
Gry i zabawy na wyjazd, czyli co robić kiedy dzieci się nudzą
Miało być tak: nadchodzi ten moment, kiedy nasze dzieci wracają ze szkoły ze świadectwami pełnymi dobrych ocen, my bierzemy długo wyczekiwany urlop i ruszamy na wymarzone wakacje. Z oczywistych powodów będzie pewnie inaczej. Jeśli już nawet wyjedziemy, to wiele atrakcji nadal będzie niedostępnych. I tak jak w domu w czasie pandemii, z zakamarków naszej wakacyjnej bazy wyjdzie nuda. Jak ją pokonać? Najlepiej ciekawymi grami i zabawami.
Co robić, jeśli nie chcemy zostawić dzieci na długie godziny na pastwę telefonu czy tabletu? Jakie gry można spakować w plecak czy walizkę, by domknąć bagażnik samochodu? I wreszcie, w co się bawić z dziećmi, żeby też mieć z tego odrobinę przyjemności?
O TYM PRZECZYTASZ W TYM WPISIE
W czasie pandemii dzieci… się nudzą
W obliczu podobnego dylematu (tego w co się bawić, nie co spakować) znalazły się w ostatnich miesiącach setki tysięcy rodziców. Gdy piszemy ten tekst, lockdown trwa już od dwóch miesięcy, fascynacja licznymi zajęciami online i zwiedzaniem światowych muzeów zaginęła gdzieś przykryta rutyną i zmęczeniem zamknięciem, a nadzieja, że nauczymy się nowego języka albo będziemy codziennie ćwiczyć jogę przeminęła z wiatrem jak noworoczne postanowienia. Pomimo tysięcy opcji, które pojawiły się jak grzyby po deszczu, okazało się, że w czasie pandemii dzieci również się nudzą…
Musimy się Wam do czegoś przyznać. W czasach „pokoju” rzadko grywaliśmy rodzinnie w cokolwiek (no, chyba że na wyjazdach…). W tygodniu o 8 rano wychodziliśmy z domu, o 18 do niego wracaliśmy zgarniając młodzież ze szkoły, potem obiad, lekcje, a jeszcze zbiórka czy zajęcia dodatkowe, i pula naszych minut z dziećmi szybko się wyczerpywała. W weekendy niby czasu jest więcej, ale zanim odeśpimy, zrobimy zakupy, posprzątamy, ugotujemy, może jeszcze gdzieś wyjdziemy czy spotkamy się ze znajomymi, okazuje się, że jest już po weekendzie.
Paradoksalnie pandemia dała nam czas, którego wcześniej nie mieliśmy. Oszczędzamy prawie dwie godziny dziennie na transporcie do i z pracy. Mając dzieci cały dzień pod ręką dopilnowujemy, choć nie zawsze jest to łatwe, żeby lekcje były zrobione w ciągu dnia. Przerw w pracy nie spędzamy już ze współpracownikami na kawie i pogaduchach, a obierając warzywa na rosół czy ziemniaki na obiad. I w ten sposób o 17 wyłączamy służbowe komputery (może nie zawsze, ale się staramy) i mamy cały wieczór dla siebie.
W co się bawić? W deszczu, w pandemii, na wyjeździe…
I co zrobić z całym tym czasem? Niezależnie od tego czy jesteście zamknięci z dziećmi w czasie pandemii, czy – miejmy nadzieję już wkrótce – dopadnie Was deszczowy dzień na wyjeździe (a jak wiadomo lepszy deszczowy dzień na plaży niż słoneczny w biurze), chcieliśmy podzielić się z Wami kilkoma z naszych ulubionych aktywności na nieatrakcyjny dzień / pandemiczny wieczór. Zaznaczamy przy tym, że nasze dzieci mają 7 i 10 lat (a za moment 8 i 11), i staramy się celować w takie gry i zabawy, żeby żadne się ani nie nudziło, ani nie frustrowało (o skrajnie różnym podejściu naszych dzieci do rywalizacji już pisaliśmy), a przy okazji by granie i nam dawało sporo zabawy.
Wśród naszych ulubionych zabaw są też gry dwuosobowe, co do których zawsze mamy nadzieję, że zajmą naszych dwoje dzieci na raz. Cóż, nadzieja wiadomo czyją matką, więc, gdy już czasem namówimy Maćka i Kalinę do zagrania w coś we dwoje, zwykle kończy się to awanturą i rękoczynami. Ale może kiedyś w końcu się uda.
