowali. Ponieważ Riwiera Olimpijska miała być naszym pierwszym przystankiem w Grecji, całe nasze planistyczne siły rzuciliśmy na znalezienie noclegu. Sprawdziliśmy tylko na mapie jak idzie szlak, zobaczyliśmy, że warto po drodze zobaczyć Wanny Afrodyty przy Wodospadzie Zeusa (choć jak dla nas ładniej by chyba było je przetłumaczyć jako Łaźnie Afrodyty) oraz że Olimp jest jednak daleko. Może nie za daleko dla nas, ale na pewno dla naszych dzieci. To nas nie zraziło. W końcu droga bywa czasem ważniejsza od celu. Dalej więc w planach mieliśmy wędrówkę w stronę Olimpu – przez wąwóz Enipeas ze wszystkimi jego atrakcjami. Jak więc można dotrzeć na szczyt? Oto kilka z wielu możliwości.

Olimp. Wąwóz Enipeas

Widoki na szlaku wąwozem Enipeas

1. Litochoro – Prionia – Spilios Agapitos – Skala – Mitikas

Większość prawdziwych podróżników (lub chociaż turystów przez trochę większe niż nasze T) dzieli sobie wyprawę na szczyty Olimpu na dwa dni. Początek szlaku to niewielki, okrągły plac z fontanną (skrzyżowanie ulic 28-go października i św. Mikołaja).  Jakby ktoś jeszcze miał wątpliwości, co warto tu zobaczyć, to na placu znajdzie dwie wskazówki – hotele Afroditi i Enipeas. Ile czasu zajmie wędrówka z centrum Litochoro na szczyt masywu Olimpu? Google powie około 7 godzin, w internecie widzieliśmy też informację o 6-8 godzinach. Ale większość źródeł mówi o 11 godzinach wędrówki w dobrym tempie (czytaj: bez wczesnoszkolnych dzieci).

Trudno taką trasę zrobić w jeden dzień, dlatego najpopularniejszym rozwiązaniem jest rozbicie wędrówki na dwa dni z przystankiem w schronisku Spilios Agapitos na wysokości 2.100 metrów. Czyli i tak startując z Litochoro fundujecie sobie ponad 1.800 metrów w różnicy wzniesień i jakieś 8 godzin intensywnego marszu. Całkiem spora doza górskiej przygody. Spilios Agapitos ma w swoich „zasobach” 110 łóżek za 13 EUR (cena w sezonie 2018). Oczywiście nie ma co ryzykować i należy sobie rezerwować miejsce przez stronę, do której podaliśmy linka.  Następnego dnia pozostaje zdobycie szczytu, co nie jest takie proste i szybkie, bo szlak prowadzi przez gołoborze, które szybko wysysa energię z piechórów.

Szlakiem z Spilios Agapitos dojdziecie do szczytu Skala (2866 m n.p.m.), a potem możecie albo odbić na Mitikas, albo odbić na Skolio, gdzie podobno podejście jest znacznie łatwiejsze. Potem trzeba wracać. I tu znów do wyboru są dwie opcje. Wędrowcy, którzy wyruszyli w drogę z Litchoro mogą sobie zafundować maraton i jednego dnia zdobyć szczyt a potem jeszcze zbiec do Litochoro, czyli najpierw przez kilka kilometrów wznieść się o 800 metrów, by potem przez 20 kilmetrów zejść z 2.918 metrów na 300 metrów. Co najmniej 12 godzin dobrym tempem. Wiele osób, które zdobywają Mitikas lub inne szczyty rozbija więc taką wędrówkę na co najmniej trzy dni z dwoma noclegami w Spilios Agapitos.

