
Gdy przygotowywaliśmy się do wycieczki do Nikozji zrobiliśmy rutynowy przegląd blogów. Chcieliśmy się dowiedzieć jakie są atrakcje Nikozji, co w ogóle jedziemy oglądać, czego mniej więcej się spodziewać i choć pobieżnie zaplanować nasz pobyt. Ku naszemu zdziwieniu większość naszych koleżanek i kolegów po fachu zdecydowanie odradzała wizytę w stolicy Cypru. Nudno, brudno, nic nie ma i w ogóle bez sensu. No cóż, postanowiliśmy sprawdzić sami. Przeczytajcie nasz wpis, a dowiecie się czy warto jechać do Nikozji!
Nasza grudniowa przygoda na Cyprze trwała 10 dni. Zatrzymaliśmy się w Larnace, gdzie w ramach housesittingu zamieszkaliśmy w pięknym domu zaledwie kilka kroków od plaży zupełnie za darmo. Na cały pobyt mieliśmy wynajęty samochód, którym jeździliśmy na jednodniowe wycieczki po wyspie. A dokładniej po jej greckiej części, gdyż naszym samochodem nie mogliśmy niestety wjechać do części tureckiej. Siłą rzeczy zaczęliśmy więc nasz pobyt w Nikozji po jej greckiej stronie. Tam zostawiliśmy samochód na parkingu (o tym gdzie zaparkować w Nikozji piszemy na końcu tego tekstu). A następnie udaliśmy się do informacji turystycznej położonej z przeuroczym zagłębiu pamiątkowym i dalej w stronę ulicy Ledra.
Informacja turystyczna była zamknięta, ale pan ze sklepiku z pamiątkami na przeciwko nie tylko dał nam mapkę i opowiedział co koniecznie musimy zobaczyć, ale również stanowczo odmówił przyjęcia pieniędzy, gdy postanowiliśmy kupić pocztówkę… Z takim podejściem Cypryjczyków spotykaliśmy się co chwilę.
Tu aż kusi, by użyć naprawdę dużego kwantyfikatora i napisać: „Cypryjczycy są…”. I my damy się skusić, ale najpierw dość obszernie się wytłumaczymy. Nie lubimy dywagacji, który naród jest otwarty i gościnny, a który patrzy na turystów jak na chodzące portfele do oskubania. Po pierwsze, to zbyt wysoki poziom uogólnienia. Po drugie, turysta to człowiek, który w danym kraju spędza zazwyczaj tylko krótką chwilę i jego opinie o kulturze i jej przedstawicielach wyrabiane są na podstawie bardzo ograniczonego wycinka rzeczywistości. Po trzecie, doświadczenie pokazuje, że miejsce miejscu i sytuacja sytuacji nierówne. W turystycznym zagłębiu można zostać otoczonym sforą naganiaczy, a pięć kilometrów dalej można się spokojnie przespacerować, czy pogadać z kimś o życiu bez targowania się o cenę zupełnie niepotrzebnej lokalnej pamiątki „Made in China”.
I tak o podejściu Cypryjczyków do gości możemy mówić tylko przez pryzmat naszego krótkiego pobytu i ograniczonych interakcji. A były to kontakty wyłącznie pozytywne. Wszyscy byli pomocni, gościnni, zainteresowani nami i otwarcie mówiący o sobie. W dodatku zarówno w turystycznych, jak i mniejszych miejscowościach położonych na uboczu zazwyczaj mówiono bardzo dobrze po angielsku. Kwestia języka nie była może szczególnym zaskoczeniem na wyspie, która była kontrolowana przez Anglików i żyje z turystyki. Ale autentyczna gościnność była dla nas miłą niespodzianką. Ani na Malcie, ani w kontynentalnej Grecji, ani w południowych Włoszech nie czuliśmy aż tak pozytywnego podejścia do gości.
O TYM PRZECZYTASZ W TYM WPISIE
Nikozja – kilka słów o historii
Po pierwsze, warto właściwie ustalić jak nazywa się stolica Cypru: Nikozja, czy może Lefkozja (od greckiego lefko – biały), bo to drugie określenie zobaczycie np. na drogowskazach. Kiedy w 1960 roku Cypr uzyskał niepodległość i ustanowił trzy urzędowe języki: grecki, turecki i angielski funkcjonowały równolegle obie nazwy (z tureckim zapisem Lefkos). Tak było aż do 1995 roku, kiedy władze Cypru ostatecznie zdecydowały się na Lefkozję (Lefkosię) jako oficjalną nazwę. Najwyraźniej jednak polscy geografowie nie uznali, że wymaga to aktualizacji naszych dokumentów i oficjalnym terminem używanym w Polsce na określenie cypryjskiej stolicy pozostała Nikozja.
