DSC
W San Francisco pojechaliśmy też zobaczyć Balmy Alley, czyli tylną uliczkę, gdzie większość garaży pokryła się muralami. Balmy Alley jest w dzielnicy artystyczno-meksykańskiej, wymieszana była też tematyka murali: od migracji z Salwadoru do USA, przez pożegnanie rodziców i bliskich zmarłych na AIDS, kończąc na pochwale San Francisco. Jeden z murali był niestety niedostępny ze względu na to, że w garażu ktoś akurat reperował swój samochód i podniósł zamalowane drzwi. Sztuka znów przegrała z życiem…

DSC07787

Rzuciliśmy też okiem na miasto z góry, a dokładniej z Twin Peaks, po drodze oglądając już niestety tylko z okiem samochodu Castro czyli dzielnicę kolorową-gejowską-hipsterską.
Przejażdżkę Cable Car mieliśmy w planach w drodze do Alcatraz. Chcieliśmy sobie zrobić pierwszy raz w Stanach dzień transportu publicznego, bo taniej i Maciek się ucieszy, ale chyba zapomnieliśmy jak to się robi i uciekł nam pociąg z San Jose. Musieliśmy więc zmienić plany, a potem machnęliśmy już ręką, bo nie chciało nam się pakować do trolejbusa z wózkiem, plecakiem i dwójką dzieci pod pachą w tłumie turystów. Może innym razem.
DSC07710
Uwaga praktyczna – bilety do Alcatraz należy kupować przez internet i najlepiej to zrobić kilka dni wcześniej, żeby nie zorientować się w ostatniej chwili (tak jak my), że biletów na jutro zabrakło i musimy zostać dzień dłużej. Ale zdecydowanie warto, bo choć to park narodowy, a więc prawdziwa turystyczna fabryka, to jednak czuć ducha Skały.
DSC07657
Historią Alcatraz nie będziemy nikogo zanudzać. Co ważne i ciekawe, to faktycznie była skała – zanim zjechali się tam ludzie nie było tam nic poza guano. Teraz rosną drzewa i kwiaty – ale cała ta ziemia jest przywieziona z brzegu.
142
Od czasów wojny secesyjnej Skała miała znaczenie militarne i znajdował się na niej fort. Potem stopniowo coraz większego znaczenia nabierało więzienie – najpierw wojskowe, potem częściowo cywilne (przetrzymywano tam na przykład Indian, którzy nie chcieli wysyłać dzieci do publicznych szkół), aż w końcu w latach 30-tych umieszczono tam specjalne więzienie dla szczególnie niebezpiecznych skazanych. Wśród nich oczywiście był Al Capone.
Alcatraz służyło za więzienie zaledwie 29 lat – od 1934 do 1963 roku. Zamknięto je ze względów finansowych, zaostrzano też przepisy więzienne i remonty oraz przeróbki stały się zbyt drogie. Alcatraz chlubi się tym, że nikt z niego nie uciekł, ale niedługo przed jego zamknięciem zniknęło trzech więźniów. Oficjalna wersja jest taka, że po ucieczce kanałami technicznymi przez dach utonęli w wodach zatoki. Ich ciał nigdy nie znaleziono. My sądzimy, że wytropiła ich CIA i zabiła, by podtrzymać legendę Alcatraz. Jesteśmy w Stanach, możemy sobie wierzyć w co nam się żywnie podoba, a jak ktoś nam zwróci uwagę, to znajdziemy tuzin ekspertów, którzy potwierdzą nasze racje.
093
Jak ktoś jest w San Francisco, nie może przegapić Alcatraz. Więzenie zwiedza się z audio-przewodnikiem. O wszystkim opowiadają więźniowie i strażnicy. Ci pierwsi potrafią być naprawdę rozczulający. Jeden wspominał, że choć siedział parę lat w Alcatraz to nigdy nie widział pokoi strażników, ale kiedy wrócił jako turysta (!!??), to się przeszedł i bardzo mu się podobało. Jeden z pracujących w Alcatraz wolontariuszy zademonstrował też działanie krat w celach i mechanizmy, który je otwierał/zamykał. I choć oglądało to kilkadziesiąt turystów, to kiedy echo rozniosło dźwięk zatrzaskiwanych zamków wszyscy zamarli. Niby turystyczna fabryka, a ciarki przeszły po plecach…
153
Zanim Alcatraz zostało parkiem narodowym, przez kilka lat okupowali je Indianie. Ich napisy dalej widać na murach. Jest o nich nawet wystawa, wspomina się w wyświetlanym filmie. Nie tak łatwo za to znaleźć informację, jak skończyła się okupacja. Można odnieść wrażenie, że Indianie podziękowali za gościnę i wrócili do rezerwatów. Oczywiście było inaczej, wykurzyli ich żołnierze, a potem można już było kosić pieniądze od turystów za wjazd do parku. O ile zakończenie okupacji to temat dość wstydliwy, to ona także jest kawałkiem historii, który można sprzedać. Nie była też bez znaczenia. Poza tym, że zostawiła napisy na murach, to zmieniła podejście władz federalnych do Indian i to od niej miało zacząć się przekazywanie z powrotem ziemi i nadawanie różnych przywilejów. Nie było by bez niej więc jednego z najlepszych odcinków serialu South Park (o tajnym planie powstałym w indiańskich kasynach – polecamy serdecznie, bodajże 6. sezon).
083
Po powrocie z Alcatraz przeszliśmy się jeszcze Fisherman’s Wharf, wybrzeżem pełnym drogich sklepików i knajpek oraz lwów morskich leżących na drewnianych platformach. Kawałek dalej jest przystanek końcowy Cable Car i Ghirardelli Square z pyszną czekoladą. Jeśli ktoś ma ochotę na czekoladę, a niekoniecznie chce wydawać pieniądze (Ghirardelli ma swoją drogą punkty w okolicznych outletach), to może wejść i skusić się przynajmniej na darmową próbkę. Jest pyszna i nie wpłynie niszcząco na sylwetkę.
DSC07815
Dobra rada do parkowania – przy nadbrzeżu nr 33, z którego odpływają statki do Acatraz nie radzimy szukać miejsca. Przy ulicy na pewno nie będzie nic wolnego a płatne parkingi w tej okolicy to nierzadko wydatek ok. 10 USD za godzinę!!! Piętnaście minut spacerkiem stamtąd w Little Italy można już jednak znaleźć parking za 8 USD za cały dzień, do godz. 19. Jeden jest na przykład na 676 Greet Street.
Parkowanie w SF