Kiedyś będzie przepięknie, kiedyś będzie deszczowo
Ten wpis mógłby być tak długi jak lista wydarzeń online, na które zapisaliśmy się na początku pandemii. Zakładamy jednak, że nasza obecna sytuacja nie potrwa wiecznie i kiedyś w końcu wyjedziemy. O aktywne spędzanie czasu łatwo pewnie nie będzie. Parki rozrywki zamknięte, baseny nieczynne, kto wie czy na placach zabaw nie będzie limitów gości. A pewnie jak już opracujemy idealny plan na rodzinny wakacyjny dzień, to wtedy, znając naszego pogodowego pecha, spadnie deszcz.
Typowy ośmiostopowy wyjazd
Dlatego z licznych sposobów spędzania czasu z dziećmi w domu czy hotelowym pokoju skupimy się tylko na tych, które nie zajmują za dużo miejsca w bagażu, i które można zabrać ze sobą na wyjazd. Jak się zaraz przekonacie, Ameryki nie odkrywamy – większość z naszych propozycji jest znana i lubiana, ale warto mieć taką ściągawkę, gdy pakujecie się na wyjazd, albo gdy nie możecie znieść kolejnego „nuuuuudzę się…”. Zachęcamy przy tym do dopisywania w komentarzach własnych pomysłów na to w co się bawić z dziećmi.
Karty
Są tacy ludzie, dla których jednym z podstawowych argumentów za tym, żeby mieć dwoje dzieci jest perspektywa posiadania własnej czwórki brydżowej. Niestety zanim do tego dojdzie trzeba odbębnić długie lata grania w wojnę…
Karty bierzemy na każdy wyjazd. Mają tę zaletę, że są małe, a dają sporo możliwości. Naszą ulubioną grą (przede wszystkim Kaliny i Oli) jest garibaldka. Już 6-latka jest w stanie szybko opanować reguły, i choć na początku czasem trzeba pomagać, będziecie zdziwieni jak szybko ta gra wyostrza spostrzegawczość. Wiecie jak czasem się podkładacie, żeby dać małolatom fory? Tu przy odrobinie wprawy nie będzie takiej potrzeby, a jednocześnie, niezależnie od wieku, jest to bardzo przyzwoita rozrywka. Jest to gra dwuosobowa, więc ma potencjał zajęcia dzieci sobą nawzajem 🙂
A brydż, zapytacie? Cóż, pracujemy nad tym: łatwo nie jest, ale wyszliśmy już poza (dłuuuugi) etap nauki układania wachlarzyka i nieco krótszy liczenia punktów, zgłębiamy tajniki licytacji i kilka prostych partii udało nam się rozegrać! 10-latek bez problemu opanuje podstawy, z 7-latką jest nieco trudniej, ale naszym sprzymierzeńcem jest jej ambicja.
Oczywiście, z kartami i dziećmi jest ten jeden mały problem, że oznacza się je nie tylko tymi kolorowymi kształtami jak serca czy dzwonki, ale mają jeszcze liczby. A ich znajomość pojawia się zazwyczaj na przedszkolnym etapie edukacji. Jaką opcje mają karciani fani, których pociechy liczenia zbyt biegle jeszcze nie opanowały? Zaprzyjaźnianie się z kartami chyba wszyscy zaczynają od gry w wojnę. Z nieco starszymi możemy zagrać w kuku czy w makao, a z ogarnięte sześcio- czy siedmiolatki bez problemu powinny opanować zasady gry w tysiąca. A od tysiąca do brydża już tylko parę kroków.
Jeśli jakimś cudem nie macie w domu kart (niemożliwe!), możecie kupić swoje pierwsze Piatniki na przykład tutaj.
Dobble
Mała puszka bez problemu zmieści się w kieszeni plecaka. Dobble wciąga i małych i dużych, rozpala emocje i wyostrza zmysły, i można w nie grać i w 2 i w 3 i nawet w 8 osób. W instrukcji znajdziecie pięć mini-gier, nasza ulubiona to ta, gdzie każdy dostaje po jednej karcie, a resztę kładzie się na środku stołu. Wiecie za co jeszcze polubiliśmy Dobble? Za to, że zasady poznaliśmy w dwie minuty. Lubimy planszówki, ale zwykle są tak skomplikowane, że zabieramy się do nich jak do jeża, a tu wystarczył szybki rzut oka na instrukcję i od razu wiedzieliśmy o co chodzi. I choć gramy w Dobble już ze dwa lata, jeszcze nam się nie znudziło.
Dixit
Choć zapakowany jest w mało poręczne pudełko, zawsze można zostawić je w domu i wziąć same karty. Pierwszy raz graliśmy z dziećmi w Dixit w pewnej przytulnej kawiarni po całym dniu spacerowania i zwiedzania najciekawszych atrakcji Wrocławia i absolutnie się w tej grze zakochaliśmy. Na studiach grywaliśmy w skojarzenia, a Dixit to takie skojarzenia ze wspomaganiem. I o ile my, dorośli znamy się od 20 lat i zwykle bezbłędnie swoje skojarzenia odgadujemy, o tyle te dziecięce nieustająco nas zaskakują.