Nikozja jest zamieszkana od 4500 lat. Po wojnie trojańskiej, czyli mniej więcej 3100 lat temu Achajowie założyli w tym miejscu swą kolonię – Ledrę, która z czasem stała się jednym z królestw starożytnego Cypru pod kontrolą Asyryjczyków. Przez kolejne wieki traciła na znaczeniu na rzecz innych cypryjskich miast, które leżąc nad morzem rozwijały się dzięki handlowi. Przed przybyciem na Cypr Greków w IV wieku p.n.e. Ledra z dużego miasta-państwa zdążyła się zmienić w pozbawioną większego znaczenia rolniczą osadę. Grecy przemianowali Ledrę na Leukotheon, co w czasach chrześcijańskich zmieniono na Lefkosię.
Nowa nazwa to efekt wizyty na Cyprze Krzyżowców. Tak to z wyprawami krzyżowymi było, że choć celem europejskiego rycerstwa była Ziemia Święta, to obrywały po drodze różne inne mniejsze lub większe królestwa. Tak też było na Cyprze, kiedy poirytowany na traktowanie swojej narzeczonej król Ryszard Lwie Serce najechał Lefkosię, podbił ją, a potem odsprzedał Templariuszom, którzy zmienili miastu nazwę. I tak od końca XII wieku funkcjonuje nazwa Nikozja.
Templariusze nie przypadli do gustu Cypryjczykom, którzy po kilku latach wywołali przeciwko im powstanie. Po nim władzę w Królestwie Cypru objął na prawie 200 lat ród z Lusignan. Z czasów frankijskich pochodzi między innymi Katedra Św. Zofii, po osmańskim podboju znana jako meczet Aya Sofya a obecnie jako meczet Selimiye. Po prawie dwustu latach rządów Franków przyszedł czas na prawie dwustuletnie panowanie Wenecjan zakończone w 1572 roku podbojem osmańskim.
Te 200 lat to nasz ulubiony okres w architekturze Nikozji. Weneckie budowle, szczególnie te obronne, wyglądają często jak dekoracje do Alicji w Krainie Czarów. Chyba nikt tak pięknie nie kreślił murów miejskich, nie zaokrąglał bram, a stworzenie miasta na planie idealnego koła i naszpikowanie go strzałkowatymi bastionami niezmiernie nas urzekło.
Od Osmanów po… Turków
Osmański podbój był dla Nikozji katastrofą. Liczba ludności spadła z 21 tysięcy do niewiele ponad tysiąca. Przez lata wioski wokół Nikozji były większe od samego miasta, a średniowieczną liczbę mieszkańców osiągnęło ono dopiero na przełomie lat 20- i 30-tych XX wieku! A więc po ponad 40 latach rządów Brytyjczyków, którzy przejęli Cypr na mocy Konwencji Cypryjskiej w 1878 roku. Synowie (i córki) Albionu utrzymali wyspę pod swoją kontrolą aż do 1960 roku.
Już jakiś czas wcześniej zaczęły się nasilać walki i ataki przede wszystkim ze strony greckich Cypryjczyków dążących do włączenia Cypru do Grecji. Brytyjczycy postanowili więc wyjść po angielsku i pozwolili Cypryjczykom ogłosić niepodległość. No może nie do końca wyjść, bo pozostali na Cyprze w ramach międzynarodowych sił pokojowych pod dowództwem generała Petera Younga.
Nikozja jako stolica całego Cypru w praktyce funkcjonowała ledwie kilka lat. Tarcia w niepodległym państwie nie straciły na sile. W latach 1963-1964 roku wyspa została w praktyce podzielona, a tureccy Cypryjczycy utworzyli enklawy na północy kraju, w tym w północnej Nikozji. Generał Young złapał wtedy za zielony flamaster i oddzielił dwie zwaśnione grupy od siebie. Tak powstała zielona linia. Ani zapędy kartograficzne generała, ani dyplomatyczne wysiłki ONZ nie przyniosły wyczekiwanego porozumienia.