Parkowanie w SF

Kiedy wróciliśmy z Alcatraz mieliśmy nawet okazję poznać jego właściciela. Był bardzo zainteresowany naszymi libijskimi doświadczeniami. My za to byliśmy zainteresowani tym, jak mu się opłaca trzymać kawałek ziemi w samym centrum San Francisco i zarabiać kilkanaście dolarów dziennie na jednym miejscu parkingowym (a miał ich tam 15). On jednak wolał mieć kilkaset dolarów zysku dziennie niż kilka milionów w banku. W ogóle mało ufał rządowi i „wolnym” mediom. Wolał Russia Today.
063
Pojechaliśmy też na wycieczkę do Big Basin Redwoods, ale miejsc z sekwojami widzieliśmy potem jeszcze kilka więc o wszystkich razem napiszemy w osobnym wpisie.
Nasza "baza wypadowa" - polski kościół w San Jose

Nasza „baza wypadowa” – polski kościół w San Jose

San Francisco jest bardzo przyjaznym miastem (choć kamperowcy absolutnie nie powinni się tam zapuszczać ze swoimi RV). Każda dzielnica ma swój niepowtarzalny charakter, w każdej widać, że to miasto żyje. Momentami można się poczuć bardziej jak w Europie niż w USA. Tramwaje, ludzie na ulicach, mnóstwo rowerzystów. To jak na razie najlepsze nasze miejskie doświadczenie w Stanach. I nie zmienia to nawet fakt kolejnej awarii samochodu i prawie 200 USD wydanych na jej usunięcie wwarsztacie. W końcu samochód zepsuł się nam już w San Jose i tam został naprawiony. San Francisco nie ma z tym nic wspólnego…