Mapa szlaków. Olimp, wąwóz Enipeas

Mapa szlaków na Olimp. Foto: https://uneventenor.com

2. Prionia – Spilios Agapitos – Skala – Mitikas

Dwadzieścia kilometrów z Litochoro wąwozem Enipeas to na szczęście niejedyny sposób, by dotrzeć na Olimp. Droga, którą wybrali dla nas bogowie zaczyna się na parkingu przy restauracji Priònia na wysokości 1.100 metrów. To ostatnie, najwyżej położone miejsce w wąwozie Enipeas, do którego można dotrzeć samochodem. Późnym popołudniem poza sezonem nie ma nawet większego problemu, żeby znaleźć miejsce parkingowe. Rozpoczęcie wędrówki od Priònii zaoszczędza jakieś 9 kilometrów i 800 metrów wspinaczki. Do schroniska zostaje mniej więcej drugie tyle.

Oczywiście, o ile nie uległo się boskim konfuzjom. Pamiętaliśmy bowiem z internetowych lektur, że w stronę Olimpu prowadzi miły, wybetonowany szlak z wodospadem Zeusa i Wannami Afrodyty po drodze. Planowaliśmy nie zamęczając dzieciarni do nich dotrzeć, nacieszyć oczy, może wejść jeszcze trochę wyżej i tyle. Olimp był pięknym marzeniem, ale realnie nie było szans, by dotrzeć pod jego szczyty wyjeżdżając rano ze Skopje. To, co bogowie przed nami schowali, to fakt, że szlak faktycznie jest miły i równy – prowadzi bowiem wybetonowanym akweduktem doprowadzającym górską wodę do Litochoro, ale na części bezpośrednio przy mieście. Tam, gdzie są też Wanny Afrodyty. Część prowadząca w górę od Priònii jest już znacznie bardziej górska i wymagająca.

Pierwszy fragment szlaku, którym można dojść do dwóch jeziorek, gdzie bogini miłości miała zażywać kąpieli jest na tyle łatwy, że można go zrobić nawet z wózkiem. Czeka was tam jedynie jedna mała przenoska po schodach. Niestety w jeziorkach jest zakaz kąpieli, ale jest on powszechnie łamany, szczególnie przez młodzieńców z Litochoro. Po drodze warto wstąpić do klasztoru czy raczej wykutego w skale biało-niebieskiego kościółka Agios Dionisos.

Olimp, wąwóz Enipeas

W drodze na Olimp, wąwóz Enipeas

Nas tak mocno ciągnęło w góry – jak najbliżej Olimpu – że opcja startu w Litochoro w ogóle nie wchodziła w grę. I choć wyruszając z Priònii wyglądaliśmy intensywnie wanien, tak nie mieliśmy żadnej szansy dojrzeć. Były w końcu kilkaset metrów niżej. Co nie znaczy, że nie wpadliśmy na młodzieńców zażywających kąpieli u podnóża wodospadów znajdujących się niedaleko parkingu. Młodzi Niemcy akurat wpadli na pomysł przebierania się po kąpieli. Najwyraźniej nie spodziewali się, że ktoś może rozpoczynać wędrówkę około godziny 16. Fakt, to może nie jest najlepszy pomysł, ale i tak chyba nadal lepszy niż świecenie tyłkiem na popularnym turystycznym szlaku.

Bogowie nie oszczędzili nam więc widoku germańskich tyłków. Nie oszczędzili nam też chłodu, a zamiast wanny zafundowali nam prysznic w postaci mżawki. Ale zupełnie nas to nie zraziło. Na parkingu założyliśmy na siebie dodatkowe warstwy, ortaliony, traperskie buty i ruszyliśmy żwawo przed siebie. Szlak nie jest bardzo trudny – prowadzi przez las, jest więc trochę korzeni i kamieni, i choć przez prawie cały czas idzie się pod górę, daliśmy radę go pokonać całkiem sprawnie, z niewielkim tylko narzekaniem ze strony dzieciarni. Słychać szum drzew i śpiew ptaków a powietrze pachnie żywicą. Raz na jakiś czas w oddali majaczą ośnieżone szczyty, aczkolwiek większość czasu idzie się (suprise, suprise) wąwozem. Nam jednak wtedy niewiele wystarczyło do szczęścia. Nawet popadujący raz na jakiś czas deszcz przestał nam przeszkadzać. W końcu prawie dotykaliśmy starożytnego nieba.