15 lipca 1974 roku Grecja przeprowadziła nieudany zamach stanu. Jego celem była natychmiastowa unia Cypru z Grecją. W odpowiedzi 20 lipca Turcja zaatakowała Cypr z morza i z powietrza, zajmując 3% powierzchni wyspy. Szybko ogłoszono zawieszenie broni i przystąpiono do rozmów. Mimo trwających rozmów 14 sierpnia 1974 roku Turcy przeprowadzili drugą fazę inwazji i w ciągu 3 dni zajęli 1/3 wyspy. To wtedy Nikozja została przecięta granicą i do dziś pozostaje ostatnią podzieloną stolicą europejską. 15 listopada 1983 roku turecka część terytorium ogłosiła niepodległość – powstała Republika Turecka Cypru Północnego, państwo uznawane wyłącznie przez Turcję.
Przyznajemy, że mając ograniczony czas skupiliśmy się głównie na tureckiej stronie miasta. Zaczęliśmy na południu, jednak szybko przeskoczyliśmy na północ gdzie spędziliśmy ładnych kilka godzin, po czym wróciliśmy na grecką stronę miasta gdzie zrobiliśmy sobie jeszcze krótki spacerek, przerwany zachodem słońca, spadkiem temperatury i deszczem. Co zrobić i co zobaczyć w Nikozji mając na to tylko jeden, niezbyt zresztą długi, dzień? Oto nasza propozycja:
1. Spójrz na miasto z Shacolas Tower
Zaledwie kilka kroków od głównego deptaka miasta, ulicy Ledra stoi Shacolas Tower – 11 piętrowy budynek, ze sklepem H&M na dole, a z punktem widokowym i mini-muzeum na najwyższym poziomie. Wejście do tego ostatniego łatwo przegapić, bo jest niejako od tyłu budynku – w bocznej uliczce. Z góry rozciąga się panoramiczny widok na całe miasto – średnio ciekawą i niewyróżniającą się niczym szczególnym stronę grecką, i kuszącą widocznymi z góry zabytkami, wieżami meczetów i czerwonymi dachami z górującą nad miastem olbrzymią, usypaną z kamieni flagą część turecką.
Flaga jest trochę policzkiem wymierzonym części greckiej, a jej znaczenie kiedyś było tym większe, że w czasach kiedy nie było przejść przez Zielona Linię Shacolas Tower było jednym z nielicznych miejsc, z których można było rzucić okiem na północny Cypr. I tak uchodźcy z terenów tureckich poza swoim domem gdzieś w oddali widzieli też wielką flagę nieuznawanego przez nich państwa. Usypano ją w latach 80-tych, podobno rękami rodzin ofiar masakr na Turkach, których dokonali greccy nacjonaliści przed wybuchem wojny. Ma 250 na 450 metrów, co odpowiada 12 boiskom do piłki nożnej. Obok flagi widać cytat autorstwa Ataturka:
Ne mutlu Türküm diyene! (Jak szczęśliwym jest ten, kto może nazwać siebie Turkiem!)
Flagę widać podobno nie tylko z Shacolas Tower ale również z kosmosu. Sądzimy jednak, że kosmici i tak mają duży problem z rozstrzygnięciem o co chodziło chociażby Inkom z liniami Nazca, żeby zajmować się jeszcze cypryjskimi flagami.
W obserwatorium można też obejrzeć krótki film przedstawiający historię miasta a także tablice ze starymi zdjęciami.
Wstęp: 2,50 EUR od dorosłego (dzieci wchodzą za darmo)
2. Przespaceruj się ulicą Ledra i przejdź na drugą stronę granicy
Spacerując po Nikozji na pewno nie ominiecie ulicy Ledra. Jest to reprezentacyjny deptak miasta, ze sklepami znanych sieciówek, fast foodami, knajpkami i restauracjami, nie różniący się wiele od warszawskiej Chmielnej czy setek podobnych deptaków w innych miastach świata. Z jednym małym wyjątkiem: idąc ulicą Ledra dojdziecie do przejścia granicznego, dzielącego miasto na dwie części.
Widząc granicę z daleka można odnieść wrażenie, że to tylko roboty drogowe, jakaś awaria, która doprowadziła do postawienia tymczasowych baraczków i ogrodzenia na środku chodnika. Jednak gdy podejdziemy bliżej zobaczymy to, co na każdym innym przejściu granicznym na świecie: smutnych panów w mundurach sprawdzających paszporty.
