W Szybeniku zatrzymaliśmy się wracając z Parku Narodowego Krka. Miał być spokojny spacer po mieście i relaksujący obiad – był nerwowy sprint i bułki złapane gdzieś w biegu. A i tak ulewa, która nas dopadła, zmoczyła nas do suchej nitki. Zdążyliśmy jednak zobaczyć kawałek miasta i nabrać apetytu na więcej. Szybenik to idealne miejsce na kilkugodzinny przystanek lub jednodniową wycieczkę.

Przesiadka w Pekinie i Wielki Mur
Kupiliście super-tani bilet do Azji i teraz przed Wami kilkanaście godzin czekania w Pekinie na przesiadkę? Zastanawiacie się czy da się wyjść z lotniska? Czy da się w tym czasie coś zwiedzić? Czy potrzebna będzie wiza? W tym wpisie podpowiemy Wam jak wyjść z lotniska, pojechać do Mutianyu, by zobaczyć Wielki Mur i jeszcze zdążyć na kolejny samolot.

Jeden dzień w Poznaniu z dziećmi
Jeśli nie macie jeszcze zbyt wielu noworocznych postanowień i dawno nie byliście w Poznaniu, to koniecznie dorzućcie do listy wyjazd do stolicy Wielkopolski. A jak już tam będziecie, to skorzystajcie z naszych podpowiedzi. Oto jak można spędzić jeden dzień w Poznaniu z dziećmi.

Z wizytą u Borejków. Moja Jeżycjada
– Znacie Poznań? – zapytał Wojtek z Poznańskiej Lokalnej Organizacji Turystycznej. – Nie – odpowiedział Paweł. – Tak – weszłam mu w słowo. Paweł spojrzał zdziwiony. Wiedział, że byłam w Poznaniu kilka razy w życiu i to raczej przejazdem, więc trochę zdziwiła go moja odpowiedź. – Znam Jeżyce – uściśliłam – w końcu czytałam Musierowicz.

Jak wychować dziewczynkę?
– Kalina, przymierz jeszcze to – rzuciłam znad wielkiej torby dziecięcych ubrań cierpliwie czekających na swoją kolej w piwnicy. Mieszały się w niej ubrania po Maćku i po córce mojej przyjaciółki. – Nie, mama, nie chcę tej bluzy, ona jest z robotem! – oznajmiła Kalina stanowczo. – I…? – nie do końca zrozumiałam co robot ma do rzeczy. – No przecież...

11 listopada w Poznaniu
Jest taki dzień, kiedy wielu warszawiaków chce uciec ze stolicy. I jest takie miasto, którego mieszkańcy odpowiedzą żartobliwie, że pewnie chodzi o dzisiaj. To miasto to Poznań. Mówi się tam dziwnie, żartuje rubasznie, a oszczędza się na wszystkim, tylko nie na rogalach świętomarcińskich i zabawie 11 listopada!
Dziś odpowiemy na ważne pytanie. Takie, które słyszymy od kiedy po raz pierwszy wyjechaliśmy w poszerzonym składzie. Pytanie zadawane przez znajomych i nieznajomych, na blogu, facebooku i w mailach, a nawet w komentarzach, szczególnie poza blogiem, choć tam było to raczej pytanie retoryczne, zakładające że jesteśmy najgorszymi rodzicami świata. Pytanie brzmi: “A co jak Wam dzieci zachorują?”.
Nasze pierwsze dni w drodze nie obfitowały w piękne miejsca, rajskie plaże i zapierające dech w piersiach zabytki. Przeciwnie, po plaży pełnej śmieci w Ho Tram kolejne dni zdawały się utwierdzać nas w przekonaniu, że przyjazd do Wietnamu był błędem. A potem przyszedł czas na Mui Ne, a właściwie to lokalną imprezową riwierę, czyli Ham Tien.
Wyjazd z Sajgonu nad morze do Ho Tram i Binh Chau miał być naszym skuterowym chrztem bojowym. Przez zatłoczony Sajgon, potem promem, pełną ciężarówek autostradą i bocznymi, wiejskimi drogami. Ponad 100 km różnymi drogami na niemłodych skuterach zapakowanych nami, dzieciakami i bagażami. Poszło nam znakomicie!
Coś nie mają szczęścia do historii Ząbkowice. Wieża im się przechyliła, zamek częściej był ruiną niż sprawną warownią, a Mary Shelley przechwyciła przedwojenną nazwę i Frankenstein kojarzy się teraz z monstrum wynikłym z nieudanej zabawy w Boga, a nie z pięknym, dolnośląskim miasteczkiem. Ale właśnie dla tych trzech powodów warto tam pojechać!