Olimp, wąwóz Enipeas

Schody do nieba… wąwóz Enipeas

Bóg człowiekowi wilkiem

Po trochę ponad półtorej godziny doszliśmy do wiaty. Zalegliśmy na kilka minut, by ocenić nasze siły i czas, który został nam do zachodu słońca. Prawdopodobnie byliśmy mniej więcej w połowie drogi od schroniska. Ale na zegarkach dochodziła 18, czekała nas jeszcze godzina na powrót, a potem poszukiwanie miejsca na nocleg i rozbicie namiotu. Ku szczerej i nieskrępowanej radości dzieci (nawet Kaliny), postanowiliśmy zawrócić.

Na dole okazało się, że turystyczne pustki nie są wcale zawsze dobre. Bogowie Olimpu najwyraźniej zakładali, że skoro zmylą nasze kroki i zamiast na szlak od Litochoro pchną nas do Priònii, to postaramy się bardziej i wejdziemy wyżej. Tymczasem daliśmy (ludzkiego) ciała i zawróciliśmy w połowie. Boskim wyrokiem postanowiono nas nie wypuścić i użyto do tego miejscowych, półdzikich psów. Kiedy dochodziliśmy do wyjścia ze szlaku na parking te zaczęły na nas warczeć i spychać nas z powrotem na szlak. Postanowiliśmy więc wycofać się do zamykającej się już z braku ludzi restauracji.

Przez chwilę nawet mieliśmy podejrzenia, że wytłumaczenie całej sytuacji jest bardziej ludzkie – psy dostają prowizję od zagonionych do restauracji klientów, ale właściciele na ten żart tylko się obruszyli. Czar na szczęście prysł i mogliśmy powoli i ostrożnie wycofać się do samochodu. U bogów zapunktowaliśmy jednak in minus. Szóstka w totolotka chyba na razie nie dla nas. Czas pogadać ze Światowidem.

Parking przy Prionii. Olimp, wąwóz Enipeas

Parking przy Prionii. Najwyżej położone miejsce, gdzie można dojechać samochodem w drodze na Olimp.

3. Gortsia – Płaskowyż Muz – Louki – Mitikas

Jeśli idziecie na szczyt Olimpu wąwozem Epineas, to jesteście ograniczeni do Litochoro albo Priònii, jako początku waszej wyprawy. Ale dodatkową opcją jest Gortsia. Szlak rozpoczyna się kilka kilometrów od Priònii i co prawda nie prowadzi już wąwozem Epineas, ale podobno ma nawet lepsze widoki. Od Gortsii na Płaskowyż Muz, gdzie są dwa schroniska – Apostolidis (90 miejsc) oraz Kakkalos (22 miejsca) będziecie iść około 8 godzin. Plusem poza widokami jest to, że następnego dnia będziecie mieli znacznie bliżej do szczytu.

Bliżej – nie znaczy łatwiej. Wejście od strony Louki to już porządna alpejska wyprawa, bo ściana jest prawie pionowa. Na pewno nie jest to trasa zalecana dla początkujących górołazów i raczej też nie na rodzinne wycieczki.

Do Kakkalos i Louki można też dotrzeć idą z Litochoro albo Priònii. Wystarczy ze Spilios Agapitos ruszyć nie w stronę szczytów, a skierować się na Płaskowyż Muz. To oczywiście niepełny wybór szlaków i dróg wejścia na masyw Olimpu. Pełen przegląd znajdziecie na stronach Olimpijskiego Parku Narodowego.

Olimp, wąwóz Enipeas

Odpoczynek we wiacie w drodze w wąwozie Enipeas. Za chwilę zawracamy. Olimp nas pokonał

Wspinając się na Olimp – gdzie nocować?