Backgammon/tryktrak
W backgammona zwanego również tryktrakiem Paweł zaczął grać lata temu podczas jeszcze kawalerskiego wyjazdu na zagraniczny kontrakt i jakoś nigdy nie udało mu się wciągnąć zdecydowanie bardziej karcianej żony. Partnera, a raczej partnerkę znalazł w najmłodszej członkini ośmiostopowej ekipy. W pewien deszczowy dzień sięgnęliśmy po leżącą na półce szachownicę, ale Kalinę bardziej zainteresowała wyrysowana od wewnętrznej strony plansza do backgammona. I okazało się, że nasz mały tytan ambicji – Kalina – ma do tej gry wrodzony talent!
Planszę do tryktraka często można znaleźć w szachownicy, a szachy i warcaby często kurzą się gdzieś w naszych w domach czy świetlicach kempingów, hoteli, czy hosteli. Najlepiej oczywiście zaopatrzyć się w backgammona na wyłączność. Wydatek niewielki, ciężar w plecaku czy walizce również, a zabawa na długie godziny murowana.
Chińczyk
Nieśmiertelna gra, w którą graliśmy z naszymi rodzicami, a teraz gramy w nią z Maćkiem i Kaliną. W ich pokojach mamy chyba z 5 wersji, w najróżniejszych kolorach i rozmiarach, od wściekle różowej z magnetycznymi pionkami, przez estetyczną wersję hipsterską, po starą planszę sprzed, ehm, ponad 30 lat. Jeśli jakimś cudem nie macie jeszcze Chińczyka w domu, to najlepiej przejdźcie się do sklepu i zobaczcie, która wersja będzie dla Was najwygodniejsza – w SMYKU mają spory wybór.
SuperFarmer
Jedna z nielicznych gier, której fanami jesteśmy wszyscy we czworo i nikogo nie trzeba do niej namawiać. Przebój naszego wyjazdu na Cypr. Graliśmy tam w chyba codziennie a dziesiątki królików już na zawsze będą kojarzyć nam się z szumem morza za oknem. Po ogłoszeniu lockdownu była to pierwsza gra, po którą sięgnęliśmy w domu i od tego czasu gramy w nią regularnie. Co ciekawe, SuperFarmer to polska gra, która powstała w czasach II wojny światowej. Stworzył ją prof. Karol Borsuk, wykładowca matematyki z Uniwersytetu Warszawskiego, który po zamknięciu uczelni musiał znaleźć jakiś sposób na przeżycie. Wymyślił więc grę, która stała się bardzo popularna w Warszawie. Wojnę i powstanie przetrwał tylko jeden egzemplarz, na podstawie którego odtworzono zasady.
To kolejna gra, do której niepotrzebna jest plansza, a „składniki” można wziąć w woreczek zostawiając nieporęczne pudełko w domu. Jeszcze jej nie macie? No to teraz przynajmniej macie pomysł na prezent na dzień dziecka lub kolejne urodziny. SuperFarmera kupicie na przykład tutaj.
Piłkarzyki i Państwa-Miasta
Nie macie pod ręką żadnej gry? Nic straconego. Jeśli tylko znajdziecie kartkę w kratkę i długopis możecie zagrać w piłkarzyki. Jest to kolejna gra wyłącznie dwuosobowa, ale zawsze daje to nadzieję na zaprzęgnięcie dzieci do zabawy i chwilę relaksu dla was (do czasu, aż się pobiją, bo to drugie oszukuje). W Wikipedii znajdziecie taką wersję gry, jednak w tej, w którą na nudnych lekcjach grywaliśmy w liceum, boisko wygląda tak:
Zaczynacie od środka, i poruszacie się ruchami po jednej kratce, po linii lub na skos. Można się odbijać od innych linii, łącznie z krawędziami bocznymi i bramkami, lecz nie można po nich jeździć. Wygrywa oczywiście ten, kto pierwszy strzeli gola.
Kartka i długopis wystarczą też do gry w państwa-miasta zwaną również grą w inteligencję, której zasadniczą zaletą jest to, że można nią grać w więcej niż dwie osoby, ale nas jakoś nigdy nie wciągnęła. Jeśli nie pamiętacie zasad, to przypominamy: tworzycie tabelkę, w której wpisujecie kategorie: państwa, miasta, rośliny, zwierzęta, imiona męskie i imiona żeńskie, i co jeszcze sobie ustalicie (choćby stolicę, samochód czy rzekę). A potem jeden z graczy wybiera literę, na którą te wszystkie słowa mają się zaczynać. W momencie, kiedy pierwszy gracz wypełni całą tabelę, macie jeszcze ustalony przez Was czas na dokończenie. A potem zliczacie punkty. Zasad punktacji było pewnie tak wiele jak podwórek na których się wychowaliśmy, ale najprostsza to ta, gdzie dostajecie 10 punktów za unikatową, różną od innych nazwę, a 5 jeśli dzielicie ją z kimś. Dodatkowa premię możecie tez przyznawać, jeśli nikt inny nie wpisał żadnej nazwy.