Zielona linia, która w Nikozji miejscami ma szerokość ledwie kilku metrów lub jednego podwórka, dalej dzieli miasto. Przez wiele lat był to granica szczelna. Dopiero w 2003 roku otwarto przejścia w hotelu Ledra Palace, przed wojną najbardziej luksusowym w mieście oraz na przedmieściach przy Ajos Demetios/Metehan. Pięć lat później, po kilku latach niełatwych starań uruchomiono to najbardziej znane – na deptaku na ulicy Ledra. I tak, po 45 latach, ulicą znowu da się przejść przez całe stare miasto.
3. Zagub się w uliczkach północnej Nikozji
Południowa część Nikozji jest uporządkowana, widać unijne fundusze inwestowane w odnawianie co starszych budynków, eleganckie restauracje, drogie sklepy. Ledra od końca lat 90-tych jest deptakiem pełnym knajpek i drogich sklepów. Całość tworzy wrażenie miejsca… nieco nudnego. Zgoła inaczej wygląda to po północnej stronie miasta. Mimo że wyraźnie zaniedbana i mniej zamożna, a jednak pełna uroku, barwna i gwarna część turecka zdecydowanie bardziej przypadła nam do gustu.
Jasne, nie jest idealnie – trzeba lawirować między stoiskami z podróbkami ciuchów, mydłem i powidłem, niczym w latach 90. na stadionie X-lecia, i samochodami zaparkowanymi w każdym wolnym miejscu, a jednak to właśnie tu, wśród kawiarenek z herbatą w pękatych szklaneczkach, knajpek z kebabami, stoisk z sokiem z granatu, stolików przy których mężczyźni grali w backgamona i wystających tu i ówdzie ponad budynki minaretów czuliśmy się lepiej niż w ugładzonej części południowej.
Uwaga praktyczna: do Tureckiej Republiki Cypru Północnego nie potrzeba wizy, nie jest też wbijany w paszporcie żaden stempel.
4. Zajrzyj do warsztatów i sklepików Buyuk Han
Karawanseraje, czyli zajazdy dla podróżnych budowane były wzdłuż szlaków komunikacyjnych, głównie w krajach arabskich, Persji i Azji Środkowej. Dwa z nich znajdziecie też w północnej Nikozji. Pierwszy – Buyuk Han, jest największym karawanserajem na wyspie. Stąd jego nazwa – Buyuk, czyli duży, Han, czyli zajazd. Jest też najpiękniejszym i zdecydowanie najbardziej popularnym wśród turystów miejscem w tureckiej części miasta.
Karawanseraj ma dwa piętra. Łącznie było tam 68 pokoi – górne służyły celom noclegowym, dolne – handlowym. Po środku dziedzińca stoi niewielki meczet. Zajazd wybudowany w 1572 roku po zdobyciu Cypru przez Osmanów był odwiedzany głównie przez kupców z tureckiej Alanyi. Po przejęciu Cypru przez Brytyjczyków, w latach 1892-1903, służył jako więzienie.
Potem znowu wrócił do swej pierwotnej funkcji zajazdu, a w latach 1947-62 był miejscem, gdzie najbiedniejsze rodziny mogły tanio wynająć pokój. Następnie powoli chylił się ku upadkowi i jak widać na zdjęciach zawieszonych w na jego murach, był w naprawdę złym stanie. Po gruntownym remoncie, a miejscami nawet odbudowie wygląda pięknie, goszcząc kawiarenki, sklepiki z pamiątkami i warsztaty z rękodziełem.
5. Porównaj go z mniejszym Kumarcilar Han
Kilka kroków dalej znajdziecie sporo mniejszy, skromniejszy i o jakieś dwa stulecia młodszy Kumarcilar Han – w wolnym tłumaczeniu Zajazd Szulerów (zwany też kiedyś Kucuk Han – Małym Zajazdem lub Zajazdem Wędrownych Muzyków). Ten budynek udało się uratować w praktycznie ostatniej chwili, bo przez wiele lat był częściowo zawalony i jego koniec był bliski. Po generalnym remoncie w 2018 roku wrócił do dawnego blasku i podobnie jak bardziej znany sąsiad stał się mini-turystycznym-centrum-handlowo-gastronomicznym. Oryginalnie było tam 56 pokojów, przy czym te na górze służyły podróżnym, a te na dole – zwierzętom.