Oczywiście najlepiej nocować w którymś ze schronisk na szlaku: Spilios Agapitos (Schronisko A), Apostolidis (Schronisko B) oraz Kakkalos (Schronisko C). Spotkaliśmy się jednak z opiniami, że schroniska nie są zbyt hojne jeśli chodzi o okrycia i w nocy można porządnie zmarznąć. Warto więc przed planowanym noclegiem poczytać trochę opinii i może zabrać w drogę lekki śpiwór.

Jeśli do Litochoro dojechaliście pociągiem i nie planujecie ataku szczytowego, a jedynie spacer po wąwozie, to najrozsądniejszą opcją wydaje się nocleg w Litochoro. Jak już wspominaliśmy, bliżej mu do Przemyśla niż do Zakopanego, ale mimo wszystko jest w czym wybierać. Airbnb (pamiętajcie o możliwości skorzystania z naszego kodu i odebrania zniżki na pierwszy nocleg) pokazuje kilkadziesiąt noclegów do wyboru od ok. 150 zł w sezonie letnim. Booking to kolejnych kilkadziesiąt możliwości, też raczej od 150 zł.

A jeśli jesteście samochodem, to najbardziej optymalnym rozwiązaniem jest zjechanie nad morze na Riwierę Olimpijską. Jeśli pogoda wam dopisze, to będziecie mogli pokonywać fale dalej oglądając masyw Olimpu!

Booking.com

Jest też najbardziej budżetowa opcja, czyli nocleg na dziko. Tu małe zastrzeżenie – dzikie noclegi w Grecji są nielegalne i grozi za nie mandat w wysokości 300 EUR. Kilkukrotnie dopytywaliśmy się Greków, czy to taki teoretyczny zakaz, czy faktycznie jest egzekwowany. W końcu Grecja to kraj filozofii i teorii, a z praktyką bywa bardzo różnie. Otóż akurat ten zakaz bywa bardzo mocno przestrzegany, choć zależy gdzie i kiedy. Według naszych rozmówców w sezonie na wyspach greckich istnieje ogromna szansa na to, że nocleg na plaży skończy się rachunkiem na 300 EUR. Za to poza sezonem w kontynentalnej części Grecji prawdopodobieństwo zarobienia mandatu jest bliskie zeru. Oczywiście, o ile nie sprowokujemy kogoś do zadzwonienia po policję, rozbijając się obok czyjegoś domu, albo na plaży koło kempingu.

Oto namiary na nasz sprawdzony nocleg na dziko na Riwierze Olimpijskiej. Dojechaliśmy już po zmroku i byliśmy jedynym namiotem na plaży. W nocy dołączyły jeszcze dwa kampery, które ustawiły się 200-300 metrów od nas. W promieniu 400 metrów stoi samotne gospodarstwo, ale jego mieszkańcy, przynajmniej poza sezonem, najwyraźniej nie donoszą na dzikich noclegowiczów. Ogromny plusem tej miejscówki są oczywiście widoki. Przy szerokiej plaży nie ma drzew, jedynie wysokie krzaki, takie by trochę kamuflować samochód i namiot. Można więc sobie urządzić rano spacer po piasku z widokiem na Olimp.

Riwiera Olimpijska – atrakcje w pobliżu Olimpu

Następnego dnia rano zebraliśmy się jak najwcześniej, by zobaczyć Delfy. Jak się później okazało, zupełnie niespodziewanie tego samego dnia byliśmy już w Atenach. Nie mieliśmy więc zupełnie czasu na „fakultatywne wycieczki” po okolicy. Co poza Litochoro, wąwozem Enpieas i szlakami na Olimp można zobaczyć w okolicy?

Można pojechać na przykład do bardzo ładnie wyglądającego na zdjęciach miasteczka

Olimp, wąwóz Enipeas

Mostek nad strumieniem w wąwozie Enipeas

Ledwie kilka kilometrów od

Olimp, wąwóz Enipeas

Spiesz się, spiesz, jeszcze ci Olimp ucieknie

Wejście do zamku w godz. 8-20, bilet normalny: 2 EUR, dzieci za darmo.