Kalambury
W liceum i na studiach graliśmy w nie regularnie. Zarówno w wersję rysowaną jak i pokazywaną. Z dziećmi też się da, choć póki co zakres tematyczny jest nieco mniejszy niż gdybyśmy grali w dorosłym gronie. Co wcale nie oznacza, że jest dużo gorzej, nadal jest to świetna zabawa, w którą można grać w zasadzie wszędzie. I jak to bywa ze świetnymi zabawami, najlepiej kiedy trwają jak najdłużej. Warto więc wspomóc się porządną dawką pomysłów i zaopatrzyć się w familijne kalambury – Kukuryku! Kim jestem? Jak to działa? Sprawdźcie sami!
Poznajmy się
Wielu z rodziców z dziećmi widuje się w przelocie. Szkoła – praca – zajęcia dodatkowe – jeść – spać – czy na pewno wiemy, co słychać u naszych dzieci poza tym, że mają jutro sprawdzian z matmy? Co lubią? Czym się interesują? O czym marzą? Kim są? Teraz w czasach pandemii zapewne większość rodziców poznała swoje pociechy dużo lepiej niż kiedykolwiek planowała, ale w minionych, normalnych czasach, na takie luksusy większość z nas mogła sobie pozwolić tylko na wakacjach.
Poznawanie się to zresztą jedna z głównych zalet road tripów. I to nie tylko tych dalekich, które kochamy najbardziej. Jadąc samochodem z dziećmi przez Polskę w poszukiwaniu mało uczęszczanego lasu mamy całkiem sporo czasu, żeby porozmawiać o wielu różnych sprawach. Co zrobić, kiedy trudno nam zacząć? Wtedy warto sięgnąć po pomoc: na półce mamy dwie gry, które pokażą, jak dobrze znacie siebie nawzajem, i pomogą dowiedzieć się czegoś nowego. Jedna to Family Ego, druga to Pytaki. Niech was nie przestraszą wielkie pudełka, można je zostawić w domu, a ze sobą wziąć tylko zawartość.
Paletki do ping ponga
Ok, sąsiedzi nas prawdopodobnie nienawidzą, i może nie próbujcie tego w hotelach, gdzie ściany są grubości tektury, ale paletki i piłeczki do ping ponga plus jakakolwiek ściana potrafią nasze dzieci zająć na dłużej niż jakikolwiek tablet. Kiedy dzieci były młodsze, na każdy wyjazd zabieraliśmy garść balonów – nie tylko zapewniały rozrywkę, ale też pozwalały na zawarcie nowych przyjaźni mimo bariery językowej, w tak egzotycznych miejscach jak choćby Wietnam. Jednak paletki zajmują niewiele miejsca, są zdecydowanie bardziej ekologiczne i dużo bardziej angażujące, przynajmniej Maćka i Kalinę, którzy w ostatnich miesiącach zamknięcia stali się prawdziwymi pasjonatami tenisa stołowego.
Przy tej okazji chcieliśmy serdecznie przeprosić sąsiadki z dołu, ale na swoje usprawiedliwienie napiszemy tylko, że zwykle gramy na kuchennym stole. Jest może o prawie połowę mniejszy niż regularny stół do ping ponga, ale na pewno wyrabia dyscyplinę i wyczucie uderzenia. Za siatkę służą nam tomy dzieł zebranych Słowackiego (głównie dlatego, że nie mamy w domu kaset video). Pod domem, na boisku szkolnym mamy też plenerowe stoły. Mając w domu pasjonatów ping ponga warto pamiętać, że nie tylko w hotelach czy pensjonatach można znaleźć stół, ale nierzadko można na nie natrafić w parkach czy przy szkołach. Dwie paletki spakowane na wyjazd to niewielka cena za godzinę spokoju.
Oczywiście powyższa lista to dopiero początek, wierzchołek góry lodowej, ale liczymy na to, że z Waszymi pomysłami i komentarzami razem stworzymy pokaźną bazę gier i zabaw, które warto wziąć ze sobą w drogę, lub do których wystarczy kartka i długopis albo… wyobraźnia!
Wpis powstał we współpracy z siecią sklepów SMYK – www.smyk.com
Sorry, the comment form is closed at this time.
senesbaby
Ja polecam zabrać planszówki. W sklepie dla dzieci jest ogromny wybór, znajdziemy coś nawet dla najmłodszych. Na wyjazdowe wieczory sprawdzą się idealnie.