Na nas zrobił wrażenia trochę sztucznego. Może to kwestia nowości, błysku wypolerowanych kamieni i faktu, że w większości był jednak odbudowany. A może faktu, że nie było w nim życia – kiedy do niego zajrzeliśmy byliśmy jedynymi gośćmi. Tymczasem po Buyuk Han niósł się gwar rozmów, w sklepikach było wielu klientów, a i spora część stolików była zajęta.
6. Poszukaj śladów katedry, które skrywa Meczet Selimiye
Minaret nad gotyckimi łukami, kolumny rozdzielające nawy wyłożone miękkim dywanem… Już na pierwszy rzut oka widać, że budowla nie zawsze była meczetem. Budowana w XIII i XIV wieku jako gotycka Katedra św. Zofii na ruinach wcześniejszego kościoła bizantyjskiego, nigdy nie została ukończona – budowa szła opornie, przeciągana licznymi wojnami i trzęsieniami ziemi. Mimo to koronowano tu nawet królów Cypru.
Jednak gdy w 1570 roku wyspa została zdobyta przez Osmanów, nieukończone wieże przekształcono w minarety. Do tego dobudowano fontannę do ablucji, mihrab oraz minbar, wnętrza pomalowano na biało i zmieniono nazwę na Aya Sofya, a w 1954 roku na Selimiye na cześć sułtana Selima II. Co ciekawe, był on w połowie Polakiem, no może Rusinem, bo jego matka – Aleksandra Lisowska urodziła się w rodzinie rusińskiej w Królestwie Polskim. Porwana w jasyr i wtrącona do haremu wielkiego sułtana Sulejmana została potem jego żoną – Hurrem. Jej syn – blondwłosy Selim II przeszedł do historii jako pijak, utracjusz i symbol końca potęgi Osmanów. Cóż, może jednak lepiej nie wspominać jego etnicznych korzeni…
Katedra swym wyglądem trochę dekorację do popularnego 20 lat temu serialu Sliders, gdzie bohaterowie skaczą między równoległymi rzeczywistościami. Czasem już prawie wydaje się, że są u siebie i nagle jeden mały szczegół zmienia wszystko. Na przykład jakby zamiast Pałacu Kultury stała wieża Eiffla, bo Paryż nie wyraził zainteresowania projektem i przejęła go XIX-wieczna Warszawa, albo Katedra Św. Zofii miała minarety, bo po katastrofalnej dla Osmanów bitwie pod Lepanto Wenecjanie nie byli w stanie odbić Cypru i zawarli upokarzający traktat oddający wyspę muzułmanom.
Los Katedry Św. Zofii, jest oczywiście podobny do wielu kościołów ona obszarach podbitych przez islam. Co więcej, architektura sakralna islamu od samego swojego początku bardzo mocno czerpała z architektury kościelnej, wchłaniając nie tylko budynki ale cały ich styl. Takim najbardziej znanym przykładem jest… Katedra Św. Zofii w Stambule (zachęcamy do lektury naszego tekstu o największych atrakcjach Stambułu). Tam jednak bizantyjska architektura dość mocno stopiła się z muzułmańskimi elementami. Gotyk i minarety, mimo 450 lat wspólnej historii, dalej nie współgrają.
Co dziwne, mimo że w Nikozji spędziliśmy prawie cały dzień, ani razu nie usłyszeliśmy nawoływania muezina, choć meczetów jest tam całkiem sporo. Do tej pory nie udało nam się rozszyfrować zagadki dlaczego.
7. Obejrzyj pokaz wirujących derwiszów w bedestenie
Tuz obok meczetu Selimiye znajduje się kolejny kościół, który po zdobyciu wyspy przez imperium Osmańskie stracił swą pierwotną rolę. Z historią sięgającą VI wieku, rozbudowany i przebudowywany od XII do XVI wieku, siłą rzeczy musi być mieszanką różnych stylów. Mieszają się tam pozostałości po kościele bizantyjskim, gotyk, a także elementy francuskiego, weneckiego, włoskiego i hiszpańskiego renesansu. Wenecjanie oddali go greckiemu Kościołowi prawosławnemu, który podniósł jego rangę do katedry.
W 1572 roku Osmanowie przekształcili go w bedesten, czyli zadaszony bazar. Początkowo handlowano na nim tkaninami, a z czasem można było tu kupić wszelkie rodzaje towarów. W 1873 roku został przerobiony na magazyn i tę rolę pełnił do całkiem niedawna. Kilka lat temu odrestaurowany, obecnie służy jako centrum kulturalne, gdzie, między innymi, regularnie odbywają się pokazy wirujących derwiszów.
8. Przejdź się zadaszonymi alejkami bazaru
Bazarów, jak na tureckie miasto przystało, jest w północnej Nikozji wiele, my nie mając w planach żadnych zakupów zajrzeliśmy do tego, który mieliśmy po drodze – zadaszonego marketu (Miejskie Targowisko Bandabulya) dosłownie kilka kroków od bedestenu w kościele św. Mikołaja i meczetu Selimiye. Możecie tam kupić zarówno owoce czy przyprawy jak i pamiątki. Zasadniczą zaletą – w porównaniu choćby do tego w Stambule – jest brak nagabujących sprzedawców, życie toczy się tu dużo spokojniej. Można pokręcić się po w alejkach i nacieszyć oczy kolorowymi towarami, nie musząc odpowiadać co chwila „no, thank you”.
9. Zobacz wenecką kolumnę na Placu Ataturka
Jak wszystko, co warte zobaczenia w północnej Nikozji, tak i Sarayonu zwany też placem Ataturka, jest rzut beretem od pozostałych atrakcji. Niby tym razem dystans jest trochę większy niż między Buyuk Hanem a Kumarcilar Hanem czy z meczetu Selimiye do bedestenu w kościele św. Mikołaja, ale nie znaczy to, że się nachodzicie: do placu będącego sercem tureckiej części miasta jest od wymienionych wyżej zabytków jakieś… 300 metrów.
Centralne miejsce placu zajmuje kolumna, przewieziona na Cypr w 1550 roku. Wszędzie opisuje się ją jako wenecką, co ma pewnie związek z czasami kiedy trafiła na Cypr, ale pochodzi z ruin greckiej Salaminy, prawdopodobnie ze Świątyni Zeusa. W obecnym miejscu jest dopiero od 1915 roku, wcześniej stała na dziedzińcu pobliskiego meczetu. Na placu stoi również XVIII-wieczna, nie działająca fontanna, a w pobliżu znajdziemy budynki sądu, poczty głównej, posterunki policji i siedziby kilku banków.
Do początków XX wieku na placu stał też Pałac Królewski. To tu rezydowali od początków XV wieku królowie frankijscy, po nich weneccy gubernatorzy. Tu też osmański dowódca zażądał, by ostatni gubernator wyspy się poddał. A gdy ten spełnił żądanie, został stracony wraz z i innymi mieszkańcami pałacu.
10. Zajrzyj do kameralnego Osiedla Samanbahce
Kolejne 200 metrów na południe i dochodzimy do osiedla Samanbahce. Zbudowali je Brytyjczycy na początku XX wieku w odpowiedzi na wzrost liczebności Nikozji i potrzebę tanich i dostępnych mieszkań. Był to pierwszy socjalny kompleks mieszkalny wyspie. Zaplanowano go w formie 72 domów ustawionych w 5 rzędach. Każdy z nich mierzy 82 m2 i składa się z dwóch sypialni, kuchni, łazienki, toalety i wewnętrznego dziedzińca. W centralnym miejscu osiedla stoi kamienna fontanna. Odnowione w 2003 roku, nadal jest zamieszkane.
Być może większość zwiedzających uzna, że nic tam nie ma. Ale nas urzeka skalą, regularnością i zadbaną zielenią na ogólnodostępnych chodnikach między domami. Jest też przykładem tego, jak w czasach strasznego wczesnego kapitalizmu i masowych migracji do miast próbowano zapewniać ludziom dach nad głową.
11. Przejdź się wzdłuż murów miasta do bramy Famagustańskiej
Spójrzcie na Nikozję z góry – wejdźcie na Google Maps i przełączcie widok na satelitę. Zobaczycie okrągły zarys XVI-wiecznych murów weneckich, które w całkiem niezłym stanie zachowały się do dziś! Do miasta prowadziły trzy bramy. My odwiedziliśmy jedną – Famagustańską, która obecnie mieści centrum kulturalne. Jest jeszcze brama Kireńska, będąca siedzibą informacji turystycznej po północnej stronie, oraz brama Pafos, znajdująca się nieopodal przecięcia się murów miejskich z linią graniczną przebiegającą między dwiema częściami miasta.
Wspominaliśmy już na początku tego tekstu o naszej słabości do weneckiej architektury. I Brama Famagustańska jest jednym z tych miejsc, które robią na nas ogromne wrażenie. Niby jej architekturą rządzą linie proste, a wszędzie gdzie tylko było można rozbrykany architekt (albo architekta) zaginał ołówek i wprowadzał łuki, zaokrąglone okna, a linie wyciągał w poziomie jak tylko mógł. Gotyk by to wszystko wystrzelił i wysmuklił, Bizancjum dorzuciło trzy kopuły i cztery wieżyczki, a u Wenecjan wszystko się rozjeżdża i faluje, jak to w wyciągniętej na morzu Wenecji.
12. Zobacz co kryje ziemia niczyja
No właśnie, linia graniczna. Jeśli wyobrażacie sobie po prostu płot czy ogrodzenie oddzielające północ od południa niczym zagrodę Kargula od Pawlaka, będziecie zaskoczeni. Grecką i turecką Nikozję dzieli „zielona linia” – pas ziemi niczyjej strzeżony przez siły ONZ. Spacerując po tej zamożniejszej, południowej części miasta, w pierwszej chwili możemy jej nie zauważyć. Jeśli jednak przejdziemy uliczką bezpośrednio przylegającą do granicy, zobaczymy druty kolczaste, zrujnowane budynki, worki z piaskiem pamiętające czasy konfliktu zbrojnego, wieżyczki strażnicze i bunkry. A jak podejdziecie naprawdę blisko, to nie zdziwcie się, jak wychyli się i spojrzy na Was groźnie żołnierz.
Nasz pobyt na Cyprze przypadł na drugą połowę grudnia, kiedy słońce zachodziło przed godz. 17. Było dość chłodno i często padało, co niestety znacznie ograniczało nasz czas zwiedzania, a szkoda, bo atrakcji w Nikozji spokojnie starczyłoby nam jeszcze na przynajmniej drugie tyle. Nie zajrzeliśmy do żadnego muzeum, choć gdybyśmy mieli więcej czasu chętnie odwiedzilibyśmy chociaż muzeum Cypru i muzeum Leventis.
Z kolei południową część miasta przebiegliśmy bardzo po łebkach zmarznięci, głodni i zmęczeni już nieco kilkugodzinnym szwendaniem, omijając z żalem Pałac Arcybiskupi, wiele meczetów i kościołów z najstarszym w Nikozji kościołem Chrysalionitissa na czele, i nie poświęcając należytej uwagi uliczkom starego miasta.
Ale i na północy nie na wszystko starczyło nam czasu. Tu też nie zobaczyliśmy wszystkich świątyń, które chcieliśmy odwiedzić. Odpuściliśmy Wielki Hamam (Buyuk Hamam), choć byliśmy zaledwie kilka kroków od niego, a im dłużej przeglądamy internet tym większe mamy poczucie niedosytu… Jednak nawet te kilka godzin spędzonych w Nikozji przypomniało nam, że blogi blogami, ale cudze opinie zawsze warto zweryfikować na własnej skórze. Bo nam proszę państwa w stolicy Cypru, a zwłaszcza w jej północnej części, podobało się bardzo. Chętnie tam jeszcze kiedyś wrócimy zobaczyć to, na co nie starczyło nam czasu!
Gdzie parkować w Nikozji?
Pewnie w sezonie parkowanie nie jest tak proste jak w deszczową Wigilię Bożego Narodzenia, ale tak czy inaczej jeśli pojedziecie samochodem to zaparkować gdzieś trzeba. My skorzystaliśmy z Constanza Bastion Parking, kilka kroków od meczetu Bayraktar i zaledwie kilkaset metrów od ulicy Ledras.
Parking jest darmowy poza sezonem. Latem 2019 roku miał kosztować 2,4 EUR za 24 godziny, czyli naprawdę niedużo. Warto jednak pamiętać, że w sezonie teren bastionu bywa podzielony między parking i bazar. O miejsce parkingowe może być wtedy naprawdę trudno. Na szczęście tuż obok, w bastionie D’Avilla jest kolejny parking – Tafros, gdzie za cały dzień zapłacimy 5 EUR. Wyraźnie więcej, ale nadal znośnie.
Jest to o tyle dobre miejsce na zaparkowanie samochodu, że 1) na parkingu jest darmowa publiczna toaleta, 2) na terenie bastionu jest ważny w kontekście tureckiego podboju Nikozji i podziału wyspy w czasach współczesnych zabytek. Meczet Baryaktar powstał w miejscu, gdzie wojska Osmanów przełamały opór obrońców i wdarły się do miasta. Na czele armii szedł żołnierz z flagą, który jednak po zatknięciu masztu został zabity przez obrońców. Nie powstrzymało to ataku i miasto zostało zdobyte. Bohaterstwo żołnierza uczczono budując dla niego w tym miejscu grobowiec, wokół którego powstał potem meczet.
Sam meczet upamiętniał historyczne wydarzenie, ale potem sam zagościł na kartach historii. Na początku lat 60-tych trzykrotnie detonowano tu bomby, co przyczyniło się do zaostrzenia etnicznego konfliktu na wyspie. Trzeci wybuch praktycznie obrócił meczet w ruinę. Pace nad jego odbudową zaczęły się dopiero w połowie lat 70-tych przy wsparciu UNESCO. Co ciekawe, pierwszy atak bombowy w 1962 roku podobno przeprowadził turecki wywiad w celu wywołania wojny domowej. Cóż, nieźle im się udało.
Jak płacić w Nikozji?
Zależy po której stronie granicy. Obowiązującą walutą na Cyprze jest oczywiście euro, jednak w Tureckiej Republice Cypru Północnego przygotujcie się na ceny w tureckich lirach. W północnej Nikozji nie ma też problemu z płaceniem w euro, ale kurs jest mocno niekorzystny. Trochę jak kurs euro do złotówki w niektórych sklepach w Polsce, które chwalą się, że przyjmują europejską walutę.
Wyjeżdżając na Cypr zdecydowaliśmy się nie brać ze sobą żadnej gotówki. Zdaliśmy się wyłącznie na karty w portfelu. Mieliśmy ze sobą kartę Revolut, która pozwala nie tylko płacić bez kosztów przewalutowania, ale też na tych samych zasadach wypłacać z bankomatów (do 800 zł miesięcznie).
Oprócz tego od jakiegoś czasu używamy karty Curve. To iście tolkienowskie rozwiązanie w stylu „jedna karta, która rządzi wszystkimi”. Wystarczy podpiąć do niej w aplikacji inne posiadane karty i można je zostawić w domu. Kiedy zapłacimy lub wypłacimy gotówkę przy pomocy Curve obciążona zostanie wybrana przez nas w aplikacji karta. Ba, jak zmienimy zdanie co do karty, którą chcemy obciążyć, to aplikacja pozwoli nam nawet wrócić w czasie i przerzucić koszt na inne konto. Curve ma też sporo innych zalet (np. cashback choćby w takich sklepach jak Lidl czy Auchan), ma też limity dotyczące płatność z bez prowizyjnym przewalutowaniem oraz, niestety, bezpieczniki, które nie pozwolą nam na nadużycia, np. wypłatę gotówki z karty kredytowej. Ostatnio niestety jesteśmy trochę rozczarowani naliczanymi w Curve prowizjami i coraz bardziej wracamy do Revoluta.
Jeśli chcecie poznać więcej możliwości płacenia w podróży zajrzyjcie do naszego poradnika „Jak płacić w podróży”.
Gdzie nocować w Nikozji?
Jak wspominaliśmy wcześniej my akurat w Nikozji nie nocowaliśmy, jednak jeśli chcielibyście zatrzymać się tam na noc, to zarówno na bookingu jak i na airbnb da się znaleźć oferty po obu stronach granicy.
Byliście w Nikozji i znacie jakiś nocleg wart polecenia? Podzielcie się w komentarzach, chętnie polecimy go czytelnikom!
A może coś zorganizowanego?
Nie macie czasu / cieprliwości / siły na samemu zorganizowane zwiedzanie? Może skusicie się na wycieczkę z Get Your Guide?
Wpis zawiera reklamy oraz linki afiliacyjne. Jeśli na nie klikniecie i skorzystacie z usługi reklamodawcy, my dostaniemy niewielką prowizję.
Sorry, the comment form is closed at this time.
JK
Wybieramy się do Nikozji zachęceni waszym opisem… Damy znać czy poradziliśmy sobie z samodzielnym zwiedzaniem
osiemstop
Jestem pewna, że sobie poradzcie! Powodzenia i udanego wyjazdu!
Amadeo33
Miałem w tym roku spędzać urlop na Cyprze, ale niestety lot został odwołany. Mam nadzieję, że uda mi się w tym roku polecieć. Wycieczka na Cypr to moje marzenie.
osiemstop
Mam nadzieję, że w przyszłym roku się uda, naprawdę warto!